IV

2K 177 35
                                    

Harry przekazał listę Crownowi, który nie wyglądał na zadowolonego, że się wtrącał, ale nie odważył się skomentować, kiedy Harry zezwolił mu na przesłuchanie z użyciem veritaserum. Przezornie pozwolenie ważne było od poniedziałku, a Harry postawił jako warunek obecność Aurora Malfoya na przesłuchaniach.

Nie znał metod Crowna. Nie wiedział, czy mężczyzna potrafił odróżnić sprawy prywatne od służbowych i czy przesłuchanie nie zmieni się w zemstę, dlatego zamierzał wysłać tam Draco, tak przezornie. Wiedział, że Malfoy nie pozwoli na zbytnie pogwałcenie prywatności ani na obelgi.

Sam Malfoy zarządzenie to skwitował łaskawym skinieniem (Harry dopatrzył się w nim wdzięczności, chociaż nie był pewien, czy słusznie).

Był wtorek, cały tydzień po ostatnim zawiadomieniu, kiedy do biura Harry'ego wpadł nieco wymięty puchacz i upuścił na jego biurko krótką notatkę.

Harry, mimo że niewierzący, modlił się, by to nie było to, co myślał.

Niestety, piętnaście minut później stał przed domkiem jednorodzinnym na obrzeżach Londynu, a na jasnym niebie czerniał Mroczny Znak.

Pierwszą sprawę udało się do tej pory ukryć przed gazetami, ale teraz, razem z Malfoyem, który zamilkł zaraz po przeczytaniu wiadomości, przepychali się przez tłumy rozochoconych, rozgorączkowanych reporterów. Harry czuł się oślepiony przez flesze aparatów, a jego nazwisko zostało powtórzone tyle razy, że straciło już jakiekolwiek znaczenie.

Kiedy dotarli na ganek domku, powitał ich nerwowy wspólnik Crowna – Harry dalej nie umiał przypomnieć sobie jego nazwiska - jedynie zaklęciami powstrzymujący tłumy od wtargnięcia do środka.

— Auror Potter — odetchnął z ulgą na ich widok. — I Auror Malfoy. Powinniście zobaczyć, co jest w środku.

Harry obrzucił spojrzeniem tłumy dziennikarzy.

— Dasz sobie radę?

Auror Bez Nazwiska wzruszył ramionami.

— Muszę. Może gdyby wydał pan oficjalne oświadczenie coś by to dało, ale najpierw polecam się rozejrzeć.

Harry kiwnął głową i ruszył do środka, ignorując chciwe, reporterskie spojrzenia i pełne wyrzutu wrzaski. Nazwisko Malfoya powtarzało się niemal tak często jak jego własne.

Ten dom wyglądał zupełnie inaczej niż mieszkanie, które Harry obejrzał w kamienicy. Już przy pierwszym kroku pod podeszwami chrupnęło mu szkło i drewno. Ktoś zerwał tapetę odsłaniając nagie ściany, z drewnianej balustrady zostało jedynie kilka biednych kikutów.

— Cały dom tak wygląda — stwierdził Auror Crown, wyłaniając się z bocznych drzwi. Harry w pierwszym odruchu wyciągnął różdżkę w jego kierunku, jednak natychmiast ją opuścił. Kątem oka dostrzegł, że Malfoy robi to samo. — Tym razem wyrwali nawet kraniki ze zlewów i kurki spod prysznica.

— Raport, Aurorze Crown — zażądał Harry, rozglądając się dookoła.

Mężczyzna machnął ręką na znak, by ruszyli za nimi.

— Ofelia Jerome, jej mąż i dziecko — zreferował, wchodząc do kuchni. Trzy sylwetki siedziały usadzone wokół stołu, tak samo jak uprzednio. Kobieta wyglądała na najbardziej zmasakrowaną; Śmierciożercy zmiażdżyli jej nos i szczękę. — Czarownica czystej krwi, daleka gałąź rodziny Ollivanderów, przejęła interes z różdżkami po wojnie. Jej mąż był mugolem. Chłopak ma jedenaście lat, w tym roku mieli go wysyłać do Hogwartu.

Kuchnia została rozniesiona w puch, wszystkie szafki otwarte, szklanki i talerze zaściełały podłogę. Rozbili nawet okna i zerwali parapety, w ścianie działa ogromna dziura. Wyglądało jakby weszli i rzucili bombardę na wszystko, co zobaczyli.

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz