=28=

151 31 18
                                    

SHINSOU

Hitoshi zastanawiał się czy pójście na imprezę nie pogorszyło całej sytuacji. Kaminari unikał go od kilku dni i za nic w świecie nie chciał poświęcić mu choćby minuty na rozmowę. Frustracja osiemnastolatka sięgała limitu.

Kwalifikacje do zawodów stanowych zbliżały się nieubłaganie, a Bakugou nadal nie pojawił się na żadnym treningu. Shinsou co jakiś czas widywał go na korytarzu, jednak blondyn za każdym razem odwracał wściekły wzrok. Chłopak naprawdę liczył na to, że Katsuki wróci do drużyny. Perspektywa udziału w zawodach nie pasowała mu ani trochę.

Zbyt wiele czynników jednocześnie zaczęło oddziaływać na poziom stresu pływaka. Kaminari, który gdy tylko go zobaczył uciekał w przeciwnym kierunku, Bakugou, który swoim debilizmem zmuszał go do pływania w sztafecie, a nawet Tokoyami, który od pamiętnej imprezy coraz częściej spędzał przerwy na rozmowie z zielonowłosą cheerleaderką, przez co Hitoshi znowu był sam. Tak samo jak na początku liceum.

Tego dnia, jego przyjaciel został zaproszony w porze lunchu do stolika dziewczyn. Grzechem byłoby odmówić, dlatego Shinsou popchnął go w stronę jadalni, ze śmiechem zapewniając, że poradzi sobie sam. Dlatego teraz kierował się przez trawnik w stronę siedzącego samotnie blondyna.

Jakoś nie zdziwił go fakt, że Bakugou jadł sam, z daleka od wszystkich, wlepiając spojrzenie w książkę od biologii.

— Hej — rzucił, dosiadając się do niego. Nie był pewien czy wzrok Bakugou wyrażał szok czy wściekłość, a może jedno i drugie, ale nie ruszył się.

— Na chuj ty tu przylazłeś? — blondyn warknął wściekle, prostując się. Delikatny wiaterek przewracał strony w podręczniku, lecz pływak kompletnie to zignorował.

— Słuchaj — zaczął spokojnie, zdejmując z ramienia czarny plecak. — Najwyraźniej ostatnio nie wyraziłem się jasno.

Shinsou oparł przedramiona na blacie i nachylił się lekko nad stołem.

— Ja nie żartowałem — powiedział przyciszonym głosem, a blondyn zacisnął zęby.

— Zostaw mnie kurwa w spokoju — rzucił. — To tylko kwestia czasu, zanim wrócę na trenigi.

— Poszedłeś na terapię? — zapytał Hitoshi, a Bakugou rozejrzał się, jakby chciał się upewnić, że nikt nie usłyszał pytania.

— Muszę tylko dostać kwitek, żeby rzucił nim temu idiocie w twarz i wracam do gry — odparł wymijająco. Shinsou uniósł brwi.

— Poszedłeś czy nie?

Bakugou zazgrzytał zębami, patrząc na niego z nienawiścią.

— Tak — wycedził, a Hitoshi uśmiechnął się z zadowoleniem.

— Nie uważasz, że wystarczyłoby się do tego przyznać i mógłbyś wrócić na treningi? — osiemnastolatek podparł brodę dłonią i przechylił lekko głowę.

— Todoroki i tak by mi nie uwierzył — warknął, a Shinsou westchnął ciężko.

— Oczywiście że by uwierzył — powiedział. — O ile przeszłoby ci to przez gardło drugi raz.

— Zamknij się — mruknął blondyn, a trzecioklasista wzruszył ramionami.

— Mam tylko nadzieję, że wyrobisz się do kwalifikacji, bo jeśli nie popłyniesz w nich, nie będziesz miał możliwości popłynąć w stanowych — oznajmił.

— Naprawdę aż tak masz to w dupie? — Katsuki zmrużył oczy. — Aż tak bardzo chcesz nas pogrążyć?

— Jestem realistą, Bakugou — odpowiedział. — Już dawno zrezygnowałem z zawodów, moja forma nie nadaje się nawet do kwalifikacji, okay?

Blondyn w milczeniu wpatrywał się w starszego kolegę.

— Ta drużyna cię potrzebuje — kontynuował Shinsou. — I jeśli nie schowasz dumy do kieszeni, żaden z nas nigdzie w tym roku zajdzie.

— Zabawne, jak bardzo zależy ci na sukcesie drużyny, dla której już nie pływasz — warknął blondyn. Shinsou zacisnął zęby.

— Nie masz pojęcia ile razem z Todorokim dla niej zrobiliśmy, kiedy ty jeszcze grzałeś ławę w gimnazjum — warknął. — Owszem, odpuściłem, ale jestem częścią tej drużyny w takim samym stopniu jak ty, gnojku.

Shinsou wstał, nie czekając na odpowiedź i ruszył w stronę wejścia do szkoły, zarzucając plecak na ramię. Minął stolik cheerleaderek, zerkając na Tokoyamiego, pochłonięgego rozmową ze swoją przyszłą dziewczyną i skinął głową Todorokiemu. Pływak odwzajemnił gest i zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawial. Po chwili wahania ruszył za Hitoshim.

Obaj stanęli przy wejściu do stołówki, przepuszczając najpierw wychodzące dzieciaki z pierwszej klasy. Shoto przełknął ślinę i spojrzał na przyjaciela.

— Rozmawiałeś z Bakugou?

Shinsou spojrzał na niego zdumiony. Nie przyszło mu nawet do głowy, że kapitan mógł ich widzieć.

— Tak — odparł, przeczesując włosy palcami. — Lekko wytrącił mnie z równowagi.

— Zrobił to? — spytał Shoto z nadzieją w oczach. — Poszedł na terapię?

— Powinieneś sam go o to zapytać — odparł chłopak. Todoroki pokiwał głową.

— Dzięki raz jeszcze za te imprezę — rzucił, drapiąc się w kark.

— Dziękujesz mi już czwarty raz — zaśmiał się Shinsou. Kapitan przewrócił oczami.

— Nawet nie wiesz w jakie gówno mogłem się wpakować. Jestem twoim dłużnikiem — odparł.

— Daj spokój — westchnął chłopak. —  Przynajmniej się uśmiałem.

Todoroki spojrzał na niego spode łba, a Hitoshi parsknął.

— Lecę — westchnął. — Muszę się mentalnie przygotować na japoński.

— Jasne, trzymaj się — rzucił chłopak i już odwracał się w stronę drzwi, kiedy nagle przypomniał sobie coś zupełnie nieistotnego.

— Mój brat cię pozdrawia — powiedział, a Shinsou zaśmiał się z niedowierzaniem.

Była to kompletna błahostka, a mimo to pływak nie był w stanie o niej zapomnieć do końca dnia.

***

Życie dawało mu ostatnio w kość i Shinsou powoli zaczynam mieć dosyć. Wiedział, że szkoła to nic innego jak czysty stres, jednak kiedy wiązał się z nią ten słodki blondyn o złotych oczach, sytuacja robiła się naprawdę nieznośna.

Hitoshi sam siebie nie był w stanie okłamać jeśli chodziło o Kaminariego. Sceny z imprezy przewijały się w jego głowie zawsze gdy zamykał oczy, a wspomnienie ciepłych warg napastnika, jego oddechu pachnącego jak czysty spirytus i delikatnej nutki wody kolońskiej nawiedzało go zarówno w snach i na jawie.

Byli w liceum. To był głupi całus na głupiej imprezie. Równie dobrze mógł o tym zapomnieć i zostawić to, tak jak wszystkie inne wybryki, których się dopuścił.

Równie dobrze mógł też coś z tym zrobić.

A problem był taki, ze Hitoshi doskonale wiedział, że chce coś z tym zrobić. Wiedział nawet dokładnie co.

Nie przejmował się ewentualnym odrzuceniem. Nie pierwszy raz dostałbym kosza. Wiedział, ze przebolałby by to w trzy dni i wrócił do normalności. Nie chodziło nawet l uczucia, co o delikatne upokorzenie, ale co tam. W końcu żyje się raz. Jedynym co mu pozostało, a było to chyba większe wyzwanie niż te wszystkie podrywy na przestrzeni ostatnich tygodni, było dorwanie blondwłosego delikwenta i zmuszenie do jakiejkolwiek rozmowy.

Hitoshi zamknął drzwiczki starej szafki z hukiem, kiedy jego oczom ukazał się uśmiechnięty chłopak o czerwonych włosach. Bramkarz drużyny lacrosse założył ramiona na piersi i oparł się o ścianę.

— Cześć, mam sprawę.

Zajebani w akcji || BNHA highschool AU! ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz