XXVII

333 7 19
                                    

- Ale, czemu. Po co? Co on ci kurwa zrobił! - rozpacz została zepchnięta na drugi plan. Teraz w moim ciele dominował gniew na człowieka, który stał przede mną.

Podszedłem szybkim krokiem do mordercy mojego kuzyna, dłońmi złapałem jego szyję i popchnąłem go do ściany, gdzie wzmocniłem uścisk.

- Na twoim miejscu bym tego nie robił. Oboje wiemy, że nie jesteś zbyt silny - mówił ochryple, ale jednak zrozumiale, po czym położył swoją dłoń na mojej. Ścisnął dłoń wokół nadgarstka i powoli odchylał moją rękę.

Kiedy mnie puścił, z niemocy, jaką teraz czułem, opadłem na ziemię i ukryłem twarz w dłoniach. Zdziwiłem się, kiedy okazało się, że łzy nie leciały. Przez to zrozumiałem, że nie byłem na tyle blisko z własnym kuzynem, by płakać po jego śmierci, ale to, że nie miałem z nim kontaktu również oznaczało, że nie wiedziałem o nim niczego. Może Frank nie zabił go bez powodu? W tym momencie mężczyzna przykucnął przy mnie, położył dłoń na moim ramieniu, na co podniosłem głowę i spojrzałem prosto w oczy faceta.

- Zrozum, zrobiłem to dla twojego bezpieczeństwa. Daj sobie to wytłumaczyć - głośno westchnąłem i pokiwałem głową, na co mężczyzna wstał i wyciągnął dłoń, która złapałem i podciągnąłem się do pionu. - Wejdź - wskazał na stare drzwi prowadzące prawdopodobnie do środka budynku, dlatego je otworzyłem i przez nie przeszedłem.

- A ja?! - usłyszałem głos Josh'a, o którym całkowicie zapomniałem. Bezradnie wzruszyłem ramionami i wszedłem głębiej do budynku.

- Ciesz się, że nie mamy dowodów, że współpracowałeś z tym draniem - powiedział Frank, po czym usłyszałem dźwięk przerywanej liny, a następnie szelest trawy, co prawdopodobnie oznaczało, że chłopak po prostu uciekł.

Ciemność panowała w całym korytarzu. Szedłem przytrzymując się ściany, a po chwili poczułem dotyk mężczyzny. Złapałem się jego ramienia, dzięki czemu było mi o wiele wygodniej. Po kilku sekundach przeszliśmy przez pewne drzwi po prawej stronie, a następnie usłyszałem dźwięk zapalania świateł. Cała sala była utrzymana w stanie idealnym. Ściany pomalowane były w złotych barwach, w miejscu, gdzie powinny znajdować się trybuny, stało kilka stolików z różnymi przedmiotami. Ku mojemu zaskoczeniu scena była przysłonięta kurtyną. Spojrzałem w stronę Franka, co mężczyzna odebrał za dobry znak.

- Nie interesuj się co tam jest. Kiedyś się dowiesz - mrugnął w moją stronę, na co ja lekko prychnąłem.

Weszliśmy po stopniach i usiedliśmy na kanapie, która znajdowała się pod ścianą. Po drodze mężczyzna wziął dwie lampki wina, ale zaprotestowałem kręceniem głowy, więc odłożył jedną.

- No to opowiadaj, skoro twoje słowa mają spowodować zniknięcie chęci zabicia twojej osoby, za to co zrobiłeś - uśmiechnąłem się sarkastycznie i podrapałem po głowie.

- No, bo widzisz. W naszym kraju stacjonuje pewne stowarzyszenie, które początek miało jeszcze za czasów istnienia ZSRR. Zadaniem tego stowarzyszenia jest wybijanie to kolejnych homoseksualistów, bo jak to oni twierdzą, geje i lesbijki zagrażają zdrowiu ludzi normalnych. Może kojarzysz tego swojego sąsiada, który został zamordowany? On był właśnie pierwszą ofiarą na waszej ulicy. Dlatego postanowiliśmy objąć twoją osobę ochroną - upił łyk ze swojego kieliszka.

- Interesująca bajeczka, masz mi jeszcze coś do powiedzenia? - skrzyżowałem na piersi ramiona i odchrząknąłem.

- Tak. Dowodem na moje słowa była akcja z wybijaniem szyb - rozplątałem ręce i z zaciekawieniem słuchałem dalej. - Na twojej ulicy dostały trzy szyby. Twoja, pana Thomsona i jedno okno w rezydencji Rogersów. Było to dokładnie okno ich syna, który wśród znajomych jest zdeklarowanym gejem, ale rodzina nic o tym nie wie - ułożył się wygodniej i upił kolejny łyk.

Special Offer | *zawiera sceny erotyczne*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz