XVI

1.6K 153 55
                                    

— Harry!

Hermiona znalazła się w jego ramionach kiedy tylko przekroczył próg jej mieszkania.

— Rany, Harry, wszystko w porządku? Zniknąłeś tak szybko, szukałam cię.

Harry odchrząknął.

— Tak, pewnie. Miałem coś do zrobienia i no. Po prostu wyszedłem trochę wcześniej. Przepraszam.

— Nie, nie, nie ma za co — zapewniła go Hermiona, wciąż zarumieniona po popołudniowej uroczystości. — Zwyczajnie zaczęłam się martwić.

— Stary, nie zgniataj mi żony.

W holu pojawił się Ron z uśmiechem na piegowatej twarzy – rude włosy sterczały mu pod dziwnym kątem i oczy miał podkrążone jakby przed chwilą wybudził się ze snu.

Harry przewrócił oczami.

— Tak, tak, przestrzeń osobista Minister Magii.

Hermiona posłała mu spojrzenie oscylujące między niepokojem a rozbawieniem.

— To nie jest śmieszne, Harry. Już mam kupę roboty i przynajmniej dwie sowy, sygnalizujące, że Kingsley powinien wyznaczyć kogoś innego, ale nawet ustępując z urzędu musiał poddać się korupcji.

Harry posłał jej zagadkowe spojrzenie, starając się nie wyglądać zbyt żałośnie.

— Staram się. Dzisiaj udostępniamy prasie złapanie Greybacka. Mówiłem wam o jego przesłuchaniu, prawda? Mówiłem? — zmarszczył brwi w zastanowieniu. Nie umiał sobie przypomnieć, czy już im o tym opowiadał.

— Taa, mówiłeś — odparł Ron, opierając się ramieniem o framugę. — Serio wszystko okej? Wyglądasz, jakby przebiegło po tobie...

— Stado wściekłych testrali, tak wiem. — Harry machnął ręką niedbale, kończąc za przyjaciela. Ron uniósł brwi, robiąc głupią minę.

Przypomniał sobie widok Draco dzisiaj w Sali konferencyjnej i poczuł, że bardzo, ale to bardzo nie chce o tym teraz myśleć.

— Tylko czemu? — Hermiona zmrużyła oczy podejrzliwie. — Myślałam, że już jest w porządku.

Harry skulił się pod ostrzałem ich egzaminujących spojrzeń.

— Było. Jest — bąknął, starając się brzmieć pewnie. — Nieważne. Nie po to tu przyszedłem.

Odchrząknął. Dalej stał w progu, w butach, ale żadnego z nich to nie obchodziło, kiedy Harry ewidentnie miał jakieś wieści.

— Wysłałem zespół do Wiltshire, sami specjaliści w znajdowaniu śladów — zaczął znużonym głosem. — Udało im się znaleźć tę siedzibę, odróżnili trzy sygnatury w zaułkach. Możliwe, że jedna z nich należy do tego całego lidera.

Hermiona zatrzepotała powiekami w zastanowieniu.

— To dobrze — odparła ewidentnie zawiedziona. — Co prawda, spodziewałam się czegoś pikantniejszego po tym wstępie, ale lepsze to niż nic.

Harry spojrzał na nią skonsternowany.

— Och, nie — zaprzeczył, rozumiejąc. — Po to też tu nie przyszedłem. Chciałem kawę i towarzystwa. Przyzwyczaiłem się, że ktoś jest ze mną wieczorem.

Był tak zmęczony, że nie zwracał nawet uwagi na to, co mówi i z gafy zdał sobie sprawę, dopiero kiedy spojrzał w oczy Rona, szerokie z zaskoczenia.

— Bez szczegółów, stary — wykrztusił. — Nie wiedziałem, że kogoś masz.

— Nie mam — odpowiedział Harry ponuro. Znowu to głupie uczucie! W dodatku czuł, że rumieniec wspina mu się po karku, bo o krótkim epizodzie z Malfoyem Ron i Hermiona mieli się nigdy, przenigdy nie dowiedzieć. — Tak jakoś... Po prostu... Czy mogę zwyczajnie dostać swoją kawę? — zakończył zdając sobie sprawę, że brzmi dwa razy bardziej żałośnie niż sądził, że zabrzmi.

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz