XVII

1.7K 159 36
                                    

W czwartek wieczorem Harry przemierzał korytarze Ministerstwa, zdecydowany dostać się do biura Hermiony Granger i poprosić ją o komórkę.

Hermiona, jako czarownica mugolskiego pochodzenia musiała posiadać telefon komórkowy, żeby być w stanie kontaktować się ze swoimi rodzicami i innymi członkami swojej niemagicznej rodziny. Co za tym szło, miała tam również Internet, za pomocą którego Harry mógłby bez problemu sprawdzić, co, do diabła, oznaczała ostatnia, zagadkowa wiadomość Malfoya.

Co prawda Harry, jako członek tylko i wyłącznie czarodziejskiego społeczeństwa, mógł pójść do biblioteki i sprawdzić to tradycyjnym sposobem, przekopując istne stosy książek, ale tak było łatwiej. Wystarczyło wyjść przed Ministerstwo, gdzie zasięg magii przestawał uszkadzać przedmioty elektroniczne i poświęcić dwie minuty na wygooglowanie tego, co potrzebował.

Może sam sobie załatwi komórkę? Jakoś nigdy jej nie potrzebował (gdyby zadzwonił do Dursleyów, pewnie rzucili dramatycznie słuchawką o ścianę i zmienili numer telefonu), ale teraz, kiedy Internet zaczynał królować może nie byłby to taki zły pomysł.

Jednak do biura Hermiony nie udało mu się dotrzeć, bo w połowie drogi przed oczami mignął mu Crown, gnający na złamanie karku między oburzonymi czarownicami. Na nieszczęście zmierzał bardzo konsekwentnie w jego kierunku i Harry poczuł jak zimna szpila wbija mu się gdzieś w okolice żołądka.

— Aurorze Potter — szepnął, kiedy tylko znalazł się tuż obok niego. — Dostałem wiadomość od Ginevry Goldstein. Bariery w jej mieszkaniu zostały naruszone, a nad budynkiem pojawił się Mroczny Znak.

Serce opadło Harry'emu do żołądka napełnione wrzącym strachem.

— Czy Ginny nic nie jest?

Crown pokręcił głową.

— Napisała, że kiedy dowiedziała się o Erniem McMillianie przeniosła się do specjalnie przygotowanego, nienanoszalnego miejsca. Poczuła jedynie, jak ktoś przenika bariery i poinformowała nas o tym, jak prosiliśmy.

Oczywiście. Grimmauld Place.

Harry odetchnął z ulgą.

Stosunki między nim i Ginny były dziwne od czasu ich zerwania. Nie wyobrażał sobie życia bez Ginny i dalej pozostawali przyjaciółmi, jednak wspomnienie tego, co kiedyś ich łączyło powodowało, że Harry przy każdej rozmowie czuł się jakby miał kamień zamiast języka. Zwyczajnie było niezręcznie, szczególnie kiedy w pokoju znajdował się mąż Ginny – niejaki Anthony Goldstein, który na punkcie byłego swojej żony stawał się nieco drażliwy.

Harry jednak nie potrafił przyjąć do wiadomości, że Ginny mogłaby nagle zniknąć. Ginny to Ginny. Zawsze tam była, piękna i pełna ognia.

— Byliście już na miejscu?

Crown pokręcił głową.

— Właśnie się wybieramy.

— Oczekuję pełnego sprawozdania.

Po tych słowach Crown kiwnął głową i oddalił się do punktu aportacyjnego.

Więc Harry miał rację. Prędzej, czy później Śmierciożercy zaczną polować także na resztę wojennych bohaterów, na jego najbliższych przyjaciół.

Jego niewyraźna mina była marną pomocą, gdy próbował przebić się do biura Hermiony obstawionego niczym baszta przez trzy sekretarki. Harry rozumiał, że jako Minister Magii Hermiona owszem, była zajęta, zabiegana, nie przyjmowała bez wcześniej zapowiedzianej wizyty, ale, do diabła, był jej najlepszym przyjacielem, Harrym Potterem, Wybawcą Czarodziejskiego Świata i jakie tam inne pierdoły opowiadali na jego temat. Oraz miał ważną sprawę. Dwie, jeśli wliczyć w to kwiatki.

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz