Harry przesunął dłonią po kilkudniowym zaroście, ciemniącym się na policzkach. Draco lubił ten zarost, zdecydował się więc złożyć brzytwę i wsunąć ją z powrotem do szuflady. Po raz ostatni przeczesał włosy palcami i sięgnął po wisząca na drobnym, posrebrzanym haczyku koszulę.
Osobiście uważał, że jak na trzydziestosześciolatka prezentował się całkiem zgrabnie. Wciąż miał płaski brzuch i twardą pierś, pokrytą ciemnymi włosami, jego nogi nie wyglądały na słabe, kiedy ubierał ciasne spodnie, a zmarszczki znaczące twarz układały się jedynie wokół oczu i jedynie, kiedy się uśmiechał.
Dzisiaj naprawdę się postarał, stwierdził, zapinając ostatnie guziki, zostawiając kołnierzyk luźno ułożony wokół widocznych wyraźnie pod skórą kości obojczykowych. Koszulę dostał od Draco; materiał był w głębokim odcieniu czerwonego wina, krój podkreślał wąski pas i szerokie ramiona.
Przynajmniej Draco tak mówił. Harry naprawdę się nie znał.
Ostatni raz zlustrował całą swoją sylwetkę, wetknął różdżkę w rękaw koszuli i wyszedł z łazienki. Zapach jednego z francuskich dań, którego nazwy Harry nie potrafiłby wypowiedzieć za wszystkie brylanty świata, roznosił się po kuchni; przymrużył oczy z aprobatą. Zastanawiał się nad restauracją albo nad jakimś innym wytwornym miejscem – w końcu Draco Malfoy nie był niczym innym jak uosobieniem elegancji w ciele o kolorze alabastru – jednak żaden z nich wciąż nie przepadał za rozgłosem. Zacisze domu, ich wspólnego domu, wydawało się odpowiednie.
Sprawdził po raz ostatni stół, ciemny obrus i wino, pasujące kolorem do jego koszuli. Zegar nad piecem wybijał właśnie szóstą wieczorem. Jeszcze kilkanaście minut. Czuł wyraźny zarys małego pudełka w swojej kieszeni, a na ramionach ciężar dłoni Scorpiusa, kiedy niespełna dzień wcześniej chłopiec objął go na pożegnanie.
— Tata się zgodzi — powiedział mu dzieciak. — Nie jest w stanie wytrzymać w spokoju tygodnia, kiedy ciebie nie ma. Nie zgodzi się tylko, jeśli spieprzysz.
Harry upomniał go za przekleństwo, a później odprowadził go do kominka. Doprawdy, dzieciak z wiekiem nie robił się ani trochę mniej przerażający.
Doskonale pamiętał swoją nerwowość z nim związaną, na początku, kiedy wszystko było jeszcze kruche i chwiejące się na cienkich nóżkach. Jak widać po latach nic się nie zmieniało, aczkolwiek ich ostatnie rozmowa rzuciła nieco światła na kilka spraw.
Nie mógł powstrzymać się od parsknięcia, kiedy przypominał sobie słowa Scorpiusa, unosząc pokrywkę i sprawdzając, czy sos nie postanowił zrobić mu wybitnie na złość i spalić się akurat dzisiaj. Haniebnie skosztował go z drewnianej łyżki, wyraził aprobatę, a później poszedł poszukać talerzy z zestawu innego niż ten, który Draco uznawał za „paskudnie plebejski"
&&&
W tym roku to Harry dostał misję zaprowadzenia Scorpiusa na Pokątną i towarzyszenia mu w kupowaniu potrzebnych do szkoły przedmiotów.
Draco był przez to gburliwy cały ranek.
— Co za paskudny imbecyl — mamrotał pod nosem, mieszając agresywnie swoją poranną kawę. — To, że on wygląda jak karłowaty troll, który przez przypadek wpadł pod autobus, nie oznacza, że każdy cierpi na tę, pożal się Merlinie, haniebną przypadłość! Niektórzy są na tyle atrakcyjni, by posiadać partnerów, a nawet mieć dzieci!
Harry mruknął coś znad swojej gazety, za co został obdarzony naprawdę chłodnym spojrzeniem. Nachylił się nad stołem.
— O kim dzisiaj rozmawiamy?
— Potter, do diabła, kto jest karłowaty i brzydki jak prababka Umridge?
Harry uniósł brwi w zapytaniu, a Draco westchnął ciężko, biorąc naprawdę duży haust gorącej kawy. Od czasu, kiedy jego włosy ścięło przypadkowe zaklęcie, pozostawił je krótkie, kilkucentymetrowe, kręcące się miękką blond falą na karku i nad jasnym czołem. Marszczył białe brwi, długimi palcami obejmował rączkę perfekcyjnie białego kubka.
CZYTASZ
Nasze ostatnie słowo || Drarry
FanfictionHarry Potter ma trzydzieści trzy lata i jest Szefem Biura Aurorów. Draco Malfoy jest za to osobistym utrapieniem jego i całego departamentu, a przy tym przyjacielem i sojusznikiem. Harry żyje spokojnie jako Chłopiec, Który Przeżył dopóki, po raz p...