Oryginalna wersja: 08.07.2020
Wersja po korekcie: 07.08.2021Od tamtego wyznania, gdy Ash ze mną został na noc, minęło pięć dni. Dowiedziałam się, że reszta wiedziała o naszym związku i nie musieliśmy tego przy nich ukrywać. Przez pierwsze dwa dni, ciągle próbowali coś wskórać, ale chyba w końcu zrozumieli, że niczego ze mnie nie wyciągną. Wczoraj, razem z Ash'em, byliśmy w mieście. Tak jak ostatnio obiecał, ukrył wszystkie swoje cechy mutanta i nie odstępował mnie na krok. Musiałam kupić magazynki z nabojami, bo poprzednio wszystkie wystrzelałam. Ash przez większość tamtej wycieczki się śmiał, że poszliśmy na naszą pierwszą randkę. Nie przeszkadzało mi to, bo przynajmniej nie było potrzeby go później uspokajać, że znowu wpadłam w kłopoty. Do tej pory pamiętałam, jak się rozglądał po całym mieście, ale starał się to robić tak, aby nie wydawał się zbyt podejrzany.
Przetarłam swój kark, który już nieco bolał od siedzenia przez kilka godzin w jednej pozycji. To w tamtym momencie poczułam, jak ktoś odchylił mnie na krześle. Od razu do moich ust doczepiły się wargi Ash'a. W drzwiach zauważyłam zażenowanego Ark'a, który zakrywał sobie oczy, Stuarta, robiącego dokładnie to samo, i Almę, która cicho zaśmiała się pod nosem. O dziwo nie było z nimi Ricka i Dawn.
— Miałeś przy nich nie okazywać mi aż tylu uczuć. — Dałam mu pstryczka w czoło.
— Musimy zrobić spotkanie odnośnie kolejnego skoku, a ty ponownie bierzesz udział. W końcu wirus, którego pisałaś, się przyda, a nikt, poza tobą, nie byłby w stanie go odpalić, więc... — tłumaczył Ash.
Weszłam mu w ostatnie zdanie.
— Będę wam znowu potrzebna...
Kiwnął głową, a ja podniosłam się z krzesła i poszłam razem z nimi. Zjechaliśmy na dół, gdzie trafiliśmy na Ricka oraz Dawn w towarzystwie Irvina i Caroline. Całą grupą ruszyliśmy w kierunku ogniska. Dzisiaj w całej kryjówce było dziwnie cicho.
— Dobra. Zacznijmy od początku — zaczął Ark, gdy wszyscy usiedliśmy przy palenisku. — W tym skoku wyjątkowo biorą również udział moi rodzice, chociaż naprawdę byłem temu przeciw... — kończąc zdanie, mówił bardziej szeptem, ale i tak dostał z łokcia w bok.
Caroline mu przywaliła.
— Ta misja będzie polegała na dostaniu się do Serca Edenu...
Zdziwiłam się jego słowami.
— Przecież tam się nie da dostać — wyszeptałam pod nosem.
— Skąd wiesz? — zapytał Ark.
Chyba jednak za głośno myślę. Wymówka typu „długa historia" już raczej nie przejdzie...
— Bo próbowałam się tam dostać, gdy ogary dyktatora pojmały moją rodzinę. Tam się nie da wejść tylnymi drzwiami. Głównie przez to, że ich po prostu nie ma. Jedyne wejście to frontowe wrota — wytłumaczyłam.
— A garaże? — spytała Alma.
— Przepuszczają tylko pojazdy soniczne i to tylko te, które posiadają odpowiednią legitymację i są zarejestrowane w tajnej bazie danych dyktatora — tłumaczyłam dalej.
— Wejście na dachu? Albo przez jakieś okno? — zwrócił się do mnie Stuart.
— Wejście na dach jest pilnowane przez sześciu strażników, a okien się nie da otworzyć. Do Serca Edenu nie ma wejścia — zauważyłam, po czym spojrzałam na Ark'a.
— Wejdziemy wejściem na dachu...
Szeroko otworzyłam oczy na jego słowa.
— Mamy chyba przewagę liczebną, więc nie powinno być problemu. — Spojrzał na każdego z osobna. — Kontynuując. Jak tylko się tam dostaniemy, będziemy musieli niezauważeni dostać się do serwerowni, aby Blank wgrała wirusa. To będzie twoja rola, tato.
![](https://img.wattpad.com/cover/228099738-288-k654401.jpg)
CZYTASZ
Blank
FantasyRozpoczęte: 05.06.2020 Zakończone: 01.11.2020 Korekta: jakoś od czerwca, ale nie wstawiana ~ 15.12.2021 Mutanty od wielu lat uznawano za potwory, usterki w idealnym mechanizmie, jakim był Eden. Nie należały do tego świata, nie uznawano ich za jego c...