~22~

1.5K 83 63
                                    

Pulsujący ból głowy był pierwszą rzeczą, którą Florence poczuła po przebudzeniu. Z pewnym trudem podparła się na łokciach i otworzyła powieki, które teraz wydawały się jej niesamowicie ciężkie. Zaraz jednak zamarła- leżała na dużym łożu w eleganckim pokoju. Zamrugała kilka razy i zerwała się na nogi. Rozejrzała się po pomieszczeniu, które było dużą sypialnią, w której przeważał kolor czarny i ciemno zielony. Powinna zachwycać się wnętrzem, które było urządzone bardzo gustownie, ale w tamtej chwili nie potrafiła. 

Podeszła do dużego lustra w zdobionej ramie i z przerażeniem stwierdziła, że ma na sobie czarną szatę. Włosy opadały lokami na plecy i szczupłe ramiona, a twarz pokryta była lekkim makijażem. 

- Merlinie, pomocy...- szepnęła przerażona. 

Odwróciła się gwałtownie, niemal podskakując, gdy drzwi otworzyły się nagle. Wychynęła zza nich duża i brzydka głowa, jakiegoś stworzenia. Flor natychmiast rozpoznała w nim skrzata domowego. Stworzenie spojrzało na nią swoimi wielkimi chabrowymi oczami i weszło do pomieszczenia. 

- Pani- skłonił się nisko ze strachem. Skrzaty zawsze były, aż nad to posłuszne.

Florence spojrzała na niego z obrzydzeniem. Nigdy nie przepadała za tymi stworzeniami, a w Beuxbatons spotkała się z jednym i nie wspominała tego dobrze.

Skrzat dał jej do zrozumienia, iż ma za nim podążyć.

- Co to ma znaczyć?- zapytała patrząc na stworzenie, które jedynie otworzyło przed nią drzwi. To jednak pokręciło głową i milczało.

Co będzie to będzie. Jeszcze zdążę obmyślić jakiś plan, jak tylko dowiem się co to wszystko znaczy.

Korytarze przez które przechodziły były zalane mrokiem. Ciężkie zasłony w oknach, które mijały, były szczelnie zasunięte, tak by nie przebijało się przez nie żadne światło. Szły kilka minut w kompletnej ciszy i już tyle wystarczyło, by Florence spostrzegła, jak ten dom był ogromny.

Po pokonaniu eleganckich schodów z czarnego marmuru, skrzatka zatrzymała się przed dwuskrzydłowymi drzwiami. Stworzenie otworzyło je szybko kłaniając się tak nisko, aż jej uszy dotykały podłogi. Zaraz potem wepchnęła Florence do pomieszczenia i je szybko zamknęła. 

- Wow- wyrwało się głupio zaskoczonej dziewczynie na widok półmroku panującego w pokoju. Spostrzegła okna, które nie były do końca zasłonięte i wpuszczały wąskie strumienie mlecznobiałego światła księżyca.

- Podejdź tu- męski głos przeciął ciszę. Zaskoczona Florence niemalże podskoczyła i zaprzestała rozglądać się po pomieszczeniu. Strach sparaliżował jej umysł i ciało.

- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy- z głębi pokoju znów dobiegł ów głos. Florence uspokoiła się nieco i zmrużyła powieki starając się przebić wzrokiem mrok i dostrzec postać mówiącą do niej. 

- Skoro tak...- dziewczyna wzdrygnęła się słysząc szuranie płaszcza po kamiennej posadzce i szelest szat. Zaraz potem do jej uszu dobiegł syk i z mroku wyłonił się duży wąż łypiąc na nią zimnymi ślepiami. Powoli sunął w jej stronę obnażając przy tym rządy ostrych kłów, z pomiędzy których wysuwał się długi język. 

Cofnęła się kilka kroków owładnięta strachem nie na widok węża, który krążył wokół jej stóp, lecz na widok postaci wyłaniającej się z mroku. Był to wysoki mężczyzna o skórze nienaturalnie bladej, spod której prześwitywały delikatne naczynia krwionośne. Jego cera kontrastowała z czarnymi szatami, które miał na sobie. Zamiast nosa posiadał dwie pionowe szparki, jak u węża. Wąskie usta wykrzywił w parodii uśmiechu, a w długich palcach leniwie obracał różdżką. Najbardziej przerażające były jednak jego oczy: wąskie, w czerwonym odcieniu krwi, które były jednocześnie biły blaskiem chłodu i wrogości. 

- Nazywam się Lord Voldemort- przemówił ponownie przyglądając się jej z taką uwagą, jakby nie chciał pominąć żadnego szczegółu. Karmił się jej strachem. 

Natomiast Florence zakręciło się w głowie i zastanawiała się kiedy będzie jej koniec. 

- Nie masz czego obawiać, gdybyś miała zginąć już dawno bym Cię zabił- rzucił Voldemort beztroskim tonem. Ślizgonka wybałuszyła na niego oczy na co ten westchnął zirytowany.

- Przejdźmy do ważniejszych kwestii- odparł w końcu i zaczął powolnym krokiem iść w jej stronę- co zrobiłaś z dziennikiem przez, który rozmawiałaś z Tomem?

Sens tego pytania dopiero po chwili dotarł do Florence. 

- Nie mam go, Katie go wzięła chyba...- urwała na imię byłej przyjaciółki. Nieprawdziwe imię, nieprawdziwej przyjaciółki. 

- Świetnie czyli ona się już nim zajęła...- mruknął cicho wręcz zacierając ręce z uciechy. Florence nie miała czasu zastanowić się o kim on mówi, gdyż znów przemówił:- W takim razie to wszystko. Zostaniesz tu przez nieokreślony czas. Nie możesz chodzić po całym domu, a już na pewno nie schodzić tutaj na dół i do tego pokoju. Nie możesz również wychodzić na dwór, gdyż jedyne wyjścia znajdują się tutaj na parterze. Nie próbuj również ucieczek- o wszystkim się dowiem i będą nieprzyjemne konsekwencje. 

Zatrzymał się parę cali przed Florence i próbował wyczytać emocje z jej twarzy, która jednak teraz była kamienna i skupiona.

- Ale dlaczego?- zapytała w końcu zbierając się na odwagę.- Po co mam tutaj tkwić? Nawet nie wiem gdzie jesteśmy.

- Bo jesteś mi potrzebna.

***

Wakacyjnie dni niczym nie przypominały poprzednich- były chłodne, niebo pochmurne, a w wielu miejscach pojawiała się nagle mgła. Florence spędzała te dni w rezydencji Malfoyów, w której urzędowali śmierciożercy i sam ich pan. Rzadko kiedy pozwalano wychodzić jej z pokoju, przez co cały czas zamknięta była w nim. Nic więc dziwnego, iż szybko dopadła ją nuda i monotonia. Nie miała tam nikogo do rozmowy, poza Draco, którego jednak nie spotkała ani razu i nie zamierzała. Na dodatek strach przejmował kontrolę nad jej życiem, nie wiedziała co z nią dalej będzie, po co jest potrzebna Voldemortowi i czy kiedykolwiek wróci do Hogwartu. Czy czarodziejski świat znów rozświetli słońce, wolność i radość. 

Dlatego z ulgą przyjęła wiadomość o swoim powrocie do Hogwartu. Początkowo krążyły pogłoski, iż wcale tam nie wróci, jednak na szczęście się nie spełniły i Czarny Pan po przejęciu szkoły pozwolił jej na dalszą edukację tam. 

Głośne i nerwowe pukanie do drzwi oderwało Florence od książki. Czytała właśnie swój nowiutki podręcznik Obrony Przed Czarną Magią, który dostarczył jej wczoraj jakiś Śmierciożerca wraz z resztą rzeczy szkolnych. 

- Wejść- rzuciła podirytowana, że ktoś śmie przerywać jej wypoczynek. Czyżby to tak bliska obecność Czarnego Pana zmieniła nieco jej zachowanie na gorsze? Czy może strach, który wywołany był wcześniejszą niepewnością o swoją przyszłość i życie?

Zza drzwi wychynęła blond czupryna Draco. Spojrzał na nią z lekkim strachem, który zaraz zastąpiła arogancja. Mimo tego nie udało mu się ukryć jego fatalnego stanu- włosy utraciły dawny blask, skóra jeszcze bardziej zbladła i poszarzała, oczy przygasły. Dziewczyna podejrzewała, iż to przez przebywanie w tym ponurym miejscu; w szkole na pewno odzyska dawny wigor mimo bycia młodym śmierciożercą. 

Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, iż widzi chłopaka pierwszy raz od kilku miesięcy.

- Czarny Pan cię wzywa- powiedział. Znów przypominał małego chłopca zagubionego w świecie dorosłych.

- Och, nic nowego- westchnęła.- O co chodzi?

Draco jedynie wzruszył ramionami. Jednak strach, który na nowo zagościł w jego oczach był zbyt realny i dostrzegaly, by dziewczyna go zignorowała. Cokolwiek ją czekało nie było niczym przyjemnym. 

--------

Zdecydowanie nie tak źle miał wyglądać ten rozdział, ale nic na to nie poradzę.

Sorry

F. L. Potter ~ T.M. RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz