Rozdział dwudziesty

1.9K 76 11
                                    

Zamknęła za sobą drzwi hotelowego pokoju. To tylko dwie noce, ale zadbano, by miała wszystko czego potrzebuje. Obrzuciła wzrokiem pokój. W prostym wnętrzu jedyną płaszczyznę koloru stanowiły książki w otoczeniu pnącej się zieleni. Wszystkie inne przedmioty utrzymane były z żelazną konsekwencją w czarno-białej gamie.

Stanęła przed lustrem zajmującym całą ścianę. Rude włosy spadały kaskadą do kolan, kształtna, smukła szyja, nieduże, ale pełne piersi, zakończone, nabrzmiałymi od porannych pocałunków, sutkami. Na piersiach piegi, których nie znosiła. Płaski brzuch i podbrzusze, poranione od nieogolonych policzków kochanka. Pokręciła głową, usiłując uporządkować myśli. Ogień tańczący na jej skórze ustępował, przez okno wpadało rześkie powietrze.

Cieszyła się na te chwile samotności, w końcu mogła poświęcić się pracy. Sport był tym, co kochała, Blaise to rozumiał i, co najważniejsze, nie oczekiwał jej ciągłej obecności. W przeciwieństwie do Harry'ego.

,Nie,tylko nie Harry. Nie myśl o nim. To przeszłość — powiedziała zdecydowanie w kierunku swojego odbicia. Chwilę później nie wiedziała, że uniesiona powątpiewająco brew to ona sama, czy jej odbicie.

Mecz. Tylko to powinno ją dziś interesować. Kanie z Karasjok w starciu z Pustułkami z Kenmare - musiała się skupić na quidditchu. Szybko przeanalizowała swój wygląd, związała włosy w staromodny kok, włożyła dżinsy i spraną koszulkę z napisem Zabawki dla dużych chłopców . Zrobiła to tylko po to, żeby wyróżnić się na tle tych wszystkich wrednych bab dumnie obnoszących się najlepsze kreacje i wystawiające cycki niczym zachętę.

Wybiegła. W rozległym holu owiał ją chłód stali, marmurów i klimatyzowanego powietrza.

...

Harry szedł na mecz.

Quidditch. Kiedyś to było jego życie. Ich życie. Dziś będzie oglądał go z inną kobietą, dyskretnie spojrzał na idącą obok Cho. To nie była jej wina, że nie była Ginny, chociaż tak bardzo starała się ją zastąpić.

Dlaczego wciąż myślał o byłej żonie?

Pomógł Cho wejść na trybuny. Zdążyli niemal w ostatniej chwili, gdy na miejscu komentatora zrobił się ruch. Zaczął się rozglądać, gdy nagle rozległ się, wzmocniony magicznie, ale wciąż melodyjny, i tak boleśnie znany głos.

Cho Chang zamarła.

— Czarownice i czarodzieje, już za chwilę dwie drużyny zagrają o wejście do finału. Macie nadzieję na dobry mecz? Ja też. Ciekawi mnie  forma szukającego Pustułek, czytałam, że Jonas zaliczył spadek formy. Hm, niedobrze, a z drugiej strony pisała to Rita Skeeter. Wiemy, że nigdy nie była zbyt precyzyjna a zaliczać brzmi nieco dwuznacznie, czyż nie? — Ostatnie zdanie zagłuszył śmiech tłumu.

Mecz się zaczął.  

— Ależ ten Dung jest szybki. Na boisku to skarb, ale w domu? Musielibyśmy zapytać jego żonę.
Tak!!!Trafienie Kani z z Karasjok. — Tłum zafalował i wydał pomruk niezadowolenia. — Blanc nie daje za wygraną, słodki Merlinie jak on się trzyma na miotle. Złapał kafla, leciiiii!!! Będzie bramka... będzie....nie!!!? Jak nie!!!? Niech to szlag!!!Zmarnować taką akcję... — Żywiołowa relacja Ginny wzbudzała natychmiastową reakcję publiczności.

Razem z nią rwali włosy z głowy, tupali i krzyczeli. Gdy ta drobna postać wygrażała pięścią za faul, nawet zawodnicy posyłali jej uśmiech za uśmiechem. 

— Norwegia przy kaflu... nie, no nie!!! Christensen łapie się za włosy, chociaż prawdę mówiąc, nie ma bardzo za co. Inna rzecz, że on ma brodę, a to ogromny atut— wymruczała zawadiacko Ginny. Stadion zawył z radości, a gracz o urodzie Wikinga wyczarował dla Ginny małe kafle w kształcie serduszek.

Całkiem Nowe Życie (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz