Florence ostatni raz rozejrzała się po dormitorium. Jej łóżko z jasnego drewna, było teraz idealnie zasłane turkusową pościelą. Szafka nocna wysprzątana, szafa opróżniona i posprzątane biurko. Z białej łazienki również zniknęły jej wszystkie rzeczy Jedynie część pokoju zajmowana przez Amelie, była wciąż nieposprzątana. Zapewne będzie tęsknić za długimi godzinami spędzonymi w bibliotece, na jej oknie lub słuchając śpiewu leśnych nimf. Mimo wszystko cieszyła się iż rozpoczyna nowy, lepszy rozdział w życiu.
- Idziesz już czy nie?- z nostalgi wyrwał ją drwiący głos Amelie opierającą się o drewnianą framugę jasnych drzwi.- Bo zaraz się tu wprowadza Lilian i dobrze by było gdybyśmy nie musiały Cię więcej oglądać.
- Idę- mruknęła Florence i ściskając mocniej rączkę swojego kufra, wyczłapała z pokoju. Nie miała już ochoty ani siły odgryzć się współlokatorce, dlatego czym prędzej przeszła przez marmurowy korytarz i stanęła przed gabinetem dyrektorki. Pchnęła cicho eleganckie drewno, z którego zostały wykonane mosiężne drzwi.
- Dzień dobry Madame Maxime- przywitała się uprzejmie.
- Dzień dobri mon ami- opowiedziała jej dyrektorka, swoim głębokim altem i łamaną angielszczyzną- Spakowana?
- Tak, oczywiście.
- W takim razie użyjemy sieci Fiuu do twojego transportu. Podejdz do kominka- dziewczyna niepewnie wykonała polecenie.- I nabirz garść proszku. Następnie wywołaj miejsce doeclowe podróży. Gabinet Albusa Dumblidora w O'gwart szkoli.
- Mhm- mruknęła Florence nabierając garść proszku w dłoń.
- Ściśnij mocno rączkę kufra i nie puszczaj jej. Nie wychylaj się. Trzymaj ręce przy bokach. Jeżeli wszystko pójdzie dobrzie, to wylądujesz u Dumblidor. Zamknij najlepiej buzię i oczy.
Florence wrzuciła proszek do kominka, z którego od razu buchnęły szmaragdowozielone płomienie.
- Gabinet Albusa Dumbledora, Hogwart!- krzyknęła wchodząc w ogień. Poczuła chłod zamiast gorąca. Następnie ścisnęła mocniej rączkę kufra. Gabinet dyrektorki zawirował i już po chwili widziała wnętrza kominków, przez które przelatywała. Zamknęła szybko oczy i usta gdy sadza zaczęła jej doskwierać.
Gdy już zaczęło robić się jej niedobrze i myślała, że długo nie wytrzyma trzymając ciężką walizę, otworzyła na chwilę oczy i dostrzegła białe światło. Nie dane było się jej nad tym dłużej zastanawiać, gdyż zbliżyła się do owej bieli i ujrzała wylot kominka. Wypadła z niego z impetem.
- Ałć- syknęła z bólu próbując podnieść się na nogi. Spostrzegła, że znajduje się w dużym gabinecie, z mnóstwem regałów z książkami, mosiężnym biurkiem z fotelami, rzezbionym kominkiem, dużymi oknami, z wieloma dziwnymi małymi urządzeniami oraz pięknym feniksem na żerdzi.
- Witaj panno Potter- z zamyślenia wyrwał ją dobrotliwy głos pewnego starca- Jestem Albus Dumbledor i liczę, że mnie pamiętasz.
Florence przyjrzała mu się uważnie. To był ten sam człowiek, który odwiedził ją w sierocińcu kilka lat wcześniej! Szczęka dziewczyny znalazła się gdzieś na podłodze, lecz nie dbała o to. Zalała ją olbrzymia fala wdzięczności.
- Sądząc po twojej minie śmiem twierdzić, że tak- rzekł chichocząc- Jestem dyrektorem twojej nowej szkoły. Witaj w Hogwarcie Florence Potter!
- D-dziękuję- wydukała wciąż w lekkim szoku.
- Za chwilę przyjdzie tutaj prefect i zaprowadzi Cię na ucztę gdzie dostaniesz przydział do któregoś z Hogwarckich domów. Wiesz chyba na czym to polega, prawda?
- Um tak, owszem. Czytałam ostatnio o Hogwarcie i o jego historii.
- W porządku- starszy czarodziej spojrzał wymownie na jej szatę.
Florence widząc to, szybko ją otrzepała z sadzy i rozpuściła swoje loki, upięte w koński ogon. Chwilę potem dało się słyszeć ciche pukanie i do środka wkroczył chłopak z platynowymi włosami. Na widok dyrektora skinął lekko głową i odruchowo złapał się za lewe ramię. Swój wzrok przekierował na Florence, po czym jego twarz wykrzywiła się w okropnym grymasie.
- Draco, zaprowadz proszę pannę Potter na ucztę powitalną. - odezwał się dyrektor do arystokraty. Chłopak jedynie skinął głową i wyszedł zostawiając otwarte drzwi.
- Florence zostaw proszę swój kufer. Zostanie zaniesiony do odpowiedniego pokoju. - odezwał się ponownie Albus. Dziewczyna kiwnęła głową, po czym pobiegła za chłopakiem.
- Jestem Draco. Draco Malfoy. Powinnaś mnie kojarzyć i mój ród- rzekł wyniośle, gdy dziewczyna zrównała z nim swój krok.
- Och racja... kojarzę wiele arystrokratycznych buców- mruknęła zgryzliwie.
- Ciebie oczywiście każdy zna... słynna blizna... złote blizniaki... pewnie nie jest łatwo być idealnym, co Potter?- warknął ironicznie.
- Zamknij się Malfoy. Ja przynajmniej nie muszę się przedstawiać aby ktokolwiek mnie zauważył.
- Znam Cię dopiero kilka minut, a już widzę, że jesteś równie paskudna co twój Gryfoński brat. Ach zapomniałbym... ty go przecież nie znasz ojc... I radzę Ci zapamiętać drogę- rzekł z satysfakcją widząc złość gotującą się w dziewczynie. Florence, jednak rzeczywiście się rozejrzała i zaskoczona zauważyła, że już dawno są w zupełnie innej części zamku niż wcześniej. Do jej uszu dobiegł gwar rozmów. Nastolatkowie znalezli się w wielkim hollu, przed mosiężnymi drzwiami na zewnątrz, obok drzwi do Wielkiej Sali. Drzwi jednej z mniejszych sal otworzyły się i wyszła przez nie nauczycielka o surowym wyglądzie. Miała pokrytą zmarszczkami twarz, włosy schowane za tiarą zostały upięte w ciasnego koka przypruszonymi siwizną, a oczy patrzyły bystro na świat zza kwadratowych szkieł okularów. Odwróciła się na pięcie do grupki trzęsących się ze strachu przyszłych uczniów, wyłaniających się za nią z komnaty. Wyprostowana jak struna przemówiła do nich, a następnie poprowadziła ich w stronę Wielkiej Sali. Gdy dostrzegła Florence, przywołała ją gestem ręki do siebie, a jej spojrzenie jakby złagodniało.
- Obyś tylko nie trafiła do Slytherinu, paskudo- usłyszała za sobą drwiący głos Draco, który odchodził do Wielkiej Sali.
- Nie mam zamiaru być w domu z kimś tak nadętym jak ty- prychnęła jedynie w odpowiedzi.
Florence podeszła do nauczycielki o surowym wyglądzie, która otworzyła wrota do Wielkiej Sali. Oczom zachwyconej dziewczyny, ukazały się cztery długie stoły z uczniami, podłużny stół ciała pedagogicznego, z Dumbledorem na czele, a przede wszystkim ze sklepieniem upstrzonym milionami rozmigotanych gwiazd. Gdyby nie wiedziała, że jest zaczarowany, pomyślałaby, że jedzą pod gołym niebem!
Starsza czarownica, która przedstawiła się jako profesor Minerwa McGonagall, zaprowadziła ich na sam środek sali, przed stół nauczycielski. Oczy wszystkich uczniów były utkwione we Florence, gdy McGonagall wniosła do sali drewniany stołek i starą tiarę. Dziewczyna nie była zaskoczona tym widokiem, gdyż czytała o ceremonii przydziału. Nauczycielka po kolei wyczytywała osoby z listy, które na drżących nogach podchodziły do stołka. W końcu po jakimś jasnowłosym Krukonie, przyszła kolej na młodą czarodziejkę.
- Potter Florence- na dzwięk tego imienia i nazwiska wszelkie prowadzone znudzone rozmowy przez uczniów, zostały zastąpione przez podniecone szepty. Wzrok wszystkich na nowo zaczął wywiercać w dziewczynie dziurę. Florence, która nie lubiła bycia w centrum uwagi, speszona zakryła włosami swoją bliznę i szybkim krokiem ruszyła w kierunku starej tiary, która jeszcze zaledwie kilkanaście minut temu wyśpiewała swoją pieśń.
Niepewnie zasiadła na zbyt niskim stołku, a gdy tiara przydziału dotknęła jej głowy, w napięciu oczekując na jej wyrdykt.
CZYTASZ
F. L. Potter ~ T.M. Riddle
FanfictionDotykając swej blizny czuła więź z potworem | Przepiękną okładkę wykonała: @Alissendere