11. Sentymenty

2.3K 147 4
                                    

Byłam wściekła tak bardzo, że aż pobielały mi kłykcie, przez to, jak mocno zaciskałam palce na swojej torebce i płaszczu. Nawet nie wiedziałam, jak udało mi się go tak szybko odebrać. Oczywiście, mogłam przewidzieć, że ten wieczór się tak skończy; jednak musiałam spróbować i dać się sprowokować jakiemuś oślizgłemu prawnikowi.

Niech ich dwójkę szlag najjaśniejszy trafi!

— Elisabeth! Zaczekaj! — Usłyszałam znany sobie głos i stanęłam zaskoczona na schodach, które prowadziły na plac przed wejściem. Odwróciłam się w stronę Gabriela, który szedł żwawym krokiem w moją stronę. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego; ściągnięte brwi i usta wykrzywione we wściekłym grymasie.

Na pewno nie miałam ochoty słuchać żadnych pretensji z jego strony. A na to by wskazywało jego zachowanie.

— Co chcesz? — syknęłam, gdy tylko jeszcze bardziej się do mnie zbliżył. Czułam jak krew zaczyna mi się jeszcze bardziej gotować w żyłach na samą myśl, że ten zdrajca przybiegł bronić swojego pracownika. — Jeszcze wam mało?! Przyszedłeś jeszcze bardziej mnie upokorzyć?

— El, wysłuchaj mnie — powiedział już spokojnie, kładąc mi dłonie na ramionach, które praktycznie od razu zrzuciłam, odsuwając się spoza zasięgu jego rąk. Westchnął sfrustrowany, przeczesując palcami włosy. — To wszystko nie tak miało być. Nie wiedziałem...

— Czego nie wiedziałeś?! — parsknęłam histerycznym śmiechem, a przez łzy w oczach widziałam rozmazaną sylwetkę mężczyzny przede mną. Gorzka rozpacz i zawód paliły mnie w gardło, kiedy otworzyłam usta, aby znowu coś powiedzieć. Drugi raz bardzo boleśnie się przekonałam, że mojego przyjaciela już nie był. Tamten chłopiec umarł, a został mężczyzna bez serca, którego tak bardzo nie chciałam go słuchać. — Tego, że tylko my mieliśmy te zdjęcia?! Tego, że twój prawnik wyciągnie sprawę sprzed ośmiu lat na światło dzienne? Tego, że mi groziłeś, ty dupku?!

Nie chciałam słuchać jego odpowiedzi. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam szybkim krokiem w stronę parkingu, na którym stały taksówki. Pojedyncze łzy powoli spływały po moich policzkach. Otarłam je wściekła.

Jednak, mimo wszystko, chyba najbardziej byłam zraniona.

— Porozmawiajmy — mruknął, łapiąc mnie za lewę przedramię. Nie panowałam nad swoimi ruchami, po raz kolejny. To całe upokorzenie, złość za te wszystkie lata wymknęły się spod kontroli. Odwróciłam się w jego stronę gwałtownie, a moja dłoń z trzaskiem wylądowała na jego policzku.

Zrobiło mi się słabo. Nie powinnam była tego robić, chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że poczułam jakąś dziwną ulgę. Tak, jakbym coś zamknęła. Jednak to nie zmniejszyło wyrzutów sumienia, które jak fajerwerki wybuchły w mojej głowie. Zwłaszcza, jak patrzyłam na Gabriela, który dotknął swoją dłonią zaczerwienionego policzka.

— Zasłużyłem na to — powiedział cicho, rozmasowując obolałą skórę. Doskoczyłam do niego bliżej, opierając jedną dłoń na jego ramieniu i przyjrzałam się z zaniepokojeniem miejscu uderzenia. O czym ty wtedy myślałaś, głupia idiotko?! — Czy teraz, po twoim pokazie siły i moim rosnącym strachu przed tobą, możemy porozmawiać?

— Tak bardzo cię przepraszam — szepnęłam, unikając jego wzroku, skupiając swoje spojrzenie na okolicy kości jarzmowej mężczyzny. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam jak zakłada za ucho jedno z pasemek, które buntowniczo opadło mi na twarz, mocząc się od wcześniejszych łez.

— Nic się nie stało, El — mruknął miękko Gabriel, przyciągając mnie bliżej siebie. Jego ręką powędrowała na moją talię i ruszyliśmy w dół schodów. Szłam sztywno niczym kołek, a przed oczami miałam scenę, jak go spoliczkowałam. Nie chciałam się zachować tak nieodpowiedzialnie, a teraz miał kolejny argument, aby odebrać mi dzieci. — Jak ręka?

Ostatnia szansa - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz