Harry niedzielną kolacje u Rona i Hermiony przyjął z ogromna ulgą. Co jakiś czas stołowali u siebie nawzajem (częściej u nich, bo przenoszenie tak małych dzieci przez Fiuu, a następnie upilnowanie ich na obcym terenie było katorgą, jak to określał Ron) i były to nieliczne wieczory, kiedy Harry naprawdę czuł się młody, jakby Hogwart pukał ponownie do ich drzwi, bez trosk, zmartwień i Voldemorta.
Przynajmniej do niedawna, bo siłą rzeczy nie dało się uniknąć rozmowy o tym, a Hermiona wydawała się okropnie przybita. Wygonili więc po posiłku obrażone dzieci (co, jak Harry zauważył, zaczęło być bardzo przykrym zwyczajem, kiedy rozmawiali o wojnie, odniesionym zarówno do Hugo i Rose, jak i do Scorpiusa).
— Kingsley zastanawia się nad odejściem ze stanowiska — oświadczyła płasko Hermiona, kiedy zamknęły się drzwi.
Harry zamarł na swoim krześle.
— Akurat teraz?
— Nie, żeby chciał. — stwierdził Ron ponuro. Nie wyglądał na zaskoczonego rewelacją, co oznaczało, że Hermiona rozmawiała z nim wcześniej. — Ludzie są bezlitośni. Śledzisz gazety, co nie?
— Przestałem — przyznał Harry. — Nie piszą nic pożytecznego, tylko oskarżają mnie o współpracę z Voldemortem i sieją panikę. Z tego, co wiem, tylko dwa magazyny do tej pory piszą jeszcze o nas cokolwiek dobrego.
— Oskarżają Kingsleya, że jest tak samo skorumpowany jak Knot, tak samo przerażony i zafiksowany na własnej posadzie, że zrobi wszystko, by ją zatrzymać. Jeśli sam nie odejdzie, ludzie go zrzucą — oświadczyła sztywno Hermiona. Również wyglądała na wykończoną.
Harry oparł łokcie na stole i potarł skronie.
— Przecież to są zupełne bzdury — powiedział cicho zdławionym głosem. — Kto ma takie pomysły? Wszyscy pracujemy do porzygu, żeby to rozwiązać, śpię po cztery godziny, Malfoya wywalili ze stanowiska, jego syna ze szkoły, Auror prowadzący sprawę niknie mi w oczach, przeorganizowałem całe biuro, a teraz jeszcze chcą robić przewrót na szczycie? Akurat teraz?
Wiedział, że brzmiał nieco histerycznie, ale w takich sytuacja, kiedy banda zbrodniarzy wojennych chwiała całym systemem i robiła tak skuteczne przedstawienie, że ludzie zaczynali emigrować, histeria była jak najbardziej wskazana.
Hermiona pociągnęła nosem.
— Polityka rządzi się swoimi prawami. I nigdy nie przynosi nic dobrego.
— Strasznie niewdzięczna robota — mruknął Ron, bawiąc się trzymanym w dłoniach kubkiem.
Harry jęknął niekontrolowanie i przetarł desperacko oczy.
— Mam dość. Śmierciożercy na pewno to wykorzystają, żeby zrobić jeszcze większe zamieszanie — spojrzał na dwójkę swoich przyjaciół. — Wiecie może, kogo Kingsley chce na zastępstwo?
Minister miał prawo poprzeć kandydata, ale tylko jeśli odchodził na własne życzenie. Jeśli go wyrzucali miał guzik do gadania. Jeśli Kingsley zrezygnuje samodzielnie, będzie mógł wybrać następcę i wystarczy, że Wizengamot przyklaśnie jego decyzji.
Mina Hermiony stężała, na co Harry zaniepokoił się wyraźnie.
— Powiedz, że nie jakiegoś idiotę, co będzie wszędzie wciskał swój długi nochal.
Ron spojrzał na niego z posępnym rozbawieniem.
— Nie za dużo czasu z Malfoyem, stary? Zaczynasz gadać jak on.
Harry z całych sił starał nie oblać się rumieńcem.
Oczywiście, że nie wiedzieli. Jak mieliby wiedzieć, kiedy Harry im nie powiedział? Kiedy on i Malfoy nigdy nie całowali się publicznie, pozostając w ramach ostrożnej przyjaźni, a to co było między nimi nie zostało nawet do końca sklasyfikowane? Kiedy wiadomość o nich razem podsyciłaby tylko plotki, panikę i zbiorowe wybywanie za granicę?
CZYTASZ
Nasze ostatnie słowo || Drarry
FanfictionHarry Potter ma trzydzieści trzy lata i jest Szefem Biura Aurorów. Draco Malfoy jest za to osobistym utrapieniem jego i całego departamentu, a przy tym przyjacielem i sojusznikiem. Harry żyje spokojnie jako Chłopiec, Który Przeżył dopóki, po raz p...