Harry obudził się w otoczeniu bieli.
Od razu zamknął oczy z powrotem, czując, że taka jasność to w tej chwili za dużo. Bolało go dosłownie wszystko, od czubka głowy – miał wrażenie jakby ktoś toporem próbował mu rozłupać czaszkę od środka – aż do dużego palca u lewej stopy.
Jęknął boleśnie.
Wszystko.
Otworzył oczy ponownie i spróbował wstać, podpierając się na łokciu. Miał wrażenie, jakby żebra naciskały mu na płuca uniemożliwiając złapanie powietrza, świszczał ciężko, jakby dostał ataku astmy.
— Stary, leż. Jesteś w szoku.
Nagle nad jego głową pojawiła się pomarańczowa, gadająca plama, Harry poczuł jak nacisk delikatnych palców sprowadza go z powrotem do pozycji horyzontalnej. Plecy tłumiły bólem, kiedy ponowie układał się na miękkich poduszkach.
— Poczekaj, zawołam Uzdrowiciela.
Ron. To był głos Rona.
Harry westchnął i zamrugał oczami ponownie, starając się wyostrzyć wzrok. Po chwili dotarło do niego, że nie ma na nosie okularów – wysiłki pójdą więc na marne.
Drzwi trzasnęły i tym razem nad nim pojawiły się dwie plamy, pomarańczowa – ruda czupryna Rona – i o jakimś nieokreślonym kolorze, zbliżonym nieco do swego rodzaju, szarawego blondu.
— Panie Potter, czy słyszy mnie pan wyraźnie?
Język również miał zdrętwiały, jakby nie używał go od co najmniej stulecia. Gardło również paliło, wyschłe na wiór.
— Panie Weasley, niech pan mu poda wody.
Rozmazana pomarańczowa plama szarpnęła się gwałtownie, a po chwili Harry ujrzał wyraźnie jego piegowate długie palce, podsuwające mu do ust krawędź szklanki. Przyjął ją łapczywie, zlizując z brzeżku ostatnią kropelkę, czując jak woda wygładza suchość w ustach, rusza język, oblewa ścianki piekącego gardła.
— Panie Potter?
— Słyszę — wychrypiał Harry przerażony tym, jak okropnie brzmiał jego głos. — Czy mogę... — musiał na chwilę przerwać, bo głos gdzieś mu uciekł, Ron ponownie podał mu wypełnioną szklankę. — Okulary.
Ktoś wsunął mu je na nos, nieco krzywo. Harry zamrugał; twarz jego przyjaciela nareszcie stała się wyraźna, podobnie jak stojąca obok niego kobieta – drobne stworzonko, o mysich, spiętych w warkocz włosach i twarzy uzbrojonej w rogowe okulary o naprawdę grubych szkłach. Grubszych chyba nawet niż jego samego.
Gdyby nie piekący ból w żebrach najprawdopodobniej roześmiałby się z absurdu sytuacji - właśnie dostał czymś paskudnym, a naprawdę obchodziła go ślepota Uzdrowicielki.
Chyba miała na imię Anastazja. Harry nie był do końca pewien, na pewno za to już się kiedyś nim zajmowała.— Czy pamięta Pan, co się stało? — spytała, machając różdżką zawzięcie tuż przed jego nosem, jakby za punkt honoru wzięła sobie wydłubanie mu oka. Blask zaklęć diagnozujących jarzył się słabo na końcu niepozornie krótkiego patyczka.
Półmrok magazynu, jasny świst przejrzystych myśli, zagłuszane pospiesznym Lumos wyrzuty sumienia i ciemna, mroczna magia wbijającą mu pod skórę. Wrzaski, miotane w pośpiechu zaklęcia.
— Czy komuś jeszcze coś się stało? — zapytał zamiast odpowiedzieć. — Był tam cały zespół, Auror prowadzący sprawę i...
— Wezmę to za "tak" panie, Potter — przerwała mu Uzdrowicielka. Harry pamiętał, że po raz pierwszy jej wiek oszacował na około czterdzieści lat - była suchą służbistką - okazało się jednak później, że nie skończyła nawet trzydziestki. — Czy coś pana boli?
CZYTASZ
Nasze ostatnie słowo || Drarry
FanfictionHarry Potter ma trzydzieści trzy lata i jest Szefem Biura Aurorów. Draco Malfoy jest za to osobistym utrapieniem jego i całego departamentu, a przy tym przyjacielem i sojusznikiem. Harry żyje spokojnie jako Chłopiec, Który Przeżył dopóki, po raz p...