Rozdział 23

88 4 0
                                    

*Madison Evans lat 14 po powrocie z Korei *

Od jego telefonu minęło 26 godzin i boję się wejść do tego domu. Ale nie, dlatego że mi coś zrobią boję się o moją malutką siostrę Esme

Kiedy przekroczyłam próg drzwi od razu wyrwano mi Esme z rąk. Czułam się jak by wyrwali mi serce bałam się o nią tak bardzo się o nią bałam.

Zaczęło się od wyzwisk, że jestem gruba, że jestem dziwką, że nie zasługuje na miłość. Później zaczęły się uderzenia jeden policzek i drugi, brzuch bili mnie kablem po nogach. Ale nie to było najgorsze nagle Mateusz przyniósł pistolet przyłożył mi go do głowy mocno zacisnęłam pieść. Usłyszałam strzał zanim nastała ciemność ujrzałam osobę, której odebrałam życie.

~Piter ~

Razem z bratem mieliśmy dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Madi nadal nie dała znaku życia, zaniepokojeni postanowiliśmy tam pojechać.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce doznałem szoku, ta krucha istotka leżała w kałuży krwi. Szybko załatwiliśmy transport do naszego domu oraz zadzwoniliśmy pod numer Carlisle Cullen 'a. Wszystko działo się szybko a życie Hiacynta było zagrożone.

Kiedy jej stan się znacznie poprawił, rana nie była zbyt głęboka. Nabój też nie był duży, całe szczęście jest tak silna, że za niedługo może odzyskać przytomność. 

~Madison~    

Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że jestem u bliźniaków. Dziwne nie pamiętam żebym do nich przychodziła. Właściwie, co ja ostatniego paniętami Emm.... Odebrałam Esme od cioci Róży poszłam do domu i.... ON DO MNIE STRZELIŁ! Co z Esme?!

- Kurwa - powiedziałam zachrypniętym głosem

W momencie przy mnie byli bliźniaki i ciocia Róża. Podali mi wody, dzięki której mój głos był już normalny.

- Gdzie Esme? - Spytałam
- Spokojnie z stokrotką wszystko dobrze kazałam ją obserwować - Uspokajała mnie ciocia
- Jak się czujesz? - Bliźniaki spytały jednocześnie
- Boli mnie ramię - przyznałam prawdę
- Nic dziwnego... – prychnął Jon
- ten debil postrzelił cię.... - Kontynuował Peter
- W lewe ramię - dokończyli razem
- Aacha, a która godzina - zapytałam
- 19 kochanie - udzieliła mi odpowiedzi ciocia Róża
- Chyba muszę już iść - powiedziałam zakłopotana
- Uważaj na siebie - powiedziała całą rodzinka
- Tak wiem uważać na rękę - powiedziałam na pożegnanie

Kiedy wróciłam do domku wzięłam się za sprzątanie mojej krwi. Zatarłam wszytkie ślady po incydencie przypominając sobie, że nie zapytałam czy pomogą mi ustalić skąd on ma broń.

Siostra leżała już w moim pokoju i spała, więc cichutko wzięłam jakąś koszulkę i bieliznę następnie poszłam do łazienki. Wykąpana wyszłam na balkon i zadzwoniłam do Pitera.

- Hej dzwonię żeby powiedzieć, że jest okej - powiedziałam w jego ojczystym języku
- To dobrze - powiedział z ulgą
- Mam jeszcze takie pytanie skąd on miał no wiesz - powiedziałam naprawdę cicho
- Pogadamy o tym jutro, wyśpi się
- Rozumiem dobrej nocy

I się rozłączyłam położyłam się delikatnie do łóżka uważając na ramię.

Rano jak najszybciej się ubrałam i poszłam razem z siostrą do kuchni coś zjeść. Wyszłyśmy na spacer do parku, musiałam ochłonąć, bo mam ochotę pokazać Mateuszowi jak boli rana po postrzale. Dlaczego to znoszę? Dla niej dla mojej małej kruszynki.

Wcześnie rano wstałam i wyszykowałam siebie i stokrotkę do wyjścia. Równo o 8 wyszłyśmy z domu i spacerkiem udałyśmy się do Bliźniaków.

Kiedy byłam już u nich zapytałam

- To wiecie skąd on miał to ustrojstwo?
- Tak jakby... – Zaczął Jon
- Bo to dość skomplikowane... – Podrapał się po głowie Pitter
- To może mi wyjaśnicie? - Lekko się zirytowałam
- Eh.... Więc tak widziany był on w pobliżu nielegalnych wyścigów
- I to prawdopodobnie tam musiał kupić broń – Mruknął cicho Jon
- Z tego, co mówił Cullen to nie była to zbyt profesjonalna broń skrócie tania szybko się psuje jest do dupy na akcje – dokończył drugi bliźniak
- A Cullen to...? - Zapytałam no nie znam gościa a chyba powinnam
- Lekarz opatrywał ci ranę
- Byłaś nie przytomna, ale poznasz go dzisiaj –odpowiedział Jon
-okej.... –mruknęłam

Tak jak mówili bliźniaki spotkałam tego lekarza był całkiem miły. Był po 30 miał 189 cm i był blondynem oraz miał niebieskie oczy. Zmienił mi on opatrunek i powiedział, że kilka dni i Wrócę do formy. Była to dobra wiadomość gdyż nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała się bronić.

Bliźniaki powiedzielibym lepiej powiadomiła szefową, czyli Black Queen o tym incydencie. Więc wybrałam numer mojej przyjaciółki.

- hej Chiacynt - przywitałam się
- Witaj kochana coś się stało?
- No tak trochę, bo dzwonię żebyś wiedziała, że Mati mnie postrzelił
- Że co kurwa! - Wydarła się była naprawdę wkurwiona
- Spokojnie nic mi nie jest - próbowałam ją uspokoić
- Chce mieć piękny raport skąd on ma broń od bliźniaków i o twoim stanie zdrowia od Carlisle - mówiła nadal wściekła
- Przekaże - powiedziałam delikatnie i spokojnie
- A ty szykujesz się do wyprowadzki - no i mnie zagięło
- Ale... - Zaczęłam mówić
- Chcesz żeby cię zabił?! Nie możesz ujawnić przy nim swoich umiejętności, więc możesz mocno ucierpieć! Nie mogę na to pozwolić! Muszę cię chronić rozumiesz! - Chaber była naprawdę wściekła i miała rację
- Tak rozumiem, więc jaki plan? - Musiałam się zgodzić ją muszę żyć dla mojej siostrzyczki
- Dam ci znać za godzinę powinnaś poinformować bratka
- Jasne, więc na razie

Hiacynt - Dawna ja cz1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz