Mama będzie smutna.
To jedno zdanie pojawiło się w umyśle Thomasa, gdy patrzył się w błękitne oczy swojego brata. Oboje w jednym momencie zwrócili uwagę na spadającą szklaną figurę, przedstawiającą sowę z rozłożonymi skrzydłami - maskotkę ich szkoły.
Po chwili rozległ się krzyk nauczycielki i przerażającą ciszę przerwał stukot ekskluzywnych butów na obcasie.
— Vince... — odezwał się płaczliwym tonem Tom, patrząc na swojego bliźniaka, licząc w duchu na to, że uda im się jakimś magicznym sposobem zniknąć z tego korytarza.
Doskonale oboje zdawali sobie sprawę, że to oni zostaną oskarżeni o zniszczenie jednej z najcenniejszych figur szkoły muzycznej, mimo że nawet nie kiwnęli w jej stronę małym palcem. Ktoś musiał stać się kozłem ofiarnym, a na pewno nie mógł nim być syn przedsiębiorcy, który wpłaca dosyć spore sumy na konto placówki. Dlatego nawet bardziej opanowany chłopiec spojrzał się ze łzami w oczach na pozostałości szklanego ptaszyska.
To wasza ostatnia szansa, chłopcy. Nie zmarnujcie jej.
Thomas i Vincent usłyszeli te słowa dwa tygodnie temu z ust pani dyrektor, gdy wybito w ich obecności szybę piłką do gry w koszykówkę. Wtedy także znaleźli się w złym miejscu i czasie, ale nawet nikt tego nie chciał słuchać.
Kozły ofiarne.
Biedne dzieci, które bez stypendium nie miały prawa się pokazać w murach tej szkoły. Gdyby nie posiadały niesamowitego talentu, to już po pierwszym ich wykroczeniu pani Davis musiałaby ich wydalić. Jednak nawet ona nie była w stanie przekonywać w nieskończoność całej rady pedagogicznej o niewinności bliźniaków lub przyszłej poprawie zachowania dzieci.
— Teraz już was na pewno wyrzucą, ofermy! — zaśmiał się starszy chłopak, który niedawno zrzucił figurę z półki.
Odbiegł w stronę swoich kolegów, unosząc ręce do góry w triumfalnym geście. W końcu, po zbyt długim czasie, wygrał z tymi przybłędami i nie będzie musiał na nich patrzeć. Cały czas się pałętali pod jego nogami, przeszkadzając nawet w chodzeniu na lekcje.
— Vincent! Thomas! Do gabinetu pani dyrektor! Za mną! — syknęła przez zaciśnięte zęby blondwłosa kobieta w ołówkowej sukience, która pojawiła się po chwili na korytarzu, obok miejsca zdarzenia. Poprawiła na nosie okulary, patrząc z rozpaczą na pozostałości figury, po czym całą wściekłość skierowała na bliźniaków. — Tyle lat pracy, a wy to wszystko niszczycie! Już teraz się z tego nie wywiniecie!
Thomas zaczął cicho szlochać i, szurając smętnie butami po śliskiej podłodze, ruszył za nauczycielką wraz z Vincentem, który także nie hamował łez. To doprowadzało młodszego o parę minut brata do jeszcze większej rozpaczy. Zachowanie bliźniaków poskutkowało cichymi śmiechami na korytarzu oraz wytykanie ich palcami.
— Cisza i do sal! Jeśli kogoś zobaczę na korytarzu, to osobiście wstawię mu naganę i dopilnuję, by do końca roku nie wyszedł z tej szkoły na żadne wycieczki! — warknęła głośno wicedyrektorka, po raz kolejny poprawiając na nosie ciężkie oprawki.
Wszyscy popędzili do swoich sali lekcyjnych, aby tylko uniknąć gniewu pani Johanson. Znana była ze swojej surowości i z tego, że nigdy nie rzucała słów na wiatr. Właśnie z tego powodu nawet Vincent dostawał dreszczy na plecach. Przy wicedyrektorce nie mieli szans na ułaskawienie, chociaż nic złego nie zrobili.
Jednak każdy uczeń szkoły „Młodych talentów" wiedział, że projektem sowy zajmowała się sama pani Johanson. Właśnie dlatego, ona nie mogła im tego odpuścić.
Usiedli na krzesełkach, o wiele dla nich za wysokich, przed sekretariatem. Thomas coraz bardziej zanosił się szlochem, a Vince ocierał mokre policzki, próbując udawać tego spokojniejszego. Jednak oboje zdawali sobie sprawę, co się niedługo stanie i jaki to będzie cios dla ich matki.
CZYTASZ
Ostatnia szansa - ZAKOŃCZONE
Roman d'amourOd ośmiu lat Elisabeth Brownstone walczyła z kłodami, jakie los rzucał jej pod nogi. Zdawała sobie sprawę, że życie samotnej matki nie było ani łatwe, ani proste, ale codziennie musiała sobie przypominać, o co walczyła. Jednak jeden dzień zmienił ws...