31 lipca 1991
Pod drzewem siedziała jedenastoletnia dziewczynka o szmaragdowych oczach i alabastrowej cerze. Brązowe loki opadały kaskadami na jej plecy, a twarz zdobił wyraz skupienia. Na imię miała Florence Lily Potter i była na pozór zwykłą dziewczynką.
Ubrana była w przetarte jeansy i za duży t-shirt, a na nogi zostały założone stare, wypłowiałe trampki. Jej wszystkie ubrania i rzeczy pochodziły z drugiej ręki i dziewczynka czasem marzyła o pięknej nowej sukience lub książce. Była jedną z podopiecznych w sierocińcu Wool's i nie była tutaj zbytnio lubiana. Inne dzieciaki się jej bały i szydziły z dziwnych wypadków dziejących się zawsze wokół niej...
Na kolanach trzymała książkę ze startą okładką i pogiętymi stronami. Zabrała ją ostatnio dwunastolatce o imieniu Penelopa. Starsza dziewczynka bała się jednak gniewu młodszej sieroty i bojąc się dziwnych incydentów dziejących się wokół tamtej, wręczyła jej pośpiesznie książkę pt. "Romeo i Julia".
- Florence!- do uszu szmaragdowookiej dobiegł skrzekliwy krzyk Pani Cole. Była to przełożona z sierocińca, z siwymi, rzadkimi włosami, garbem, głębokimi zmarszczkami i o surowym spojrzeniu. Florence miała czasem wrażenie, że ta w każdej chwili mogłaby obrócić się w proch.
- Florence, chodz tutaj!- dziewczynka ponownie usłyszała swoją opiekunkę. Westchnęła, po czym zatrzasnęła książkę. Wstała i nieśpiesznym krokiem podeszła do Pani Cole.
- Ile mam na Ciebie czekać?- warknęła tamta- Ubierz się w coś porządnego...
- Kiedy ja nie mam w co- broniła się dziewczynka.
- ... i uczesz się- starsza kobieta puściła mimo uszy uwagę swojej podopiecznej.- Będziesz mieć zaraz gościa.
- Znowu lekarz? Bo jeżeli tak to ja nie mam zamiaru...
- To nie żaden lekarz i nie obchodzi mnie twój zamiar. A teraz migiem do twojego pokoju!
Florence burknęła coś niezrozumiałego pod nosem, po czym wspięła po starych, trzeszczących schodach na górę. Weszła do swojego pokoiku i rzuciła się na łóżko.
Było to małe, obskurne pomieszczenie z jednym niewygodnym łóżkiem, starą szafą i biurkiem. Okno było zakratkowane i widok zasłaniał jej stary dąb przed nim rosnący. Kiedyś dzieliła ten pokój z pewną młodszą od niej blondynką, lecz tamtą przeniesiono ze względu na dziwne incydenty dziejące się wokół młodej panny Potter.
Było ciepłe, lipcowe popołudnie i ludzie wracali do domów po ciężkim dniu pracy. Londyńskie ulice były tłoczne i głośne. Dzieci mające wakacje zajadały się lodami dla ochłody i cieszyły się ciepłem tego rocznego lata. Jednak w tym sielskim klimacie, Florence, zauważyła pewną anomalię- przed bramą do sierocińca jakby znikąd pojawił się jakiś starzec. Miał bardzo długą, srebną brodę, a ubrany był w zielony frak i czerwone spodnie. Pchnął starą bramę sierocińca, po czym uśmiechnął się dobrotliwie. Florence przyciskała nos do szyby, próbując wypatrzeć intrygującego mężczyznę pomiędzy gałęziami. Po chwili dało się słyszeć trzask drzwi oraz przytłumione rozmowy gdzieś na dole.
Florence przez chwilę miała cichą nadzieję, że ów intrygujący starzec przyszedł właśnie do niej, lecz szybko odrzuciła ową myśl. Znudzona rzuciła się na łóżko, które zaskrzypiało przerazliwie. Przeczesała swoje niesforne loki ręką, po czym zerwała się jak oparzona słysząc kroki na korytarzu i skrzek pani Cole. Usiadła na twardym krześle nasłuchując. Po chwili jej opiekunka odeszła i dziewczynka usłyszała ciche pukanie do drzwi.
CZYTASZ
F. L. Potter ~ T.M. Riddle
FanfictionDotykając swej blizny czuła więź z potworem | Przepiękną okładkę wykonała: @Alissendere