Hermiona zawsze była zdania, że kac to coś, co nie istnieje, ale tym razem musiała zweryfikować pogląd. W głowie jej łupało, widziała podwójnie, czuła spływający po plecach pot. Podparła się na łokciu i podczołgała do ubikacji. Tam chwyciła oburącz kibel i rzygnęła potężnie, zachlapując go mieszanką ognistej i wina z pokrzyw.Zadrżała, na ramionach wyrosła gęsia skórka, prawie nagim ciałem poczuła ziąb podłogowych kafelków i to ją trochę otrzeźwiło. Wróciła do łózka i wśliznęła się pod kołdrę. Powoli docierało do niej, że nie ma jej w domu, śpi w obcym łóżku i w dodatku, ktoś ją musiał tutaj położyć.
Syknęła, gdy rozległo się pukanie.
— Pani Weasley, dobrze się pani czuje? Mogę wejść? — Hermiona z trudem powstrzymała mdłości. — Pani Weasley? — dobiegło zza drzwi.
— Proszę — jęknęła.
Twarz mężczyzny, który wszedł do pokoju, wyrażała całkowitą obojętność. Na tacy stała czarka z czymś parującym.
— Wywar wzmacniający — powiedział w odpowiedzi na jej pytający wzrok. — Proszę wypić, pomoże w ciągu dziesięciu min. Pan Malfoy zostawił list. — Barman podał jej kopertę, wywar postawił na stoliku przy łóżku i nie czekając wyszedł.
Hermiona wzięła do ręki czarę i z nieufnością powąchała. Wypiła i opadła na poduszkę, po ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. Sięgnęła po kopertę i zaczęła czytać.
Granger, potrzebny Ci trening, to raz. Dotrzymałaś słowa, to dwa.
Ps 1. Zaniósł Cię barman. Wypadałoby podziękować.
Ps 2. Dziś nie mogę, ale jutro czemu nie.Kurwa.
Patrzyła nie wierząc w to, co widzi. Poprosiła Malfoya o kolejne spotkanie?
To przez tą cholerną Ognistą.
I wyrzuty sumienia za nazwanie go śmierciożercą.
I samotność.
A może wszystko razem.
Zarumieniona ze wstydu i zdenerwowana wstała z łóżka. Eliksir zadziałał, ale i tak zmęczenie dawało jej się we znaki. Po co jej to było? Po co piła pół nocy, mimo, że wcale nie lubi? Po jaką cholerę wychodziła wczoraj z domu? Żeby upodlić się w obcym miejscu? Na oczach obcych ludzi?
Zeszłą na dół, przy barze czekał na nią placek nadziewany siekaną wołowiną i wątróbką.
— Pomoże i nie ma za co. — Barman uśmiechnął się pod nosem. Niechętnie, ale jednak siadła. — Pan Malfoy uregulował rachunek — rzekł mężczyzna, widząc jej dłoń sięgającą po galeony.
Po raz kolejny zalała ją złość, ale trudno. Będzie rewanż na kolejnym spotkaniu, a potem koniec. I ze spotkaniami i z tym cholernym Malfoyem.
Wyszła i teleportowała się do domu.
...
Tymczasem kilka przecznic dalej Harry Potter tracił żonę.
— Nie Harry, żadna siła nie zmusi mnie do tego, by zostać. Nie zmienisz mojej decyzji i nie wykorzystuj rodziców do walki o mnie, bo jeśli trzeba będzie, przestanę ich odwiedzać. — Patrzyła na niego twardo. — Jeśli mnie zmusisz zrezygnuję z rodziny, domu i przyjaciół. Ale nie wrócę.
Nie poznawał jej. W tych pięknych oczach nie było nawet krzty jego dawnej Ginny.
— Nie kochasz mnie? Nic nas nie łączy?— zapytał. Złagodniała, spojrzała w jego zielone oczy i odgarnęła, opadającą na nie grzywkę.
—Harry, zrozum mnie. Nie jestem już tamtą dziewczyną ze szkoły. Zakochaną i żyjącą po to, by Ciebie uszczęśliwić. Jesteś jak dom rodzinny, kochany i cudowny, ale za ciasny. Proszę, pozwól mi odejść — Spuścił głowę. W jej dłoniach widział kopertę z adresem Proroka Codziennego.
Wiedział, że obejmuje stanowisko komentatora sportowego. Naprawdę aż tak jej brakowało pracy? Sportu? Tu popełnił błąd? Nie rozumiał dlaczego odchodzi, ale jedno wiedział na pewno. Zgodzi się na wszystko, nie chciał jej ranić.
— Mam nadzieję, że pewnego dnia zdasz sobie sprawę z tego, że nie wszystko w Twoim życiu było złe. Że ja nie byłem zły. Bez względu na to, co się wydarzy chcę ci podziękować.
Spojrzała na niego pytająco.
— Za to, że dzięki Tobie ta niewola, o której mówisz, miała sens.
Wyszedł.
Ginny patrzyła za odchodzącym mężem. Widziała ramiona które ją obejmowały, gdy opłakiwała Freda, widziała usta, które ją całowały podczas miłosnych uniesień. Widziała plecy pochylone od odpowiedzialności za cały czarodziejski świat i oczy, które patrzyły na nią z czułością.
Coś drgnęło w okolicy serca.
Jak wygląda świat, gdy życie staje się tęsknotą? Jak papier, kruszy się w palcach i rozpada.
Harry nie miał pojęcia dokąd pójść. Nie miał pojęcia, co ma robić. Nie mógł iść do Nory, nie chciał współczucia teściów, nie chciał widzieć Rona, który sam był pogrążony w cierpieniu po stracie Hermiony.
Co miał robić?
Zawalił się świat, w którym tkwił od pierwszego roku w Hogwarcie. Ile to już lat?
Usiadł na ławce i zapatrzył w niebo. Czuł się taki nierzeczywisty. Tak bardzo chciał być ta, gdzie nie mógł już być, mieć to, czego nie mógł już mieć dotykać kogoś, kto nie już dla niego miał nie istnieć. Tęsknota przenikała go przez skórę do mięśni i kości. Był bólem.
Co miał robić?
Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku?
...
Nalała sobie lampkę wina. Dwóch tak różnych mężczyzn i ona. Ginny właściwie sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Zdawało się jej, że decyzja o rozwodzie była przemyślana, ale właściwie nie była tego tak do końca pewna. I nie wiedziała co ją w tym wszystkim martwi.
Harry. Był obecny zawsze wtedy, gdy tego potrzebowała. Cierpliwy, spokojny, pozostał dobrym człowiekiem mimo tego, co w życiu przeszedł. Gdy pocałował ją pierwszy raz, miała wrażenie jakby całował jej duszę. Wypełnił jej całą przestrzeń i czas.
A potem przyszło zwątpienie, czy to właśnie tego chce. Przyszło pytanie, gdzie w tym wszystkim jest ona.
I zjawił się Blaise. Wszedł do jej wnętrza, całym sobą, wypełnił niemal każdy kawałek jej ciała, ale on dla odmiany dawał jej przestrzeń i czas. Sprawiał, że chciało jej śmiać. Wzburzył jej krew. Chciała dni z nim, chwil szalonych, ale chciała też samotności i życia na własnych warunkach.
— Przestań się zastanawiać czy jesteś wystarczająco dobra dla innych, niech inni się zastanowią - czy są wystarczająco dobrzy dla mnie. — Uśmiechnęła się do swojego odbicia w kieliszku.
CZYTASZ
Całkiem Nowe Życie (Dramione)
FanfictionOpowiadanie zawiera sceny 18+ - Pili, a każdy łyk był niczym rozliczanie się z przeszłością. Ona piła za stracone złudzenia, za miłość, która nigdy nie nadeszła, za zmarłych, których nie potrafiła pożegnać, za przyjaźnie, których nie chciała podtrzy...