Rozdział Drugi

3.5K 135 30
                                    

Ginny patrzyła w lustro i była przekonana, że zmarnowała swoje życie. Że je przegapiła, nie wykorzystała szansy, nie zrealizowała pragnień. Stojąc w łazience niewielkiego apartamentu patrzyła wstecz i była pewna, że poszła drogą zupełnie inną niż chciała.

Ginny Potter od jakiegoś czasu nienawidziła  poranków. Ilekroć wygrzebywała się z oparów snu docierało do niej, że znów coś jest nie tak. Że tkwi tam, gdzie nie chce być, że jest zmuszona przeżyć kolejny dzień w świecie, którego nie lubi. Codziennie rano zaczyna się jej wyścig z rzeczywistością, te same słowa i gesty i człowiek, który miał być spełnieniem marzeń, a stał się ich końcem.

 — Ginny skarbie. Jesteś tam? — Zza drzwi łazienki dobiegł zaniepokojony głos Harry'ego.  — Dobrze się czujesz? — zapytał, gdy wyszła. Spojrzała w zielone oczy męża i cmoknęła go w usta. -

—Na co masz dziś ochotę? — Uśmiechnęła się. — Rocznica, zapomniałeś? — Nie ukryła nuty żalu na widok pytania w jego oczach. 

Harry spojrzał z rozczuleniem na żonę i przyciągnął ją do siebie, zanurzając twarz w rudych włosach. Pachniała lekką owocową nutą, jakby mandarynką. Była miękka i krucha, taka jak przed laty.

— Jak ten czas leci. Przepraszam, dla mnie to wciąż, jakby wczoraj. — Kocham Cię, wiesz?  — szepnął i przytulił ją mocniej. — Postaram się być wcześniej, a Ty pomyśl, co chcesz dostać.— Ujął jej drobną twarz w dłonie, pocałował i zniknął.

— Najlepiej rozwód. — Słowa wymknęły się z jej ust zanim zdążyła je zdusić.

Harry. Jej mąż. Kiedyś tęskniła za nim tak bardzo, aż w końcu jej się zdarzył. Przez te wszystkie lata nie do końca wierzyła, że to prawda, czasem zdawało jej się, że go sobie uroiła. A on każdego dnia przekonywał ją, że jest. Tak długo, aż w końcu zapragnęła wolności. Przygryzła wargi i leciutko zmarszczyła brwi.

Walczyła ze sobą.

Z jednej strony kochała go przecież, z drugiej zaś miała wrażenie, że życie przemykało obok. Miała wrażenie, że zrezygnowała ze swoich skrzydeł zanim je na dobre rozwinęła, a przecież tak dobrze się wszystko zapowiadało. Cofnęła się myślami do wydarzeń sprzed lat...

Uśmiechnęła się z nostalgią.

Mecz z rosyjską drużyną Matrioszek. Perfekcyjny pokaz umiejętności Ginny Weasley  - brytyjska i międzynarodowa prasa ścigała się w peanach na jej cześć.

Kilkanaście lat wcześniej

— To było niewiarygodne. Weasley jest niesamowita!
— Niezwykła, fantastyczna, rewelacyjna, genialna!
— Od początku siała spustoszenie w powietrzu! Niszczycielska, niezawodna, nadzwyczajna, niesłychana, wyjątkowa...!
— To dzięki młodziutkiej Weasley Harpie odnoszą sukces!

Tytuły nie pozostawiały wątpliwości

To nie był zwyczajny mecz, to był jej mecz, genialny popis umiejętności urodzonego geniusza gry. — Tak nazwano to wielkie sportowe wydarzenie w kuluarach stadionów świata. To była zupełna deklasacja wszystkich dotychczasowych gwiazd quidditcha.

Dziś

Rozejrzała się po wnętrzu. Kiedyś ściany mieszkania zdobiły jej zdjęcia, na miotle, z pucharem, zwycięskie i roześmiane. Teraz nie było po nich śladu, ich miejsce zajęły grafiki Luny. 

A przecież nie tak dawno, zdaje się, że wczoraj, dostała powołanie do kadry narodowej quidditcha. To był jej czas. Ślub z Harrym i spełnianie marzeń, swoich i jego. Gdy dosiadała miotły zachwycała i szarpała nerwy, gracja i elegancja w jednej osobie, jej niemal baletowe ruchy przyciągały jak magnes, to dla niej chodzono na mecze.

Temperament, odwaga, brawura.

Dramat i teatr.

Mecze Gin Gin (bo tak ją nazywano) były zawsze widowiskiem, a ona gwiazdą. Rozgrywała mecze stulecia, nazwisko Weasley (bo pod nim grała nawet po ślubie) znają wszyscy, elektryzuje, nie ma na nią mocnych.

Do momentu, gdy spada z miotły.

Kilka lat wcześniej

Nowojorska Madison Square Garden. Tłum. Mistrzostwa przyciągają nawet tych, którzy nie znają się na sporcie, brytyjska drużyna w formie jak nigdy. Ma wszystko, bo ma Weasley. Do momentu, gdy Złota Dziewczyna zostaje zepchnięta z toru i sfaulowana. Spada z miotły, a cały czarodziejski świat wstrzymuje oddech. 

Leży nieprzytomna przez tydzień, a Harry obiecuje sobie i rodzinie, że to koniec. Gdy ona odzyskuje przytomność on stawia ultimatum, rodzina albo kariera. Ginny nawet go rozumie. On się o nią boi, umarłby, gdyby ją stracił. Poza tym Harry chce żony, kogoś, kto będzie spędzał z nim wieczory i poranki. Chce również dzieci. Wielka Gin Gin rezygnuje więc, chociaż wiele ją to kosztuje. Nikomu się nie przyznaje, Hermiona nigdy nie rozumiała quidditcha, a matka...

— Wszyscy z czasem rezygnujemy z wielkich nadziei. —Usłyszy od niej, gdy napomknie o możliwości powrotu. Nie ma nikogo po swojej stronie.

Dziś

W tamtym momencie pomyślała,że gdyby musiała z niego zrezygnować, umarłby ze smutku. Dziś nie może sobie przypomnieć, czy myślała o Harrym, czy o sporcie. Codziennie, w tęsknych chwilach porannych, dokonuje rachunku sumienia, wspomina swe życie i widzi, jak puste jest i  pozbawione celu.

Bezsensowne migotanie cieni zlewających się w gęstniejącym mroku.

Spojrzała w lustro i  nie poznała kobiety, którą w nim zobaczyła. W tym samym momencie zdała sobie sprawę, że wszystko jedno, czy się ma przed sobą sto lat, rok czy tydzień, bo zawsze się ma przed sobą wszystko.

— Balansuj dopóki się da, a jak się nie da, podpal świat — Powiedziała Ginny z lustra. Ginny przed nim podjęła decyzję.

Redakcja Proroka Codziennego.

Dean Thomas nie wierzył w to, co widział. Na niewielkiej kartce dostarczonej przez sowę widniało tylko kilka słów.

Wracam do gry. Przyjmiesz mnie? Gin Gin.

Nie Ginny Weasley, nie Ginny Potter. Gin Gin. Szykował się news dziesięciolecia.

Całkiem Nowe Życie (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz