Rozdział czternasty

2.2K 92 9
                                    

Harry nie mógł się odnaleźć po rozstaniu z Ginny. Całe dnie spędzał w pracy, przywilej bycia szefem aurorów sprawiał, że swoją obecność mógł tłumaczyć kolejnymi działaniami niezbędnymi dla bezpieczeństwa czarodziejskiego świata. Jedyną osobą, która mogła zadawać pytania był minister, ale Kingsley doskonale go znał, sytuację rozumiał i nie zamierzał o nic pytać. 

Tak czy inaczej spać w ministerstwie nie mógł, nie chciał stwarzać powodu do plotek, wystarczy, że jego przyjaciele byli na ustach wszystkich. Nie miał pomysłu, ale wyjść musiał. Zanim się teleportował jego wzrok padł na Agencję Turystyczną Globus Mundi.

— A gdyby tak...— Pomyślał.  Zaległego urlopu miał aż nadto, na początku małżeństwa nawet gdzieś z Ginny bywali, ale wciąż był wzywany do pracy. Nigdy nie odmawiał. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy Ginny przestała reagować.

Pchnął drzwi.

Wnętrze zaskoczyło go feerią barw i mnóstwem zapachów. Pustynne piaski falowały lekko zlewając się odrobinę z fatamorganą starożytnych budynków, tuż obok ogromne metropolie błyskały neonami, by za chwilę zostać zasłonięte przez drgające, na nieodczuwalnym wietrze, palmy. Wyczuł zapach morskiej bryzy, rozgrzanej plaży i... cytrusów?  Pociągnął nosem. 

—Tak pachnie przyszłość, panie Potter. — Starszy czarodziej, który niepostrzeżenie do niego podszedł, lekko się uśmiechnął.  — Każdy ją czuje inaczej, nie każdy może rozpoznać. Nie od razu. — Zawahał się. — Ale nie w tym rzecz. Życzy sobie pan czegoś? — zapytał. 

Harry z ciekawością się rozglądał, właściwie sam nie był pewien, czy czegoś chce i czy podróż to dobry pomysł. Wciąż pociągał nosem, chęć sprecyzowania zapachu była od niego silniejsza. 

— Też nie mogę sobie z tym poradzić. Cześć, Harry.  — Gwałtownie się obejrzał i z radością uścisnął stojącą za nim kobietę. Prawie nic się nie zmieniła. Wciąż drobna, wciąż kruczowłosa, delikatny uśmiech rozjaśniał jej twarz, ledwie widoczne, w kącikach oczu, kurze łapki dodawały tylko uroku.

— Cho? Tak się cieszę, ze Cię widzę. Co u Ciebie? Też na urlop? — Tysiącem pytań chciał zatuszować fakt, że czuł się nieco skrępowany. Tak prawdę mówiąc, nie był aż tak ciekawy, ale może spędziliby ten wieczór razem, a on wróciłby do domu późno, padłby spać i nie musiałby myśleć o Gin...

— Masz może ochotę na kawę?  — zapytała nieśmiało. — Jeśli nie spieszysz się do domu  — dodała z lekkim wahaniem. 

—Pewnie — wyrwało mu się zbyt szybko. — To znaczy nie spieszę się. Sporo się wydarzyło odkąd się widzieliśmy ostatni raz.  Obydwoje się roześmieli i pociągnęli nosami. 

— Coś jakby wiatr... — Harry niezdecydowanie potrząsnął głową. - I... jemioła? - dodała Cho. — Co z urlopem? — zapytała Harry'ego. Zanim jednak zdołał odpowiedzieć zmaterializował się sprzedawca. 

— Ofertę dla państwa przygotuję i wyślę sową. — Ale nie zdążyłem przecież...— zaczął Harry — Nie musi pan, jestem tu po to, by spełniać marzenia klientów. 

Spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami. Może tego im było trzeba? Odnaleźć dziecięcą radość w świecie magii, do którego przywykli?

                                                                                                     ...

Poczuł zapach lasu. Puścił, może zbyt gwałtownie, rękę Granger i rozejrzał się wokół. Co prawda zapadał zmierzch, ale zza drzew migotały rozświetlone okna... Kurwa, to  był sierociniec, w którym pracował. Obejrzał się na stojącą za nim Hermionę. 

— To moje ulubione miejsce spacerów — powiedziała patrząc na niego. — Mieszkam niedaleko, o tam.  — Pokazała ręką na całkiem dobrze widoczny i znany mu blok.

Zmartwiał. Już wiedział, że czerwony koc na balkonie należał do niej. 

— Chciałam Ci pokazać mugolski Londyn — zadarła głowę do góry próbując zajrzeć mu w oczy  — ale Ty go chyba znasz, prawda? 

