Rozdział siedemnasty

2K 91 8
                                    

Lubiła z nim przebywać. Wkurwiał ją tak, że ledwo widziała na oczy. Domowa zastawa, swoją drogą dość skromna, cierpiała niemal za każdym razem, gdy u niej był. A był, dodajmy, prawie codziennie. 

Dziś też miał przyjść.

Hermiona zastanawiała się, jak to się stało, że z wroga przeistoczył się w kogoś ważnego? Jak to się stało, że tylko z nim nie czuła się samotna? Merlinie, przez tego durnia, w końcu poszła na urlop. Gdy minister zobaczył jej podanie na biurku pofatygował się do jej departamentu.

Patrzył jak porządkuje dokumenty i nie dowierzał. 

— Zaczynam się o Ciebie martwić. — Rzucił jej zatroskane spojrzenie.

— Martwi Cię, że idę na urlop?  — Tylko w oficjalnych sytuacjach zwracali się do siebie służbowo. Prywatnie znali się przecież jak łyse testrale. — Kiedyś narzekałeś, że pracuję kosztem rodziny — powiedziała machając różdżką. 

Uśmiechnął się pod nosem. 

— Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Martwi mnie Twoja relacja z Draco. — Roześmiał się na widok jej miny. — Hermiono, jestem ministrem do cholery. Naprawdę uważasz, że mi to umknie. Potter jeszcze nie wie, ale jak wiemy co innego ma na głowie. — Zasępił się myśląc o młodym aurorze.

Hermiona poczuła lekkie wyrzuty sumienia na myśl o przyjacielu, powinna się do niego odezwać, ale na miłego Merlina, ratowała mu tyłek przez całą szkołę. Nie chciała być już niczyją niańką.

— Lubisz go — Kingsley nawet nie zapytał. — Lubisz Malfoya. — Uzupełnił wypowiedź. Może to i dobrze, jest w Waszej dwójce coś, co Was łączy. Pamiętaj jednak, że w jego przypadku nic nie jest takim, jakim się wydaje. Nie przyzwyczajaj się do niego Hermiono — poprosił szeptem. 

Przez chwilę chciała coś powiedzieć. Coś w stylu, żeby się nie ośmieszał, i nie wmawiał czegoś, czego nie ma. Ale czy na pewno potrafiła sobie wyobrazić sobie choćby tydzień bez tej bladej arystokratycznej gęby?

                                                                                                   ...

Odprawa świstoklików trwała w najlepsze. Harry Potter stał w kolejce. Nawet po tylu latach wzbudzał zainteresowanie czarodziejów, tym razem jednak nie był pewien, czy to z powodu blizny, czy byłej żony. 

Pieprzyć to — Pomyślał. Wyjeżdżał i zamierzał dobrze się bawić.

                                                                                      ...

Wpadła na Świstoport im. Golden Trio lekko spóźniona. Stanęła w kolejce i rozejrzała się dyskretnie. Może wśród pasażerów znajdzie się ktoś ciekawy? Jeden z mężczyzn przykuł jej wzrok.

Nie, to niemożliwe.

Odwrócił się jakby czując, że mu się przygląda. Zobaczywszy dziewczynę uśmiechnął się nieśmiało. Cho podeszła bliżej. 

— Przepuszczą państwo... — Harry zwrócił się do pary czarodziejów stojących tuż za nim. Uśmiechnęli się w odpowiedzi wykonując zapraszający gest. 

— Nie wierzę, czyżbyśmy lecieli w to samo miejsce? — zapytała. Porównali rezerwacje. Ten sam hotel, ten sam plan odpoczynku, bilety na mecz. Nawet piętro w hotelu to samo. Harry spojrzał prosto w oczy stojącej obok niego kobiety, nie żeby był znawcą kobiet, ale czyżby czaiła się w nich obietnica. Poczuł oszałamiający zapach jaśminu.

Cho z trudem skrywała podekscytowanie. Skrycie marzyła o spotkaniu Harry'ego w lepszych okolicznościach niż poprzednie, ale nie sądziła, że będą aż tak idealne. 

Biała, tuż za kolana, leciutka bawełniana sukienka zmysłowo otulała jej ciało, a lekkie prześwity prowokowały męską wyobraźnię. Widziała, jak oczy jej wymarzonego mężczyzny zatrzymały się w okolicach jej piersi. Dekolt co prawda miała dość zabudowany, ale wycięcie w kształcie łezki nie pozostawiało złudzeń do tego, co się kryje pod sukienką.

Raz się żyje. Złapała Harry' ego za rękę i pociągnęła w stronę świstoklika. 

— Zawsze mam problem z lądowaniem. Pozwolisz? — Spojrzała na niego spod firanki rzęs.
Mógł być Wybrańcem, bohaterem wojennym, Chłopcem, który Przeżył, ale przede wszystkim był mężczyzną, nie mógł się jej oprzeć.

Objął ją w talii i obydwoje dotknęli Portugalii na stojącym przed nimi globusie. Jej włosy lekko musnęły mu twarz. Zapowiadał się udany urlop.

...

Namiot niemal się nie wyróżniał wśród skał. Lubiła to miejsce, kiedyś przyjeżdżała tu z rodzicami, potem była tu z Harrym, dziś z Malfoy'em. Trzy różne etapy życia i jedno miejsce.

Draco zaskoczył ją kolejny raz. Kiedy zaproponowała mu wyjazd w góry wysyczał, że nie jest jakimś pieprzonym abraksanem czy inną kozicą, żeby łazić po kamieniach. Pokłócili się wtedy strasznie. 

Ona mu wytknęła, że jest rozpieszczonym dupkiem, którego nawet sierść demimoza pod bladą arystokratyczną dupą będzie uwierać, on mruknął, że taka z niej kobieta jak z dirikraka ptak.

I tym ją rozśmieszył. Nie sądziła, ze zna się na zwierzętach, a już dirikrak był tak rzadko spotykany.

Kolejny raz ja zaskoczył, gdy zjawił się spakowany w niewielki plecak. Już miała na końcu języka pytanie gdzie zmieścił atłasową pościel, ale ją uprzedził.

— W podróży sypiam w śpiworze z włosia jednorożca. A ten mam tu. — Wskazał tobołek przytroczony do plecaka. Nie umiała ukryć uśmiechu

                                                                                                ...

Draco nigdy nie przypuszczał, że zmęczenie może tak relaksować. Ciało obolałe po całodziennych wspinaczkach szybko dochodziło do siebie, za to głowa... 

Nie sądził, że tak szybko będzie w stanie oczyścić umysł. Tak jakby każdy podmuch górskiego wiatru wymiatał z niego lata nagromadzonego brudu. Od jakiegoś czasu lepiej sypiał. Ale te dwie noce tu w górach, to było jakieś szaleństwo, zasypiał zanim przyłożył głowę do poduszki. 

Czasem tylko wyłapywał dłoń Granger na swojej. Tak jakby bała się, że jej zniknie. Udawał, że tego nie widzi, musiałby coś odburknąć, ona by go wyzwała, on nie pozostałby dłużny...

Nie, nie, pokłóci się innym razem.

Lubił ciepło jej dłoni. Było to jedyne odstępstwo, na które sobie pozwalał. Na które mógł sobie pozwolić. Nie miał rodziny, ale rodzinna klątwa przetrwała nawet śmierć rodziców. Spojrzał na idącą obok niego dziewczynę. Miała doskonałą kondycję, ale i tak lekko sapała. Zatrzymał się pod pretekstem napicia się wody.

— Dajesz mi fory Malfoy? —Hermiona spojrzała na niego ze złością. — Nie mam ochoty teleportować zwłok. Nie żebym Cie lubił, ale miałbym na karku cały Zakon. — Rzucił z uśmiechem

— Wypchaj się smoczym łajnem — syknęła.

Śmiał się. Śmiał się jak nigdy wcześniej. 
A Hermiona ze zdziwieniem przyznawała, że pustka w jego oczach stawała się jakby mniejsza. Gdyby wiedziała dlaczego nigdy by do tego nie dopuściła. Chociaż...


Całkiem Nowe Życie (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz