Rozdział czwarty

982 95 31
                                    

              — Hej, młody! — dobiegł do uszu Naruto znajomy głos, gdy tylko opuścił lotnisko. Ujrzał z daleka białą czuprynę, jednak twarz była niewidoczna. Zasłaniała ją maska.

           Uzumaki podszedł do starego znajomego taszcząc za sobą walizkę. Przywarł do niego w mocnym uścisku, typowym dla dwóch dorosłych facetów.

            — Hatake Kakashi — powiedział chwilę potem Naruto, uśmiechając się łagodnie. — Miło cię znowu widzieć.

             — Ile to lat już minęło? Z tego co pamiętam ostatni raz zawitałeś u nas pod koniec liceum... — Hatake podrapał się po brodzie przekazując tą pozą jak intensywnie myśli.

            — Uściślając byłem tu na początku studiów — Naruto ujrzał za plecami Kakashiego stary samochód z przyczepą. Skojarzył mu się z horroromi typowymi dla Stephena Kinga, a z racji, iż horrorów nie cierpiał, czym prędzej wyrzucił ten obraz z głowy. Przyczepa zapełniona była jakimiś metalowymi beczułkami. Prawdopodobnie mlekiem, ponieważ Kakashi pracował na farmie.

             — Taki irytujący kurdupel z ciebie był — stwierdził Kakashi prześmiewczo. Został za to spiorunowany wzrokiem, jednak zaraz potem Naruto również błysnął uśmieszkiem. — A teraz jesteś już dorosłym, postawnym mężczyzną. Pewnie wiele kobiet się za tobą ugania, co? Pakuj walizy na przyczepę, gdzieś powinno być trochę wolnego, a potem wskakuj na miejsce pasażera. Do Konohy czeka nas jeszcze sługa droga.

              Naruto wykonał polecenie milcząc. Postanowił kontynuować rozmowę już na spokojnie w samochodzie. Wsiadł do wozu czując nieprzyjemny odór papierosów i wódki. Kakashi od razu to zauważył uśmiechając się przez maskę przepraszająco.

            — Maski są świetne, hamują również ten smród — powiedział Kakashi odpalając silnik. — Iruka mówił, że skończyłeś weterynarię.

             — Owszem. Do tego zaledwie w ciągu dwóch lat udało mi się założyć własny gabinet. Mamy całkiem spore zyski i dorobiliśmy się już stałych klientów. — pochwalił się Naruto wspominając jak traktowali go znajomi po fachu nie wierząc, że tak szybko uda mu się założyć prywatną przychodnię. Jednak udało mu się to i podczas, gdy jego znajomi ze studiów cały czas robili jako stażyści, on zbijał fortunę i stawał się coraz to popularniejszy wśród weterynarzy Kioto.

             — To dobrze, przydasz nam się tu. Nasz weterynarz jest lekarzem, jednak czasem zmuszony jest pomagać naszym zwierzętom. Mimo tego przydałby się nam tu jakiś specjalista. — Kakashi zerknął na niewzruszoną twarz Uzumakiego. — Chyba, że nie zamierzasz tu zostawać.

            — Sprzedam dom Iruki — powiedział krótko Naruto. Samochód zatrzymał się na światłach, a Kakashi zacisnął dłonie na kierownicy. Naruto od razu spostrzegł ten gest, jednak wolał pozostawić go bez komentarza.

           — Ten dom wiele dla niego znaczył, jesteś pewny, że... — zaczął Kakashi, jednak Naruto natychmiastowo mu przerwał.

           — Nie zmienisz mojej decyzji i proszę, nie wtrącaj się w to — powiedział Naruto. Ruszyli, gdy tylko światła zmieniły kolor.

           Dalej jechali w milczeniu. Kakashi nie mógł uwierzyć jak bardzo zmienił się Naruto od tamtego incydentu. Wszyscy obiecali sobie nigdy do tego nie wracać i zachowywać się jakby nic się nie stało, jednak na tym chłopaku wyraźnie się to odbiło. Z energicznego chłopca, który wiecznie się uśmiechał i nie był w stanie ustać chwili w miejscu, do tego był nieposłuszny i nieraz zachowywał się jak prawdziwy głupek, stał się poważnym mężczyzną z żelaznymi zasadami, a jego młodzieńcza energia zdawała się już całkiem wyblaknąć.

         Kakashi zastanawiał się jaki byłby teraz ten chłopak, gdyby tylko tamten incydent nie miał miejsca. Czy byłby energetycznym weterynarzem o którym krążyłyby by plotki porównującego go do szaleńca? Prawdopodobnie. Być może nadal tryskałby energią i uśmiech nie znikałby mu z ust. Jednak tego nie dało się już przywrócić. Tamta sytuacja zmieniła życie wszystkich, jednak o ile inni już dawno nauczyli się z tym żyć, a niektórzy nawet to wyparli, tak w Naruto trafiło to z całą mocą.

          — Wstąpię do miasta, powinieneś zrobić jakieś zakupy, bo na pewno nie załatwisz tego w jeden dzień. Powinieneś też odwiedzić Sakurę. — spojrzał na chłopaka, który od dłuższego czasu oglądał krajobrazy malujące się za oknem.

            — Iruka zostawił ramen w szafce — powiedział Naruto i lekko uśmiechnął się na te słowa.

            — Jesteś pewny? — Kakashi wiedział jaką uzyska odpowiedź, jednak miał nadzieję, że spotkanie ze starymi przyjaciółmi dobrze wpłynie na chłopaka.

             — Jedź prosto do Iruki — syknął Naruto zniecierpliwiony już tym, że był traktowany jak niezdecydowane dziecko. Kakashi nie odezwał się. Od razu ruszył.

             Wjechali w ciemny las. Iruka mieszkał na całkowitym odludziu, z dala od miasta. Droga do niego była ciężka, a zimą niemalże nieprzejezdna. Zapewne gdyby Naruto przybył tu w zimie, to nie byłby w stanie dostać się do tego miejsca. Wiosna była najodpowiedniejszą porą roku. Do lata pozostało jeszcze kilka tygodni, a wówczas problemem była susza. Iruka często musiał zwozić wodę z miasta albo przynosić ją z daleko położonych strumieni. Dla Naruto byłoby to ciężkie, ponieważ ten las bywał niebezpieczny.

           Droga do domku Iruki zajęła im dobrych kilka godzin. Naruto poczuł ucisk w żołądku. Może jednak powinien zabrać ze sobą Hinatę? Samotne przebywanie w tym miejscu go przerażało i powodowało ciarki na całym ciele. Gdy przebywał tam z Iruką było lepiej, choć i tak bał się wychodzić sam. W tym lesie łatwo było się zgubić, a Naruto już raz tego doświadczył i nie chciał odczuć tego na sobie znowu.

          Naruto wysiadł z samochodu. Resztę drogi musieli przejść piechotą. Całe szczęście była ona oznaczona głębokimi cięciami na drzewach, aby nikt się nie zgubił i w razie czego mógł dotrzeć do drogi z powrotem. Walizka bardzo ciążyła i parę razy Naruto się przewrócił, na co Kakashi odpowiadał śmiechem i nabijał się z blondyna, że ten nie ma za grosz kondycji. Gdy wreszcie zamajaczył przed nimi domek, Naruto odetchnął z ulgą. Był poobijany, podrapany, a do tego walizka zdawała się być w równie złym stanie co on, choć kupił tę najdroższą, niby wytrzymałą na wszelkie wstrząsy, potłuczenia i każdą temperaturę. Okazało się to nieprawdą. Zaraz po powrocie będzie musiał zakupić nowy bagaż.

          — Dotarliśmy! — Kakashi uśmiechnął się dumnie, a Naruto postawił walizkę pod domem i dopiero, gdy opadł całym ciałem na werandę, odetchnął z ulgą.

           — Przyrzekam, nie ruszę się przez kilka najbliższych dni — westchnął, jednak po chwili zrozumiał swoje słowa. Nie miał czasu na odpoczynek.

            — Sprawdź czy działa kran. W razie gdyby tak nie było przyniosę wody z pobliskiego źródła. Będę do ciebie zaglądał codziennie, aby sprawdzić czy czegoś ci nie trzeba. W razie gdybyś czegoś potrzebował, daj mi znać. Nie mam telefonu, więc będziesz musiał czekać do mojego przybycia. Będę odwiedzał cię codziennie w południe. — poinstruował Kakashi wpatrując się w chłopaka, który wyraźnie zaczynał odpływać w objęcia Morfeusza. — Jeszcze jedna rada. Nie śpij na werandzie, bo zjedzą cię niedźwiedzie.

          Na te słowa Naruto automatycznie podskoczył, a serce podeszło mu do gardła.

          — Pewnie masz rację, ale z tymi niedźwiedziami to przesadziłeś — prychnął drapiąc się po karku. — Masz ochotę na ramen?

          Kakashi zaśmiał się i pokręcił głową przecząco. Jak mógł zjeść ramen, skoro wtedy to, co kryje się za maską, przestałoby być sekretem?

Noroi ~ SasuNaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz