Skrzywiłam się, patrząc na to, jak Jessica przekonuje swoją siostrę, aby ta zajęła się chłopcami. Czasami Angela lubiła dorobić, ale widocznie na dziś miała inne plany, które Jess skutecznie niszczyła, zwłaszcza, że powołała się na jakiś dług sprzed dwóch tygodni. Współczułam jej; myślałam, że moja droga przyjaciółka będzie chciała wprowadzić plan w życie dopiero jutro, a nie dziś, kiedy miałam przed sobą jeszcze dwa dni pracujące.
Nawet nie wiedziałam, kiedy miała się odbyć ta cała kolacja z Gabrielem.
Westchnęłam tylko, ruszając w stronę kuchni, do której popchnęła mnie Jessica. Przed chwilą dosyć jasno się wyraziła, że powinnam jak najszybciej zadzwonić do mężczyzny, dopytując się o szczegóły.
Przewróciłam oczami, biorąc do ręki telefon. Jess kłóciła się przez telefon z Angelą w salonie, chłopaki siedzieli u siebie, więc musiałam odbyć tę wątpliwie przyjemną rozmowę w kuchni.
— Słucham? — Przymrużyłam oczy, słysząc przyjemny dla ucha baryton. Nie mogłam tak reagować za każdym razem, gdy tylko odbierze telefon. Ogarnij się, Brownstone! — Aby zacząć ze mną rozmawiać, musisz coś powiedzieć.
Brawo, Sherlocku.
— Dziękuję, że mnie uświadomiłeś — parsknęłam, a dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana. Chociaż to było poczucie humoru Gabriela: spokojnie wypowiedziany żart bądź uwaga, z charakterystycznym błyskiem w oczach, którego teraz nie miałam okazji zobaczyć. — Na kiedy planujesz kolację z prawnikiem?
— A już nie możesz się doczekać? — Prychnęłam, słysząc jego cichy śmiech. Zazdrościłam mu tego doskonałego humoru; chociaż raz chciałabym się niczym nie przejmować i mieć kogoś, kto przejąłby moje obowiązki. Jeden taki dzień, a odpoczęłabym za ostatnie osiem lat. — Myślałem nad piątkiem, co ty na to?
— Jasne — mruknęłam, przygotowując się mentalnie na kłótnię, która pewnie zaraz nastąpi. Nie mogłam pozwolić na to, by działał za moimi plecami. — Podobno zapłaciłeś za udział chłopaków w warsztatach.
— Tak... — Zacisnęłam zęby, słysząc, jak od razu zmienił ton głosu na ostrożniejszy. Czyżby się mnie bał, po tym, jak mi groził? W końcu to on miał przewagę na każdym szczeblu, co pięknie mi wypomniał w kawiarni. — Zapłaciłem. Chyba nie masz mi tego za złe, prawda?
— Teraz wszyscy będą gadać — warknęłam do słuchawki, zaciskając mocniej na niej palce. Tak na prawdę, nie obchodziło mnie, co będą mówić o mojej osobie. Bałam się tylko o psychikę bliźniaków, którzy pewnie znów dostaną rykoszetem. — Pomyślałeś o tym w ogóle? Mogłeś do mnie zadzwonić i uzgodnilibyśmy wszystko, ale nie. Wiesz lepiej, do cholery!
— Elisabeth, spokojnie — powiedział łagodnie, na co moja krew zawrzała. Czy on nie mógłby chociaż raz się zdenerwować? Zawsze był w cholerę spokojny! Nawet teraz! — Nie przyjęłabyś pieniędzy ode mnie, o czym doskonale oboje wiemy. Nie miałem innego wyjścia, bo jesteś uparta jak osioł.
— Ja jestem uparta jak osioł, baranie?! — wysyczałam, czując, że zaraz dostanę białej gorączki. Jak on w ogóle śmiał? — To ty trwałeś w swoich, czasami chorych, pomysłach parę tygodni! Nawet nie wiesz, ile razy miałam ochotę ci wypomnieć, ale nie! W końcu musiałeś doprowadzić zadania do końca, nawet te najgłupsze! Więc nie mnie nazywaj osłem!
— Jeju, nie krzycz — parsknął śmiechem, a ja zdałam sobie sprawę, że zbyt żywiołowo zareagowałam na jego ostatnią uwagę, ale nadal miałam ochotę wygarnąć mu wszystko, co się we mnie zbierało przez ostatnie osiem lat. — El, wiem o tym wszystkim, ale nie zauważasz, że ty też czasami się tak zachowujesz. A zdaję sobie sprawę, że gdybym zadzwonił, a ty jakimś cudem, pewnie przez przypadek, byś odebrała, to usłyszałbym, żebym poszedł się pieprzyć z tymi pieniędzmi.
CZYTASZ
Ostatnia szansa - ZAKOŃCZONE
RomanceOd ośmiu lat Elisabeth Brownstone walczyła z kłodami, jakie los rzucał jej pod nogi. Zdawała sobie sprawę, że życie samotnej matki nie było ani łatwe, ani proste, ale codziennie musiała sobie przypominać, o co walczyła. Jednak jeden dzień zmienił ws...