Serce Edenu

112 11 21
                                    

Jest i drugi! Miłego czytanka!

Oryginalna wersja: 08.07.2020
Wersja po korekcie: 07.08.2021

Był kolejny dzień. Dziewiętnasta. O dwudziestej piętnaście mieliśmy się spotkać przy ognisku. Siedziałam przy nim od jakiejś godziny. Nikt już nie znajdował się na dziedzińcu. Jak zawsze samotna ja, która topiła się we własnych smutkach.

— Zrobię to dla ciebie, braciszku... — wyszeptałam, przyglądając się płomieniowi w palenisku.

Poruszał się spokojnie i powoli się wypalał. Wystarczyłoby dmuchnąć, a by zgasł. Gdy tylko patrzyłam na płomienie, miałam przed oczami Kara. Westchnęłam cicho. Po jakimś czasie dołączyli do mnie pozostali. Jako pierwszy przyszedł Ark, a za nim jego rodzice. Potem Ash, Dawn i Alma, Rick, a ostatni był Stuart.

— Sorki za spóźnienie, ale Yen mi robiła wykład o bezpieczeństwie i pierwszej pomocy — wytłumaczył od razu Stuart.

— Nic się nie stało — odpowiedział mu Ark. — Skoro wszyscy już są, to możemy ruszać...

Każdy kiwnął głową. Stuart otworzył portal, przez który natychmiast wszyscy przeszliśmy. Byliśmy na dachu Serca Edenu. Stanęliśmy przy bocznej ścianie, za którą Rick powoli się wychylił, aby sprawdzić ilu strażników pilnowało wejścia.

— Jest tylko dwóch — przekazał nam szeptem, a Ash i Ark na siebie spojrzeli.

Oboje porozumiewawczo kiwnęli głowami, po czym mój kochany dachowiec wskoczył na rusztowanie, które znajdowało się nad nami. Założył na głowę kaptur i ruszył po jednej metalowej rurce w kierunku strażników. Ark podszedł do Ricka, po czym spojrzał na Ash'a, który był już nad ogarami. Przytuliłam swoją torbę do piersi i zaczęłam się modlić, aby tylko wszystko poszło po naszej myśli. Poczułam rękę na swoim ramieniu, przez co od razu odwróciłam się w tym kierunku. To Caroline. Jak teraz widziałam ją z bliska, to miałam wrażenie, że kogoś mi przypominała, ale nie dałam rady skojarzyć kogo dokładnie.

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała szeptem, a ja kiwnęłam głową.

W tym samym momencie usłyszałam dwa głośne pstryknięcia palcami. Gdy spojrzałam w tamtym kierunku, ujrzałam tylko i wyłącznie dym.

Co to było?

— Droga czysta... — powiadomił nas Ark, a my ruszyliśmy za nim.

Ash od razu do nas podszedł, gdy tylko skuł strażników. Zbliżyłam się do jednego z nich, po czym wyjęłam z kieszeni kartę, dzięki której otworzymy drzwi. Przyjrzałam się jej. Wyglądała jak najzwyklejsza dyskietka, która na jednym końcu miała kod kreskowy.

Zmarnujemy mniej czasu.

— Co robisz? — zapytał Ark.

Pokazałam mu kartę.

— Będzie szybciej. — Podeszłam do panelu i przyłożyłam kartę do czytnika.

Drzwi od razu się odblokowały, a my weszliśmy do budynku.

— Na które piętro musimy zejść? — zapytała Alma.

— Dwanaście B...— odpowiedziałam jej, po czym podeszliśmy do przejścia awaryjnego.

Zeszliśmy schodami, aby nie natrafić na żadnych strażników, a gdy w końcu zeszliśmy trzydzieści pięter, Rick, delikatnie wychylił się zza drzwi. On zawsze sprawdzał przejście, ponieważ w razie kłopotów, jego skóra mogła zamienić się w metal. Dał nam znak, że droga czysta, po czym wszyscy wyszliśmy na korytarz. Irvin od razu stworzył przy ścianie swój miraż, a następnie ruszyliśmy w kierunku serwerowni.

BlankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz