IX

2.2K 159 62
                                    

Harry'ego, ku jego własnemu zaskoczeniu, nie obudził budzik, ale trzask zamykanych, łazienkowych drzwi. Zamrugał, a po sekundzie stał już na nogach z różdżką w dłoni i okularami na nosie, starając się rozbudzić z błogiego rozespania.

A później zdał sobie sprawę z kilku rzeczy.

Po pierwsze było późno. Bardzo. Na zegarku nad drzwiami dochodziła dziesiąta rano.

Po drugie, w nogach łóżka leżała koszula, skarpetki i bokserki Malfoya, poplątane z ubraniami Harry'ego, które ten miał na sobie wczoraj.

Po trzecie, był całkiem nagi.

Przebiegł palcami po włosach i odrzucił różdżkę na łóżko, gdzieś w pomiętą pościel i ruszył do szafy, wciągając na siebie jedne z całego arsenału wygodnych, pluszowych dresów jaki posiadał. Czuł, jak pieką go plecy i uda, słyszał jak Malfoy tłucze się w kuchni (wcale nie cicho, jakby jego celem było obudzenie Harry'ego) i nie mógł pozbyć się zadowolonego uśmiechu satysfakcji z twarzy.

Tyle czekania i och, w końcu.

Nareszcie.

Przeciągnął się starannie, rozciągając mięśnie.

Jeszcze do środy myślał, że zwariuje od samego obserwowania – jak bardzo się mylił. Wariował od samego wspomnienia dotyku Draco i od cichej nadziei, że pierwotne żądanie randki przed seksem było obietnicą czegoś długiego i przyjemnego, przepełnionego częstymi powtórkami wczorajszego wieczoru.

Malfoy siedział przy kuchennym stole w samych spodniach i popijał kawę. W rękach już jakimś cudem trzymał Proroka i przeglądał go bez zainteresowania, z włosami ponownie związanymi w warkocz – choć trochę mniej dbały niż zwykle. Biała skóra lśniła w świetle poranka. Harry z zadowoleniem zauważył, że wczorajszy wysiłek Malfoya poszedł na marne – szyję znowu miał naznaczoną śladami warg i zębów Harry'ego, podobnie jak zagłębienia między żebrami.

— Nie szczerz się tak, Potter — parsknął Draco, nawet nie unosząc na niego wzroku. — Wiesz, że to powinno się leczyć? Nikt nigdy mnie tak nie urządził.

— Zawsze musi być ten pierwszy raz — prawie zaświergolił Harry, wchodząc głębiej do kuchni i samemu biorąc dla siebie kubek, wypełniając go jeszcze gorącą wodą z czajnika.

— Z trzydziestoletnim dewiantem, o gracji galopującego dzika — pokiwał głową Malfoy. — Czarująco.

— Wczoraj nie narzekałeś — odgryzł się Harry, siadając naprzeciwko niego i biorąc łyk kawy. Przyjemnie oblała mu gardło i popieściła gorzko podniebienie.

Malfoy w końcu uniósł na niego spojrzenie.

— Och tak — cmoknął. — Wczoraj nie było na co narzekać. Seks był zaskakująco dobry, zważywszy twój odwieczny celibat — zadrwił złośliwie.

Harry spojrzał na niego groźnie znad krawędzi kubka. Malfoy był okropny. Jak zawsze.

— Byłem w związkach — zaprzeczył.

— Żaden ci nie wyszedł, a ostatni był żałosne cztery lata temu — wytknął mu Malfoy.

Harry poświęcił chwilę, by przeanalizować absurdalność sytuacji.

Siedzieli w jego kuchni, w samych spodniach, po świetnej kolacji i jeszcze lepszej nocy i teraz Malfoy mówił mu co? Że to tyle? Jednorazowy wyskok? Tyle chciał?

Może faktycznie tylko tyle. Harry nigdy nie był dobry w odczytywaniu znaków, jakichkolwiek. Może się pomylił albo zrobił sobie głupią nadzieję i teraz pochodzi trochę zraniony, by później znowu rzucić się w wir pracy.

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz