III

2.2K 181 29
                                    

Koniec końców, Harry wylądował w miejscu, w którym był zawsze, kiedy wpakowywał się w kłopoty. Na kanapie przed swoją najlepszą przyjaciółką Hermioną Granger-Weasley.

— Nie do końca rozumiem — zmarszczyła brwi Hermiona. Harry siedział w ich mieszkaniu od jakichś dziesięciu minut i po wygonieniu z pokoju swoich ukochanych chrzestnych dzieci, których znikąd nigdzie nie wyganiał, zapieczętował pokój tak silnym zaklęciem, że Hermiona wątpiła, by Ron sobie z nim poradził, kiedy wróci z mugolskiego Londynu. Przez ten czas nic tylko bełkotał coś wściekle o Malfoyu i wrednych Aurorach, a później padł na kanapę i oświadczył grobowym głosem.

— Śmierciożercy.

— Co?

Harry pokrótce wyjaśnił jej stan wszystkich mieszkań mugolskiej kamienicy, a następnie wysupłał z kieszeni pomiętolony, pobrudzony krwią pergamin i rzucił na stolik do kawy jako niezaprzeczalny dowód. Hermiona nie wzięła go do ręki, ale kiedy przeczytała chwiejnie napisane słowa, zbladła lekko widocznie pod podkładem.

— Myślisz, że to naprawdę oni? — spytała słabo. — Ci, których nigdy nie znaleźliśmy po wojnie?

— Tak sądzą moi ludzie — potwierdził Harry, a następnie skrzywił się. — Chociaż moi ludzie patrzyli też na Malfoya, jakby on sam przechadzał się po mugolskich kamienicach i rzucał Avady, gdzie popadnie.

— Co on ma z tym wspólnego?

— Nic — odparł ponuro Harry. — Poza tym, że zażądał urlopu i spierdolił.

— Język, Harry — upomniała go Hermiona bardziej odruchowo, gdyż myślami wyraźnie znajdowała się gdzie indziej.

— On uciekł, Hermiono!

— Bo on nie jest taki ty, Harry. Myślałam, że już to odkryliśmy.

Harry burknął coś jedynie o odpowiedzialności pod nosem.

— Przestraszył się. Wiesz, że Ministerstwo nie jest dla niego miłe, nawet po tylu latach, i wątpię, by chciał przechodzić jeszcze raz przez to wszystko, do czego zmusili go po wojnie. Powinieneś to wiedzieć, w końcu ty się z nim przyjaźnisz, nie ja — zauważyła nieco uszczypliwie.

Harry poczuł, jak wstyd pali go w przełyku, ale przełknął go dzielnie. Hermiona miała rację – to on powinien wysnuć te wszystkie wnioski, nie jego przyjaciółka, która ledwo widywała Malfoy na korytarzach Ministerstwa.

Harry przyłożył palce do skroni, czując ból pulsujący pod skórą.

— Teraz podejrzenia będą jeszcze większe.

— Daj mu czas — stwierdziła Hermiona, po czym wskazał palcem na świstek pergaminu. — Sprawdzaliście to już?

Harry pokręcił głową.

— Zrobię to jak wrócę do domu. Może znajdziemy ślady sygnatury magicznej, ale wątpię.

— Zawsze zostaje jeszcze charakter pisma — zasugerowała Hermiona.

Harry kiwnął tylko zmęczony głową. Kołnierz aurorskich szat wpijał mu się w szyję.

— Muszę wyciągnąć z tego jak najwięcej zanim Crown sobie o tym przypomni. Prowadzi śledztwo.

Harry jako Szef Biura Aurorów nie mógł brać na siebie żadnej sprawy. Jego zadaniem była koordynacja ludzi, więc nawet kiedy dowodził na misjach robił to bardzo nieoficjalnie.

Hermiona znała Crowna. Poruszyła się niespokojnie.

— Nie wolisz wyznaczyć do tego kogoś innego?

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz