XVIII

1.8K 152 13
                                    

Mieszkanie Harry'ego sprawiało wrażenie nieco... wybrakowanego.

Po dwóch nocach spędzonych w miękkim łóżku Draco Malfoya, jego wydawało się teraz zaskakująco nudne i zdecydowanie cierpiało na brak drugiej osoby.

Ponieważ Harry przez ostatnie kilka dni tak przyzwyczaił się do obecności Draco Malfoya, że teraz, kiedy go nie było czuł się skrajnie oszukany.

Chociaż może tak było lepiej. Kiedy Draco był w pobliżu, nieustannie go prowokował, zaczynając już od pierwszego ranka, kiedy w samych bokserkach wsunął się ponownie pod kołdrę i umiejscowił ciepłe usta na jego żebrach, zaciskając gdzie nie gdzie zęby, a kiedy Harry rozbudzony i pobudzony odwrócił się w jego kierunku, by sięgnąć tych drażniących, cudownych warg, zamiast pocałunku otrzymał kanapkę. On więc krztusił się twarożkiem, a Draco z lubością ocierał o jego biodro, przypominając nisko, że seksu nie będzie.

Po kilku takich porankach, Harry miał więc wrażenie, że prędzej rzuci się przez pobliskie okno niż Malfoy pozbędzie się swojej odtrącającej złośliwości. Cierpiał więc okrutnie, a to cierpienie przetykane było impulsami przyjemności, kiedy Draco łapał między zęby jego ucho, bądź całował po karku. Robił wszystko, by go sprowokować, a Harry nie miał zamiaru odpuszczać tak łatwo.

Co to, to nie. Wytrzyma. Umiał wytrzymać, nawet jeśli Draco chodził dookoła roznegliżowany i wciąż muskał jego ramiona. Nawet, jeśli Harry był Gryfonem i w jego żyłach zamiast krwi płynął impuls, potrafił nad sobą panować. Robił to tyle czasu, udowodni więc Malfoyowi, że nie skapituluje.

Takim więc o to sposobem, wśród przyjemnych wieczorów i wspólnych kolacji, podczas których Draco więcej narzekał niż chwalił, prowokacja drugiego stała się swego rodzaju zawodami. I Harry zdecydowanie nie zamierzał ich przegrać.

Co prawda, było to ciężkie, kiedy jego serce trzepotało jakby ktoś je nakręcał. Draco oczywiście niezbyt się zmienił. Jego mina cały czas była przepełniona znudzonym zdegustowaniem, jednak czasami... Czasami obejmował go od tyłu lub zatapiał nos w ciemnych włosach, udając, że to wcale nie jest nienaturalne, że zawsze tak było i tak być powinno. Harry czuł, jak z niezręczności drżały mu ramiona, jednak ton głosu Draco i jego twarz pozostawały niewzruszone. Żadnej niepewności, najmniejszego wahania, ale Harry widział w tych drobnych gestach odbicie ich wcześniejszej rozmowy i, mimo że było to niezwykle rzadkie i niedbałe, znaczyło więcej niż chciałby przyznać.

Sam Harry również obserwował wnikliwiej i grzecznie łykał eliksir. Jeśli to był sposób, w jaki Draco okazywał przywiązanie, to mógł się do tego przyzwyczaić.

Wychodziło więc na to, że obydwaj w czasie, w którym nie próbowali doprowadzić drugiego do granic wytrzymałości próbowali się starać. Nieco kulawo, ale Harry był szczęśliwy z takiego obrotu spraw.

Więc, gdy w niedzielę kładł się w swoim własnym łóżku, odczucie było zaskakująco... puste.

Zamknął oczy, starając się unormować oddech.

Nie cierpiał leżeć w łóżku pożerany przez myśli, ponieważ to wiązało się z nic nierobieniem. Łatwiej było z kimś obok, bo zawsze mógł się skupić na cieple, promieniującym z drugiego ciała, ale jeśli nie zasypiał od razu, musiał wstać, przejść się po mieszkaniu, zrobić cokolwiek, po czym poczułby się śpiący.

Tak więc po piętnastu minutach wystawił spod kołdry stopę, żeby zrobić obowiązkową rundkę między kuchnią, a łazienką, ale nie zdążył nawet stanąć na równe nogi, kiedy poczuł, jak bariery, zmyślnie ustawione wokół jego mieszkania, protestują jękliwie na czyjąś niepożądaną, niespodziewaną obecność.

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz