Haker

229 15 28
                                    

Oryginalna wersja: 05.06.2020
Wersja po korekcie: 03.06.2021

Eden. Jedno z trzynastu stworzonych siedlisk po okropnej zarazie z 2234 roku. Osoby, którym udało się wyleczyć, zostały nosicielami pewnej komórki, odpowiedzialną za mutację. Mutanci posiadali zmieniony kod DNA oraz o trzy mniej chromosomy w organizmie. Ich ciała były bardziej wytrzymałe, a także wyróżniały się najróżniejszymi zdolnościami.

Eden to stolica wszystkich ludzkich siedlisk. Każde kolejne nie nosiło konkretnej nazwy, a cyfrę. Nikt nie wiedział, co działo się poza kopułą. Niektórzy myśleli, że zostały tylko zgliszcza po starych cywilizacjach, a inni, że powstawał tam nowy ekosystem, który tylko czekał na odkrycie. Znajdywały się również osoby, które uważały, podobnie jak ja, że za kopułą tworząca sztuczne niebo była wolność dla mutantów. Świat, w którym mielibyśmy jakiekolwiek prawa, ponieważ sami je sobie dyktowalibyśmy. Miejsce, gdzie nie musielibyśmy podporządkować się restrykcyjnym zasadom dyktatora.

Wzięłam kolejny łyk energetyka, który był niczym błogosławieństwo, kiedy całą noc hakowałam serwery z danymi mutantów. Spojrzałam na holograficzny zegarek, stojący na blacie w kuchni i zdałam sobie sprawę, że musiałam się zbierać. W końcu za pięć minut będę miała tylko godzinę, aby dostarczyć dokumenty w umówione miejsce.

Wstałam od biurka, a następnie wyrzuciłam pustą puszkę po energetyku do kosza. Od razu skręciłam w lewo, tym samym wchodząc do sypialni. Założyłam gruby sweter z golfem, luźne jeansy z szerokim krokiem, a na plecy dodatkowo zarzuciłam jeszcze jeansową kurtkę. Pomalowałam rzęsy, po czym do swojego ubioru dodałam długą czapkę, na nos nałożyłam barwione na żółto okulary, na dłonie skórzane rękawiczki, a na nogi buty sięgające do kolan. Co z tego, że na zewnątrz panowała temperatura dwudziestu dziewięciu stopni na plusie?

Wróciłam do salonu, skąd wzięłam teczkę z dokumentami, a następnie ruszyłam do drzwi. Zamknęłam je na klucz i ponownie spojrzałam na zegarek. W interfejsie miałam zapisany adres oraz miejsce, gdzie zostawię dokumenty. Z kieszeni kurtki wyjęłam maseczkę lekarską, którą założyłam na usta i nos. Nikt nie znał mojej tożsamości i wolałam, aby tak pozostało. Niektórzy mutanci nazywali mnie „God eye" lub „Libérateur", co z niegdyś języka francuskiego, oznaczało wyzwoliciela. Nie robiłam nic nadzwyczajnego. Hakowałam tylko serwery z danymi mutantów, usuwałam ich z listy, tworzyłam nowy profil na ludzkich i zapisywałam ich pod innym imieniem i nazwiskiem.

Wyszłam z tego zapyziałego budynku i niemalże natychmiast zmrużyłam oczy, gdy dostałam słońcem po oczach. Jak można się domyślić, ja również byłam mutantem. Ukrywałam to, bo nie chciałam, aby ktokolwiek o tym wiedział. Przeszłam na drugą stronę ulicy, a następnie złapałam taksówkę. Podałam dokładny adres androidowi, który pełnił rolę taksówkarza, po czym ruszyliśmy. Cóż, androidy – cud technologii tego świata – zajmujące miejsce na stanowiskach, gdzie miałoby się jakikolwiek kontakt z mutantami. Komunikacja, sklepy, salony fryzjerskie i tego typu miejsca. Wszyscy ludzie zostali postawieni przed wyborem, którym tak naprawdę strzelili sobie w nogę. Albo korporacja, albo bezrobocie i bycie bezdomnym. A mutanty? My nie mieliśmy prawa, aby posiadać pracę. Musieliśmy sobie jakoś radzić, dlatego większość szmuglowała towarem na czarnym rynku albo prosiła o pomoc mnie.

Dla ludzi byliśmy wybrykami natury, nie posiadającymi żadnych praw. Zwierzętami, mającymi znaczki z rangami niebezpieczeństwa na nadgarstkach. No, większość je posiadała, ale nie ja. Całej mojej rodzinie udało się uniknąć segregacji, ale i tak zostałam sama.

W tym momencie zatrzymaliśmy się przy głównym rynku Edenu. Przelałam pieniądze, a następnie wysiadłam z pojazdu unoszącego się ponad ziemią. Od razu zobaczyłam znajomo wyglądający ubiór. Och, super! Żandarmeria miała swój zasrany obchód! Musieli przechodzić w tym miejscu akurat teraz. Naprawdę nie chciałam na nich patrzeć w obecnej chwili. Szargali mi nerwy tylko samym swoim wyglądem, a do tego dochodziło zachowanie niczym pieprzona szlachta.

BlankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz