Usiadłam na starej, zżółkłej kanapie w malutkim salonie, która służyła także jako moje miejsce do spania. Zacisnęłam kurczowo palce na starym albumie ze zdjęciami, czując jak jego chropowata powierzchnia drażniła skórę. Bałam się go otworzyć. Zresztą - tak jak zawsze. Jednak za każdym razem powtarzałam sobie, że uda mi się pokonać ten lęk.
Czysta panika wypełniała moje ciało, gdy tylko pod opuszkami czułam te charakterystyczne zadziory i nierówności, znajdujące się na okładce. Musiałam się z tym zmierzyć.
Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę w stanie wyrzucić wszystkie fotografie, które mi się z nim kojarzyły. Na samą taką myśl, moje serce wpadało w niespokojny rytm. Byłam uzależniona od wspomnień o nim. Kiedy obydwoje byliśmy beztroscy i myśleliśmy o problemach danego dnia, a nie o przyszłości. Wszystko było takie proste i klarowne. Razem w szkole, później w tym samym mieście kolejne etapy edukacji i jedna, ogromna przyjaźń.
A on odszedł.
* * *
Odłożyłam wypełnione papiery równo na biurku w gabinecie mojej przełożonej. Zerknęłam szybko na zegarek; siedemnasta dwanaście. Znowu zostaną mi naliczone nadgodziny, a dzieci ponownie będą czekać na mnie na świetlicy. Kolejny dzień, w którym dwójka chłopców spojrzy się ze smutkiem przez okno.
Westchnęłam. Nie miałam najmniejszego wpływu na to, co wymyślała Nina. Ona jako jedyna decydowała, o której będę mogła wyjść z biura.
„Masz wykonać wszystko, co powiem. Bez słowa pretensji."
W głowie słyszałam jej pełen jadu głos i widziałam ten złośliwy uśmieszek, w który wykrzywiała swoje czerwone usta. Nie znosiłam tej kobiety, zresztą - ze wzajemnością. Tak szczerze, to nie miałam pojęcia, co Ninie we mnie nie pasowało. No, może oprócz tego, że nie posiadałam drogich ubrań, najmodniejszej fryzury, zrobionych paznokci... Jednym słowem: byłam gorzej sytuowana niż ona, co wypominała mi na każdym kroku. Niby to drobne docinki, jednak bolały. Zwłaszcza, że w przeszłości starałam się stać w obronie takich dzieciaków.
„Kto ma miękkie serce, to musi mieć twarde siedzenie, kochanie."
Ojciec, jak zawsze, miał rację. Powtarzał mi to wiele razy, gdy byłam młodsza. Wtedy uznawałam, że wszystko się ułoży. Z każdej sytuacji były przynajmniej dwa wyjścia? Chyba nie w tym życiu.
— Możesz pakować swoje rzeczy. Jesteś zwolniona. — Usłyszałam za sobą i zdrętwiałam. Odwróciłam się powoli, odrzucając do tyłu burzę rudych włosów, które aż wołały o pomstę do nieba. Spojrzałam się na średniego wzrostu blondynkę ze zbyt dużym nosem; wydając tyle pieniędzy na swój wygląd, mogłaby o niego zadbać u chirurga. Normalnie nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby na każdym kroku mi nie docinała ze względu na mój wygląd. — Głucha?
— Dlaczego? — zapytałam cicho, słysząc niepewny ton swojego głosu. Jeszcze osiem lat temu, byłam praktycznie w stanie wszytko załatwić; jednak jedna sytuacja sprawiła, że stałam się kobietą, cały czas patrzącą za siebie i uległą. Nie sprzeciwiałam się. Nie dyskutowałam. Pozwalałam się traktować z góry. Wszystko po to, aby utrzymać pracę. Bez wykształcenia nie mogłam podbić wielu etatów w Londynie. Zwłaszcza, że samo utrzymanie mieszkania nie należało do najtańszych, a nie miałam serca go sprzedać. — Przecież wszystko zrobiłam na czas, dotrzymałam terminów...
— Czy ty siebie widziałaś? Nie pasujesz tu i koniec dyskusji. Ze względu na to, że nie wypełniłaś wszystkich obowiązków i nie reprezentujesz godnie firmy, zostanie ci obcięta premia. — Zbliżyła się parę kroków, stukając lakierowanymi szpilkami o białawe panele. Wzdrygnęłam się. Nie mogłam sobie niczego przypomnieć, o czym w ostatnim czasie zapomniałam. Wydawało mi się, że wszystkie obowiązki w firmie wypełniłam, ale co ja mogłam? Byłam tylko sekretarką. — Wylatujesz.
CZYTASZ
Ostatnia szansa - ZAKOŃCZONE
RomansOd ośmiu lat Elisabeth Brownstone walczyła z kłodami, jakie los rzucał jej pod nogi. Zdawała sobie sprawę, że życie samotnej matki nie było ani łatwe, ani proste, ale codziennie musiała sobie przypominać, o co walczyła. Jednak jeden dzień zmienił ws...