Rozdział 6

140 5 0
                                    

*Madison Evans lat 11 Wigilia *

Rodzice za granicą, więc w ten piękny dzień zostałam prawie sama, niby jest mój brat, ale tak jak by go nie było. Czyli znowu sama przecież to tylko kolejny dzień, zwykły najzwyklejszy 24 Grudzień.

No żeby go trochę uczcić to wzięłam upichciłam sobie naleśniki z nutellą i mandarynkami do tego jeszcze bita śmietana. Zrobiłam też trochę dla brata, chociaż nie wiem czy będzie chciał zjeść. Zabrałam talerz z jedzeniem do swojego pokoju gdzie przy kolędach i samotności zjadłam.

Napisałam SMS do mojego brata i pożyczyłam mu wesołych świąt, oby, chociaż dla niego takie były. Nie wiedząc, co innego mogę zrobić umyłam się i poszłam spać.

* sylwester *

Od świtu do zmierzchu praktycznie bez przerwy uczyłam się nowego języka, jakiego i tu was zadziwię. Koreański ładny język, piękny kraj, cudowna kultura, po prostu zakochałam się w tym kraju. A gdy zapadł zmierzch włączyłam na słuchawkach muzykę a jej gatunek nazywa się Kpop, do niej tańczyłam układy, które prezydowali. Brat, Szymon i jeszcze jakiś dwóch kolegów byli na dole, ale ani mi się widzi tam do nich iść.

Siła wyższa mianowicie głód zmusił mnie do wyjścia z mojej kryjówki. Idę cicho tak by mnie nie zauważyli prawie mi się udało, bo kontem oka zauważył mnie Szymon.
- Zgłodniałem, Mati nie będziesz miał nic przeciwko jak pójdę zrobić kanapki - zapytał Szymon
- Nie no, co ty - odpowiada mój brat
- ok wam też?
- Tak - krzyki chórem

Byłam w kuchni i wyjmowałam właśnie produkty na zrobienie kanapki. Gdy do kuchni zawitał najlepszy przyjaciel mojego brata.
- Dobry wieczór - mówi Szymon w języku francuskim
- Dobry wieczór widzę, że podszkolił się Pan z Francuskiego
- Ależ naturalnie pani też kanapki? - Pyta Szymon nadal po francusku
- Z miłą chęcią Panu pomogę - uśmiechnęłam się serdecznie
- Zamierza pani do nas dołączyć?
-Myślę, że nie jestem tam mile widziana
- Będziesz tak siedzieć sama?
- A mam inne wyjście? – Spytałam lekko smutna
- Możesz pobyć z nami będzie fajnie zobaczysz – Szymon chyba sam w to nie wierzył
- Wolę nie denerwować brata swoją obecnością
- Ale przecież dziś sylwester i będziesz sama patrzeć w niebo- pytań mnie po francusku smutnym głosem
- Jak dla mnie ten dzień niczym szczególnym się nie wyróżnia życzę spaczonego i szczęśliwego nowego roku.
- Tobie również - mówi smutno Szymek

Całą rozmowę przeprowadziliśmy w języku francuskim opłacało się tyle uczyć a i Szymon zrobił postępy. Jak tylko zjadłam włożyłam słuchawki do uszu położyłam się na łóżku i tak przeleżałam długi czas.

Za 10 minut północ a nade mną uśmiechnięty od ucha do ucha Szymon. I mówi do mnie po francusku

- zapraszam piękną damę na balkon w celu podziwiania noworocznych świateł
- ależ z miłą chęcią

Gdy byliśmy na balkonie zapytałam
- co powiedzą chłopaki na to, że jesteś ze mną a nie z nimi
- Nie ważne, ciesz się chwilą
-Dobrze
- Jakie postanowienie noworoczne? – Spytał patrząc w niebo
- Kiedyś zdobędę szacunek u brata nie błagają o niego. A ty?
- Ja chciałbym dobrze się uczyć

Szymon został, że mną aż do wystrzału fajerwerk bardzo mu za to dziękuję, że choć przez chwilę czułam się w tym domu normalnie. Gdy tylko Szymon wrzucił do reszty chłopaków ja zadzwoniłam do Majka i cioci. Pogadaliśmy aż do 1 w nocy a później poszłam spać

*Madison Evans lat 11 przerwa zimowa *

Cieszę się niezmiernie, bo jadę na 3 dni do Majka myślę, że to będą fajne dni.

Dojechałam na miejsce, ale nikogo nie było dziwne myślałam, że Majk będzie na mnie czekać. Poprawiam torbę, w której mam ubrania na głowę kaptur i robię pierwszy krok w stronę domu. W moje plecy trafia śnieżka, no nie tak się bawić nie będziemy odwracam się z zamiarem nawrzeszczenia na tego gnojka, lecz co widzie Majka. Zamiast krzyczeć zaczęłam się śmiać
-le sot (głupek) - powiedziałam z uśmiechem i kręcąc głową

Ulepiłam z śniegu kulkę i rzuciłam nią w brata. Ten zaczął się śmiąc i ponownie rzucił we mnie śniegiem. I tak rozpoczęła się wojna na Śnieżki, lecz na niej się nie skończyło zostałam wrzucona do zaspy śnieżnej. A na koniec ukradł mi czapkę i biegł z nią aż do domu, co chwilę oglądając się czy biegnę za nim. Gdy tak biegł i patrzył w tył nagle na kogoś wpadł, podchodząc bliżej rozpoznałam chłopaka był to tarzający się, że śmiechu Daniel. Ja również się zaśmiałam na ten widok, lubiłam to miejsce było tu tak przyjaźnie.
-Psik - kichnęłam
- Chodźmy lepiej do domu, bo się rozchorujesz - Zaproponował Majkel
- Ale ty uroczo kichasz, co ja gadam ty całą jesteś urocza- Mówił podekscytowany Daniel

W domu szybko się przebrałam w suche ubrania. Dostałam też cynamonową herbatkę i ciepły puchy kocyk. Cała nasza trójka oglądała jakiś film a ciocia krzątała się po kuchni nucąc jakąś piosenkę. Tu czas mija miło i przyjemnie a atmosfera jest naprawdę sympatyczna. Kocham tych ludzi całym swoim sercem.

Wieczorem postanawiamy z bratem zrobić sobie maraton filmy. Co poskutkowało tym, że oboje usnęliśmy na kanapie przytuleni do siebie.

Obudziły mnie promienie słoneczne przeciągałam się jak kot i udałam się do kuchni by zrobić śniadanie. Gdy na zegarze wybiła godzina 7 w kuchni zjawiła się mama Majka.
- Dzień dobry ciociu
- Dzień dobry kochana - odpowiedziała słabym zachrypniętym głosem
- Ciociu dobrze się czujesz marne wyglądasz.

Jej grube włosy zmizerniały, oczy dawniej szczęśliwe dziś są smutne i patrzą w dal. Prominentna cera teraz jest blada jak porcelana, a cienie pod powiekami z nie wsypania są uzupełnieniem koszmarnego wyglądu.

- Nic mi nie jest - uśmiechnęła się blado
- Ciociu przecież widzie - powiedziałam delikatnie
- Ja... Mam białaczkę - powiedziała tak cicho, że ledwo usłyszałam
- Ja nie wiem, co powiedzieć jest mi tak przykro
-Nie twoja wina złociutka proszę nie mów na razie Majkowi
-Dobrze, chociaż uważam, że im szybciej tym lepiej, ale teraz ciociu idź sobie odpocząć a ja zrobię śniadanie dobrze?
- Dziękuję - powiedziała cicho i udała się do swojego pokoju 

Hiacynt - Dawna ja cz1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz