Rozdział dwudziesty drugi

501 57 70
                                    

— Kochasz go, prawda? W takim razie pozwolisz mu odejść do miejsca, do którego należy. Do mnie. Do jedynego, właściwego Naruto.

~ • ~

— Taki stary, a gorzej z nim jak z dzieckiem... — westchnął Sasuke plątając się po świątyni. Gdy tylko się odwrócił, Naruto zniknął mu z oczu. Czuł wewnętrzny niepokój zawsze, gdy go przy nim nie było, a dodatkowo wyparował zupełnie nagle w takim miejscu. — Naruto! Hej, młotku!

— Nawet w takim wieku nadal nazywasz mnie młotkiem? — usłyszał znajomy mu głos. Chciałby odetchnąć z ulgą, jednak w tym samym momencie niepokój, który go opanował, uderzył z jeszcze większą siłą.

— Wszystko w porządku, Naruto? Gdzie jesteś? — zawołał ponownie Sasuke powoli krocząc w tym samym kierunku skąd dobiegł wcześniej głos. Ponownie poczuł się jak ninja, ukrywając się i powoli zbliżając do wroga. Podświadomie czuł, że coś tu nie gra.

— Jak myślisz, czy gdyby nie tamta walka, my również zostalibyśmy kochankami?

Sasuke stanął na środku głównego pomieszczenia świątynnego. Księżyc oświetlał całe wejście co pozwoliło mu ujrzeć wszystko z najmniejszymi szczegółami. I wtedy zobaczył. Ten strój, tę twarz, te oczy, te znamiona... Przez głowę przeleciało mu tysiące wspomnień, które uderzyły w niego z niebywałą siłą. Poczuł ból gorszy niż przecięcie katany.

— Kim ty...? — wydukał. Jego oczy zdawały się pląsać w panice.

— Czekałem tyle lat, Sasuke... — powiedziała osoba przed nim. Młody chłopak wstał powoli podchodząc do przerażonego Uchihy. — Nic się nie zmieniłeś, choć te uszy i ogony nie pasują do twojej mrocznej natury.

— Kim ty do cholery... Agh...! — syknął Sasuke, gdy ból głowy zaczął się nasilać wraz z przybywającymi wspomnieniami.

— To ja powinienem być lisem, jednak przynajmniej mam okazję się z ciebie pośmiać, draniu.

— Sasuke, draniu...!

— Cholera... — wydyszał Sasuke powolnie opadając na podłogę. Coraz więcej wspomnień, coraz więcej obrazów, coraz więcej... tej twarzy... coraz więcej uczuć... coraz więcej... — Na... Naruto?

— Już myślałem, że mnie serio nie pamiętasz! — wrzasnął chłopak śmiejąc się głośno. — Draniu, gdybyś stał się większym kretynem ode mnie, to bym cię chyba zabił!

— Naruto... Uzumaki... Naruto... — dyszał Sasuke zaciskając dłonie w pięści. Po jego czole spływały krople potu, a serce ściskało niczym skute kajdanami.

To Naruto... Naruto, mój przyjaciel... Którego zabiłem... Przez którego... Jestem tu... To...

— Naruto — szepnął Sasuke wlepiając wzrok w przyjaciela. — To naprawdę ty.

Naruto ukucnął przed nim wystawiając język w jego stronę.

— Gdzieś słyszałem, że mordercy zapominają twarzy swoich ofiar — chłopak zaśmiał się głośno. — Ej, Sasuke, zastanawiałeś się kiedyś dlaczego przybrałeś taką formę? Po mojej śmierci część czakry Kuramy wypełzła i przeszła na ciebie. Pewnie gdyby Kurama był żabą to robiłbyś teraz kum, kum.

— Ale... co ty tu...? — Sauske nie potrafił się otrząsnąć. Zastanawiał się czy to sen, czy może jest już po drugiej stronie. Nie wiedział niczego, gubił się w samym sobie, nie potrafił nawet myśleć.

Noroi ~ SasuNaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz