Rozdział dwunasty

2.2K 88 30
                                    

Lubiła swoje nowe mieszkanie. Lubiła również taras, na którym przesiadywała niezależnie od pogody, a ta ostatnio nie rozpieszczała. Czas płynął, a deszcz nie przestawał padać. Jeszcze żadnej jesieni tyle nie padało, trawnik pod jej kamienicą nasiąkł wodą, ziemia wyglądała tak, jakby miała nigdy nie wyschnąć.

Zapomniała już o lecie. Ulice były prawie puste, każdy siedział schowany we własnym zaciszu.Znów z zadowoleniem stwierdziła, że kupno mieszkania było strzałem w dziesiątkę. Duża przestrzeń stwarzała pozory domu, a nie wymagała tyle zachodu. Czarny czarami, ale te gospodarcze były nieco irytujące.

Siedziała na tarasie ze szklanką whisky. Przeszło jej przez myśl, że ostatnio pije coraz więcej.

To wszystko wina Malfoya — pomyślała Hermiona. To dziwne. Nie widziała go przecież kilka lat, a teraz zdaje się być wszędzie, gdzie spojrzy. Na przykład jakieś pół godziny temu wydawało jej się, że widzi go wchodzącego do sierocińca, który mieścił się w po drugiej stronie parku, naprzeciwko jej okna.

— Draco i dzieci, w mugolskiej dzielnicy. — Zachichotała. — Oszalałam, albo się upiłam. — Odstawiła szklankę.

                                                                                                 ...

Draco spojrzał w okno. Miał nieodparte uczucie, że coś go ściąga wzrokiem. Między drzewami bieliła się kamienica. Jego uwagę przyciągnął taras na poddaszu, a właściwie czerwony koc na fotelu, który lekko falował jakby poruszany niewidzialną ręką. Na stoliku zapomniana szklanka.

Ciekawe co u Granger? — Uśmiechnął się i wstał. Z sali dziecięcej dobiegło kwilenie.

                                                                                           ...

Hogsmeade

Szedł ulicą Główną. Skąpana w deszczu i pusta niezbyt zachęcała do spacerów, ale on i tak nie miał co ze sobą zrobić. Rozglądał się wokół, niemal w ogóle nie poznając okolicy. Nigdy nie przywiązywał uwagi do otoczenia, ale dziś wszystko było wyjątkowo smutne. Zieleń zaczęła ustępować jak odpływ, który odkrywa nieznane dotąd kolory i kształty, igły na świerkowych gałązkach matowiały niczym jeżowce i nabierały powoli błękitnostalowego koloru.

To była jego pora roku, idealnie wpasowana w jego nastrój, bo... tęsknił. I nie mógł sobie z tym poradzić. Przed oczami Rona wciąż tkwiła postać Hermiony.

Brakowało mu jej zapachu, jej marudzenia, śmiechu i tego, że po prostu była. Wciąż ją kochał, nie umiał i nie chciał być sam. Uciekał z domu, gdy tylko mógł. Nie mógł znieść unoszącego się jeszcze w sypialni zapachu jej perfum. Na szczotce, której zapomniała, wciąż błąkały się kasztanowe kosmyki. Chciał, żeby wróciła. Był gotów zapomnieć o wszystkim, ale nie mógł zapomnieć oczu, w których się zatracił kilkanaście lat temu i dłoni, w której się topił...

Tęsknił.

Nawet za tą wymowną ciszą, która pewnego dnia zatrzasnęła drzwi wspólnych rozmów.

— Cześć Ron. Nie wyglądasz najlepiej. — Dobiegł go znajomy głos.

Rozpoznał Angelinę Johnson. Wciąż wysportowana, smukła, prawie tak wysoka jak on, z ciekawością zaglądała mu w oczy. Uśmiechnął się smutno.

— Słyszałam o waszym rozwodzie — westchnęła. — Ale to jeszcze nie koniec Ron. Tam gdzieś czeka dobre, może nawet lepsze. Wytrzymaj. Daj sobie szansę — szepnęła głaszcząc go po ramieniu.

Całkiem Nowe Życie (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz