Rozdział dwudziesty drugi

1.7K 85 27
                                    

Sądziła, że ta sytuacja będzie męcząca, albo przynajmniej niezręczna. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Malfoy niemal naturalnie odnalazł się w jej niewielkiej przestrzeni. On kłamał, że stąd ma bliżej do pracy, ona udawała, że tego nie widzi i modliła się żeby ta sytuacja nie uległa zmianie.

Obydwoje udawali i doskonale się z tym czuli.

Nie, nie zamieszkali razem. To, co ich łączyło nazywali wzajemną pomocą i to tylko sami przed sobą.

Draco czasem wracał do siebie, przedtem jednak włóczyli się po mieście tak długo, aż padali z nóg, zasypiali niemal w locie nie mając czasu na myślenie. Nikt ich nie przyłapał tylko z jednego powodu, jak Salazar mugoli, oni unikali  magicznego Londynu.

Hermiona sprzed kilkunastu tygodni próbowałaby tę relację jakoś zrozumieć, gdzieś umiejscowić, jakoś nazwać. Dziś nawet nie starała się znaleźć słów. Po co? To coś po prostu było i tylko to się liczyło.

...

Draco wciąż o niej myślał. Obojętnie czy wchodził w chłód poranka czy wracał obleczony w płaszcz nocy, zastanawiał się, ile jeszcze jest w stanie utrzymać maskę. Dusił się, kurewsko i rozpaczliwie brakowało mu powietrza, czasem ogarniała go panika, nie wiedział co się z nim dzieje.

...

— Dziś o 20. Gospoda pod Ślepym Wieprzem. M. — Uśmiechnęła się, chociaż wybór lokalu był co najmniej dyskusyjny. Cały Malfoy. 

...

Czekał na nią na Pokątnej. nie chciał, żeby wchodziła tam sama. Przez chwilę zastanowił się czy dobrze robi. Odetchnął głęboko, ostatnio gorzej się czuł, jakby brakowało mu oddechu, jakby niewidzialna obręcz odcinała dopływ tlenu.

— Pilnuj tyłów Malfoy. — Usłyszał za plecami.

Pomyślał, że szybko się uczy. 

Odwrócił się i z uznaniem zlustrował jej sylwetkę. Miała na sobie dżinsy, białe trampki na koturnie i jego bluzę, krótkie włosy ukryła pod kapturem. Brzoskwinia i bergamotka przełamane zapachem lasu i mchu tworzyły zapach, który rozpoznawał z daleka.  L'Eau Scandaleuse pasowały do niej idealnie. 

Lekki rumieniec zabarwił policzki Hermiony. Malfoy wyglądał tak, że dawno uśpione, a może nigdy nie obudzone, uczucia zażądały ujścia tu i teraz. Skórzana kurtka narzucona na biały  t-shirt, dżinsy, zapach cedru i piżma... 

Stłumiła westchnienie.

 Weszli.

Goyle wiedział.

Od pierwszej chwili, gdy stanęli w drzwiach, wiedział. W ich kierunku szła szlama Granger, a czystej krwi przyjaciel wyglądał tak, jakby miał ochotę zerżnąć ją na najbliższym stole. Lata odosobnienia nauczyły go skrywać emocje, czego niestety nie można było powiedzieć o Pansy. Patrzyła z niedowierzaniem to na Malfoya, to na towarzyszącą mu kobietę i nie mogła wykrztusić słowa.

Powstrzymał uśmiech i czekał..

— Pamiętacie Granger? — głos Dracona zabrzmiał jak wystrzał.

Gregory Goyle pamiętał, a jakże. Doskonale pamiętał i ją, i Pottera i Wieprzleja. Parsknął w duchu na samą myśl, jak bardzo nazwa knajpy pasowała do tej rudej miernoty. Przywołał ognistą i zlustrował wzrokiem Granger.

Wyglądała nieźle, ale na Salazara, była brudnym odpadem magii. Spojrzał na kumpla, Draco wytrzymał spojrzenie dając wyraźnie do zrozumienia, że łatwo o latach przyjaźni może zapomnieć. 

Ten dureń się zakochał. — Goyle nie znał się na miłościach, wiedział co prawda, do czego służy to, co ma w spodniach, ale wiedział również, że nie było to serce. 

Malfoy mógł ją pieprzyć, ale na kutasa Salazara, czyżby zapomniał co mu grozi. Co im wszystkim grozi. Zaczynała go boleć głowa. Za dużo myśli. Odwykł.

Pansy po pierwszym szoku i dwóch szklankach ognistej, postanowiła dać szansę towarzyszącej przyjacielowi kobiecie. Mimo lat uprzedzeń, mimo złych szkolnych wspomnień, Granger zdawała się być całkiem w porządku. Rozmawiała niezobowiązująco nie przekraczając granic. A potem padł temat balu. 

Hermiona natychmiast zorientowała się, że problemem Pansy nie jest przeszłość ani poglądy, które albo zmieniła, albo doskonale ukrywała. Hermiona nie była tez naiwna, wiedziała, że jest gros czarodziejskiej braci, która dalej uważa, ze magia należy się czystokrwistym rodom. Widziała przecież jak Goyle na nią patrzył.

Trudno. Nie to było teraz ważne, była kobietą i wiedziała, co może pomóc siedzącej przed nią, zakochanej w Zabinim, Pansy. 

— Pójdziesz na ten bal,  Parkinson. Gregory będzie ci towarzyszył — Hermiona specjalnie wymówiła jego imię. Widziała jak drgnął. — Nie, ty nie będziesz musiał nic robić - zwróciła się do mężczyzny. — Ty ,Pansy, masz zachowywać się tak, jakby poza nim świat nie istniał. Będę obok. Z Draco.

Goyle patrzył spod zmarszczonych brwi na szczerzącego się, jak niuchacz na widok złota,  Malfoy'a. Spojrzał na Pansy, która na myśl, że może odegrać się na Zabinim, zapomniała o świecie. Przeniósł wzrok na Granger. Ta patrzyła mu prosto w oczy. Wiedział, że zaczynała coś podejrzewać.

Nie umknęły jej zasłonięte lewe przeguby obydwojga. Nie umknęło pocieranie, jakby zmagali się z bólem, coś jej zaświtało, ale Pansy zaczęła snuć plan. Trudno, pomyśli o tym jutro.  






Jakieś pomysły, o co chodzi z przegubami?
Zabini będzie zazdrosny?
Zaraz bal...będzie się działo.

Całkiem Nowe Życie (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz