Harry pojawił się w swym mieszkaniu dopiero wieczorem – trzeba było tymczasowo, oficjalnie aresztować Greybacka, ustalić datę przesłuchania i podpisać kilka papierów, a po wszystkim nie mógł się powstrzymać i ruszył do Rona i Hermiony.
— Może nie będziemy na razie oblewać końca sprawy — zadecydował Ron, nalewając do dwóch kieliszków mugolskiej wódki. — Ostatnio wszystko okazało się lipą. Możemy za to oblać złapanie tego popaprańca.
Harry wypił na raz czując, jak pali go gardło.
— Gdzie Hermiona?
— W Ministerstwie — odparł Ron niepewnie. — Dopinają wszystko na ostatni guzik.
Na pytające spojrzenie Harry'ego wzruszył ramionami.
— Wyznaczyli datę. W środę Kingsley ogłosi, że odchodzi ze stanowiska i wyznaczy ją na konferencji prasowej.
Harry wytrzeszczył oczy.
— Nie żartuj.
Ron pokręcił głową.
— To nie żarty. Mionka jest mega nerwowa. Myśli, że sobie nie poradzi, nawet, jeśli ją przegłosują.
Harry w zamyśleniu pogładził się po policzku, czując pod opuszkami szorstkie, krótkie włoski. Przydałoby mu się golenie.
— Hmm. Pewnie pomoże jej informacja o złapaniu Greybacka. Możemy ją udostępnić prasie dopiero w środę.
— Stary, nie wiem. Nie znam się na tych wszystkich zagrywkach politycznych.
Harry spojrzał na niego zbity z tropu. Polityka? Przecież on też zupełnie się na niej nie znał; chciał tylko pomóc Hermionie.
Pokręcił głową.
— Spytam się jej.
Więc, kiedy Harry wrócił do mieszkania, było późno i ciemno. Zaraz po wejściu do domu wpakował się pod prysznic, zrzucając po drodze do łazienki buty i ubrania. Dopiero, kiedy pojawił się w swojej sypialni z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, zauważył na szafce nocnej bukiecik jasnoniebieskich róż, przewiązanych wstążką. Koło nich leżała karteczka, wypełniona strzelistym, równym pismem Draco.
Nieładnie wyrzucać czyjeś podarki, Potter.
Harry aż zadrżał z gniewu.
Bezczelny! Czego on się domagał, mieszając mu w głowie, by później bez najmniejszych nawet wyrzutów sumienia pokazać, że przez cały ten czas świetnie się bawił. A teraz próbował go przekupić, jakby myślał, że kilka kwiatków załatwi sprawę!
Żadnej skruchy. Najmniejszych przeprosin. Niczego, co sygnalizowałoby, że Harry nie miał racji.
W życiu nie przyznałby się, że autentycznie zrobiło mu się przykro.
— Pierdolę to — mruknął Harry pod nosem i wyrzucił bukiecik przez otwarte okno.
Gniew aż w nim wrzał.
***
Św. Mung pachniał sterylnością. Hermiona zawsze gnębiła go za używanie tego określenia, ponieważ, według jej wielce poszanowanego zdania, zapach nie mógł być sterylny.
Jednak Harry nie potrafił znaleźć innego określenia. Tak pachniał szpital. Po prostu.
Nie cierpiał szpitali, może dlatego, że spędzał w nich jedną czwartą swojego życia. Wbrew oczekiwaniom wszystkich naiwnych duszyczek, talent Harry'ego do wpadania w kłopoty wcale nie wyparował. Wręcz przeciwnie, został pomnożony razy kilka i Harry znał imiennie prawie cały personel.
CZYTASZ
Nasze ostatnie słowo || Drarry
FanfictionHarry Potter ma trzydzieści trzy lata i jest Szefem Biura Aurorów. Draco Malfoy jest za to osobistym utrapieniem jego i całego departamentu, a przy tym przyjacielem i sojusznikiem. Harry żyje spokojnie jako Chłopiec, Który Przeżył dopóki, po raz p...