Rozdział dwudziesty trzeci

1.7K 83 35
                                    

Czarna dopasowana sukienka idealnie podkreślała kształty Hermiony, wysoki golf krył szyję, a długość lekko za kolana odsłaniała zgrabne łydki. Nagie ramiona nosiły jeszcze lekki ślad opalenizny. Prawie zrezygnowała z ozdób, postawiła jedynie na długie kolczyki, w których lśniły, zamknięte w wężowym splocie, szmaragd i rubin. Każdy ich ruch był obietnicą i groźbą.

Krótkie brązowe loki wiły się wokół owalnej twarzy, czekoladowe oczy patrzyły spod muśniętych tuszem rzęs.
Przygryziona warga była niemym pytaniem.

Uśmiechnął się. To był jej znak rozpoznawczy, najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclow wciąż nie była pewna swej kobiecości.

Podszedł bliżej. Mimo szpilek nie imponowała wzrostem. Uwielbiał ten wzburzony nieład na jej głowie, miała tę cudowną właściwość, że bez zbędnych zabiegów zawsze wyglądała pięknie. Słyszał kiedyś, że miłość rozpoznaje się natychmiast, że budzi serce każdym gestem, każdym zmysłem, każdym zdaniem, nastrojem, który odbija się w oczach. Teraz się o tym przekonywał.

Merlinie najsłodszy — jęknęła w duchu patrząc na Draco.

Ubrany w czarny lekki golf i doskonale skrojone spodnie Malfoy był chodzącą pokusą. Prawie białe włosy zaczesał do tyłu, dumne usta wykrzywiał lekki uśmiech, skrzący się jeszcze czasem w jego oczach chłód powoli ustępował.
Ta doskonała kompozycja czerni i bieli przywodziła jej na myśl grudniowy poranek, który, jakby wbrew założeniom, jeszcze bardziej rozpalał zmysły. Burzył krew. Nikt nigdy nie wszedł w nią tak głęboko, jak ten, który jej niemal nigdy nie dotknął.

Uniosła brew.
— Gotowy — rzekł nie spuszczając wzroku z kobiety. Wyciągnął rękę.

— Jak nigdy wcześniej. — Chwyciła jego dłoń.

Nie mówili o balu. I obydwoje o tym wiedzieli.

...

Blaise postawił na czerń korespondującą z mahoniem skóry i nastrojem.

Podniósł oczy, by ostatni raz spojrzeć w lustro. Oniemiał, gdy ją zobaczył. Gorąco w lędźwiach sprawiło, że zapomniał o świecie.

...

Jeszcze przed wejściem do zamku usłyszeli gwar, Wielka Sala musiała być pełna. Draco spojrzał na towarzyszącą mu kobietę. 

Wbiegli po schodach.

Otworzyły się drzwi.

Trzymając się za ręce, przekroczyli próg.

Tłum zamarł, a oni szli tak, jakby nic się nie liczyło. Dumni, pewni siebie, nie zwracając uwagi na otaczający ich świat.

Byli jak tom poezji złączony wierszami dłoni, jak oczekiwanie, tak intymne, że niejeden odwracał oczy z zawstydzeniem.

— Ja pierdolę — wyrwało się stojącemu obok dyrektorki Goyle'owi.

— Dziesięć punktów dla Slytherinu —  odpowiedziała McGonagall. Gregory spojrzał ze zdumieniem na byłą nauczycielkę transmutacji. Czyżby mu się wydawało, czy stara kocica puściła mu oczko?

Hermiona i Draco przetrwali coroczne przemówienia i wspomnienia zmarłych, z tym i owym zamienili słówko prawie nie spuszczając z wzroku ze swoich twarzy. I wracali do siebie niczym magiczne frisbie.

A potem...

Zabrzmiała muzyka...










Jestem w Siemiatyczach i pisze z drogi, z telefonu. Miał być dzień wolny od pisania 🙈, no ale postanowiłam wstawić parę słów...wstępu do balu.

Mam nadzieję, ze się spodobało i, że nabraliście ochoty na taniec 🙈.

Dzięki za każdy głos i komentarz.

Całkiem Nowe Życie (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz