Oryginalna wersja: 12.06.2020
Wersja po korekcie: 17.06.2021Uciekaliśmy. Byłam ciągnięta przez mojego brata. Biegliśmy, ile sił, aby tylko uciec przed ogarami dyktatora. Oboje cały czas oglądaliśmy się za siebie, czy nie mieli nas już w garści, jednak jako mutanty posiadaliśmy o wiele większą sprawność fizyczną. Nagle dobiegliśmy razem z Kar'em do sztucznie stworzonej rzeki. Spojrzałam w jego pomarańczowe, niczym ogień, który tworzy, tęczówki.
— Kar... Boję się... — Ścisnęłam jego gorącą rękę, a on uklęknął na jedno kolano.
— Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Choćby nie wiem co, obronię cię. — Założył mi włosy za ucho i uśmiechnął się do mnie.
— TUTAJ SĄ! — Usłyszeliśmy zza zakrętu.
Kar od razu się podniósł, spojrzał na moment w tamtym kierunku. Podniósł mnie, po czym posadził na barierce. Odwrócił się jeszcze, aby dostrzec, jak zza zakrętu wyłaniali się żołnierze. Zwrócił swoje jaskrawe tęczówki prosto na mnie, a przy tym założył mi włosy za uszy, jednocześnie przykładając swoje czoło do mojego. Smutno się uśmiechnął, a ja przyglądałam mu się i nie rozumiałam tego wszystkiego, co działo się dookoła. Cała ta sytuacja wydawała się, jakby była w spowolnionym tempie.
— Nie daj się złapać — powiedział ściszonym tonem. Popchnął mnie, przez co zaczęłam spadać do wody. Słyszałam jeszcze, jak dopowiadał: — Kocham cię, siostrzyczko. Chociaż ty musisz przetrwać
W jego oczach dostrzegłam jeszcze łzy, a następnie determinację.
Odwrócił się do żołnierzy, stając przy tym w pozycji bojowej. Dookoła niego pojawiły się płomienie, którymi zaczął atakować ogary, jednak chwilę później jeden z nich go zaszedł od tyłu. Nim wpadłam do wody, wyciągnęłam w jego kierunku rękę i zobaczyłam, jak go trzymali, wbijali strzykawkę wypełnioną jakąś substancją w kark. Spojrzał na mnie ostatni raz i szeroko się uśmiechnął.
— Żyj, siostrzyczko — powiedział nim zamknął oczy, a moje usta otworzyły się z zamiarem krzyknięcia.
— KAR! — wykrzyczałam w momencie wybudzenia.
Usiadłam po turecku i zakryłam twarz dłońmi. To wspomnienie przyprawiało mnie o łzy. Za każdym razem chciało mi się płakać, gdy przypomnę sobie ten dzień. To mi tylko uświadamiało, jak bardzo byłam wtedy słaba i ile rzeczy się we mnie zmieniło. Tamto sielskie życie, które wiodłam przy członkach rodziny, skończyło się w zaledwie kilka chwil, a ja powinnam pogodzić się z tym już dawno temu.
Po kilku minutach ktoś położył mi rękę na ramieniu, przez co się wzdrygnęłam.
— Wszystko ok? — spytał z wyraźną troską.
W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową. Nie miałam okularów, dlatego delikatnie zakryłam twarz włosami, by nie zwrócił uwagi na moje oczy.
— Na pewno wszystko ok? Cała się trzęsiesz...
Ponownie kiwnęłam głową.
— Podasz mi okulary i rękawiczki?
Mruknął coś pod nosem. Po kilku sekundach podał mi okulary i rękawiczki, które chciałam założyłam jako pierwsze, aby niczego nie zamrozić dotykiem. Zauważyłam przy okazji kątem oka, jak pozostali stali w drzwiach oraz przyglądali się nam z zaciekawieniem. Właśnie odbierałam od Ash'a rękawiczki, kiedy to przez przypadek ten dotknął mojej skóry. Wzdrygnął się, a ja szybko zabrałam rękę z zamiarem dokończenia wcześniejszej czynności. Nie zdołałam, bo Ash złapał mnie za nadgarstek. Próbowałam się wyrwać, jednak przez to jego uścisk nabierał na sile.
![](https://img.wattpad.com/cover/228099738-288-k654401.jpg)
CZYTASZ
Blank
FantasyRozpoczęte: 05.06.2020 Zakończone: 01.11.2020 Korekta: jakoś od czerwca, ale nie wstawiana ~ 15.12.2021 Mutanty od wielu lat uznawano za potwory, usterki w idealnym mechanizmie, jakim był Eden. Nie należały do tego świata, nie uznawano ich za jego c...