Srebro  w jego oczach zamigotało zamieniając się w płynną stal. Hermiona nie zamierzała przestać. 

— Nie mów mi, że bredzę. Wiem, co widziałam. Nawet gdybym uznała, że mogłeś mi się przywidzieć, to teleportowałeś się w mojej bramie. Wystarczyło dodać dwa do dwóch. Bywasz w mugolskim Londynie, pracujesz z moim byłym teściem, który jak wiemy uwielbia Mugoli. Wiesz co? Chcę wiedzieć co i dlaczego robisz. Skoro świat szlam Cię zainteresował musisz mieć jakiś powód. Znów kogoś zniszczyłeś? Upokorzyłeś? — Wspomnienia wróciły w najmniej odpowiednim momencie. Walczyła z łzami.

— Granger. Jesteś tak samo wkurwiająca, jak kiedyś. Wścibska, uparta i przemądrzała. Nie wiem, dlaczego pomyślałem, że mógłbym cię polubić. — Otworzyła usta, by coś powiedzieć. — Zamknij się Granger i słuchaj. Szlamą nazwałem cię wieki temu i nie było dnia, żebym nie żałował przeszłości. Odpokutowałem, a mimo to wciąż ponoszę konsekwencje wyboru moich rodziców. Kto ci, do cholery, dał licencję na ocenianie? Swoją droga musisz mieć na tym punkcie jakiś kompleks. Wkurwiasz się, że nie jesteś czystej krwi? — Trzask. Uderzyła go w twarz

Obróciła się na pięcie się i wpadła w bramę. Oparta o zimną ścianę próbowała dojść do siebie. Jak śmiał, jak mógł. Myśli mieszały się jej w głowie. Wyjrzała. Był tam. Odetchnęła głęboko i z ulgą. 

Malfoy siedział na ławce spoglądając w okna sierocińca, powietrze wokół niego drgało, wiedziała, że objął się zaklęciem niewidzialności dla Mugoli. Kolejny raz zaskoczyła samą siebie. Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu mając nadzieję, że nie będzie żałować.

— Dasz się oprowadzić? — zapytała.— Prowadź — odpowiedział. Wyczuła, że się uśmiechnął. 

Poszli w otulony wieczorną szatą Londyn.

Spacerowali południowym brzegiem Tamizy, a Hermiona z zapałem opowiadała historię ukochanych miejsc. Big Ben, Westminster, anegdotki o rodzinie królewskiej, Draco ze  przyznawał, że słuchało się jej z przyjemnością.

Potem zasiedli nad brzegiem rzeki, by spróbować cheestrings. Co prawda Malfoyowi niezbyt smakował rwany ser, ale dojadł do końca. Zachwycił się za to pysznymi sausage rolls, zdołał namówić Hermionę na kolejną porcję. 

W drodze na przystanek kłócili się co do wyższości drugiego nad pierwszym i Malfoy wygrywał. Doprowadzał tym Hermionę do szału, chociaż w duchu przyznawała mu rację. Nie omieszkała go jednak wyzwać od nadętych dupków.

Co do uroku czerwonych autobusów byli zgodni, ale już klimatyczne uliczki i ceglane domy z mikroskopijnymi ogródkami nie spotkały się z entuzjazmem mężczyzny. Przyzwyczajony do przestronnych wnętrz, nie mógł obdarzyć sympatią klitek, które widział. 

Sama Tamiza, nad którą wrócili i bulwary, którymi spacerowali podobały mu się bardzo. Pomyślał, ze dawno nie czuł się taki wolny.

Stali zapatrzeni w płynące rzeką statki. Hermiona zastanawiała się, czy jest zmęczony i czy się nie nudzi, z jego twarzy trudno było cokolwiek wyczytać. Nie chciała być sama, ostatnio nawet książki nie pomagały. On przyglądał się jej odbiciu w wodzie, wyglądała tak, jakby chciała go  o coś zapytać. 

Gdzie ta gryfońska odwaga? — Pomyślał. Dobrze się bawił i wcale nie chciał kończyć tego wieczoru, bał się kolejnej bezsennej nocy. — Idziemy do mnie — zdecydowała nie pytać tylko zarządzić. — Nie wiem czy mugolski bar to nie za dużo na dzisiejszy wieczór — dodała wyjaśniająco. 

Docenił. 

— A zatem mugolski bar następnym razem. Będzie okazja do kiedyś. — Uśmiechnął się pod nosem.

Zastanawiał się czy ma w domu ognistą, ale postanowił nie pytać. Jeszcze przez jakiś czas noc, której nienawidził, pozostawała w cieniu niebytu. Postanowił przedłużyć to tak długo, jak się tylko da. 



Całkiem Nowe Życie (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz