=2=

451 47 25
                                    

KAMINARI

Kirishima klepnął się dwa razy w ciemnozielony kask i poprawił tkwiące na ramionach ochraniacze, zanim kiwnął głową Kaminariemu. Denki zamachnął się rakietą i oddał strzał na bramkę, której niestrudzenie pilnował Eijiro.

    Bramkarz posłał swoją rakietę w prawy dolny róg, jednak piłka przeleciała metr dalej, omijając słupek i siatkę, wbijając się w trawę za linią końca boiska.

— Cholera! — zawołał Kaminari, uderzając trzonem swojej rakiety o ziemię. Zacisnął wolną dłoń w pięść i mruknął coś pod nosem, a potem ruszył wolnym krokiem po zaginioną piłkę.

    Kirishima uśmiechnął się do niego zza prętów swojego kasku. Może było w tym trochę drwiny, ale przyjaciel zignorował go, wbijając wzrok w przejrzyste niebo i rozciągającą się pod nim trybunę.

— Wiesz — zaczął bramkarz — żeby być dobrym napastnikiem, powinieneś chociaż trafiać w bramkę.

— O niczym innym nie marzę — odciął się Denki, schylając się po czarną piłkę. — Po to ciągam cię tutaj przed każdym treningiem. Żeby się nauczyć — dodał, przeciągając każdą sylabę ostatniego słowa.

— Jeszcze raz?

— Jeszcze raz.

    Po kolejnym chybieniu Kaminari usiadł zrezygnowany na odrastającej murawie i zdjął kask, pozwalając blond włosom opaść na czoło i oczy. Odrzucił hełm daleko od siebie i głośno odetchnął. Przeklął w głowie Iidę i jego wspaniały pomysł postawienia go na pozycji napastnika, kiedy nie trafiłby nawet, stojąc metr od bramki.

— Nie martw się, masz jeszcze czas. Jeszcze będziesz najlepszy.

    Kirishima przysiadł się do niego, mimo że ochraniacze do lacrosse nie są przystosowane do zginania się pod takim kątem. Rozprostował palce ukryte pod grubymi rękawicami i podparł się na dłoniach, wyciągając przed siebie długie nogi.

— Nie musisz tak mówić. Jestem w tym beznadziejny — mruknął Denki.

— Świetny nie jesteś, ale nie znowu taki najgorszy. Gdyby postawić mnie na ataku, pewnie udałoby mi się strzelić samobója.

    Przez moment zapanowała cisza, kiedy Kaminari wpatrywał się gdzieś przed siebie, a Eijiro studiował zmartwioną minę przyjaciela. Denki wyglądał na przygnębionego, jakby z każdym nietrafionym golem jego humor tylko się pogarszał. Lacrosse, który kiedyś sprawiał mu przyjemność, stał się przekleństwem po ostatnich zawirowaniach w składzie.

— Dzięki — powiedział w końcu blondyn, jednak nie odwrócił spojrzenia na współzawodnika. Zamiast tego wyciągnął przed siebie palec, wskazując gdzieś na trybuny. — Widziałeś tych dwóch?

— Jakich dwóch? — spytał Kirishima, mrużąc oczy.

— Siedzą na samej górze trybun i chyba nas obserwują — wyszeptał konspiracyjnie Denki.

— Pewnie przyszli oglądać trening.

— Śmieją się ze mnie — oznajmił żałośnie, chowając twarz w dłoniach.

    Eijiro parsknął i przyjrzał się dwóm chłopakom, wciśniętym w górne krzesełka przy samej barierce. Jeden miał czarne, drugi fioletowe włosy; obaj nosili zielone bluzy, które pewnie miały na sobie logo ich szkoły, chociaż z tej odległości Kirishima nie potrafił tego stwierdzić.

    Nagle Denki poderwał się na nogi i chwycił porzuconą w trawie rakietę. Otrzepał sportowe spodenki i podał rękę przyjacielowi, aby pomóc mu wstać w całym tym ekwipunku bramkarza.

Zajebani w akcji || BNHA highschool AU! ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz