BAKUGOU
Nic nie szło po myśli Katsukiego.
To jakby cały świat postanowił grać mu na nerwach, zaczynając od Deku, który nie musiał nawet robić nic specjalnego, a kończąc na tych wszystkich idiotach z klubu pływackiego, którzy nie pozwoliliby mu nawet spojrzeć na drzwi na pływalnię. Wszystko było nie tak.
Powinien teraz być w wodzie, czuć ją między palcami, czuć zapach chloru w powietrzu i adrenalinę wrzącą w żyłach. Nie powinien być sam, na długiej drodze do domu. To nie było jego miejsce.
Bakugou wepchnął dłonie do kieszeni luźnych spodni i zacisnął zęby. Szedł szybkim krokiem, jakby otwarte niebo patrzyło na niego z nienawiścią, jakby chciał uciec przed jego spojrzeniem. Utkwił wzrok gdzieś daleko przed sobą.
Może to z nim było coś nie tak.
Deku zawsze był tym „lepszym" dzieckiem. Lepsze stopnie, więcej znajomych, ładniejszy uśmiech. Deku miał wszystko, o czym Katsuki mógł jedynie pomarzyć. I nie pozwalał mu o tym zapomnieć, przechadzając się po korytarzach szkoły z nosem w książce, wlokąc się za dwiema najbardziej rozpoznawalnymi osobami, jakby byli z jego półki. Jakby nic nie mogło go złamać.
Bakugou chciał go złamać na tak wiele sposobów, a jednocześnie... coś w jego piersi krzyczało za każdym razem, gdy chociaż myślał o rzuceniu w jego stronę nawet najlżejszą obelgą. Żebra zaciskały się na płucach, odbierając oddech. Nawet patrzenie na niego sprawiało ból.
— Pierdolony Deku — warknął, zwieszając głowę.
Kiedyś byli przyjaciółmi. Kiedyś Deku wszędzie chodził za nim, nie za przewodniczącymi tej zasranej szkoły. Razem się gubili i razem się odnajdowali. Aż jednego dnia Izuku wyciągnął do niego rękę, a Bakugou ją odepchnął.
I od tamtej pory rozeszli się na różne ścieżki, które nigdy nie powinny się przeciąć. To nie zwiastowało niczego dobrego. Ostatni raz doprowadził do tego, że Katsukiemu odebrano jedyną rzecz, która wciąż sprawiała mu przyjemność. Jedyną rzecz, w której na pewno był lepszy od Izuku.
Wszystko, co złe, sprowadzało się do niego.
Bakugou dotarł do domu jak w transie. Nie pamiętał większości drogi, zbyt zatracony w swoim gniewie, we wściekłości pożerającej mu serce. Otrząsnął się dopiero gdy trzasnął drzwiami, a z kuchni odezwała się jego matka:
— Możesz się tak nie rozpierdalać?!
Katsuki wywrócił oczami, zrzucając rozwiązane od rana buty. Kopnął nimi o szafkę, nie zwracając uwagi na kolejny krzyk dobiegający od matki.
Liczył na to, że uda mu się prześlizgnąć do swojego pokoju bez niepotrzebnej rozmowy. Matka mogłaby wyprowadzić go z równowagi nawet jednym słowem, więc wolał oszczędzić sobie nerwów. Jednak jej przeszywający wzrok zatrzymał się na nim tuż przy samych schodach.
— Nie powinieneś teraz być na tym swoim pływaniu? — rzuciła.
Bakugou zacisnął pięści i spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi.
— Nie twój interes. I tak cię to nie obchodzi!
— Wyrzucili cię, prawda? Znowu coś zepsułeś, bo za nic nie umiesz zabrać się na poważnie!
Katsuki nie widział nic poza czerwienią, poza oślepiającym gniewem, od którego zakręciło mu się głowie. Nie wiedział, czego innego się po niej spodziewał, ale na pewno liczył na milsze powitanie niż kolejne wyrzuty.
— Zamknij się! Daj mi spokój! Nie prosiłem cię o to, żebyś wpierdalała mi się w życie! — wykrzyczał. Paznokcie wbiły mu się w dłonie, utrzymując go na miejscu. Ból był potrzebny, tylko dzięki niemu wciąż nie rzucił się na nią z pięściami. — Po prostu zostaw mnie w spokoju.
— Myślisz, że Izuku zwraca się w ten sposób do Inko? — wrzasnęła za nim, kiedy wspinał się po schodach.
Katsuki zatrzymał się z nogą ponad stopniem i szeroko rozwartymi oczami. Musiała wiedzieć, że to najgorsza rzecz, jaka mogła paść z jej ust. Musiała wiedzieć, że nie wyniknie z tego nic dobrego, a jednak zdecydowała się zagrać mu na nerwach jak na nienastrojonej gitarze.
Bakugou potrzebował całej swojej siły woli, żeby doczłapać się do swojego pokoju. Trzasnął drzwiami stanowczo za mocno i osunął się po nich na podłogę. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy, próbując uspokoić pędzące serce. Słyszał tylko pulsującą krew i swój szybki oddech. Było źle, już dawno nie było z nim tak źle.
Trzęsące dłonie zaplątał we włosach i pociągnął. Musiał się uspokoić.
— Kurwa, kurwa... Kurwa mać! — wyrwało mu się.
Rzucił swoim starym plecakiem o ścianę, wysypując z niego wszystko na podłogę. Książki i zeszyty wyściełały szary dywan. Dłonie Katsukiego zacisnęły się na powietrzu, chociaż marzył tylko o tym, żeby podnieść swoje notatki i rozerwać je na strzępy. Zniszczyć. Zepsuć.
Z warknięciem odepchnął się od drzwi i poderwał się na miękkie nogi. Miał wrażenie, że się przewróci, że jego wściekłość pociągnie go z powrotem na podłogę. Zamiast tego wyciągnął rękę po jeden z zeszytów, chaotyczne notatki z chemii, i sprawnym pociągnięciem oderwał część stron od grzbietu i rzucił nimi na ziemię.
Chwilę później obok rozrzuconych książek leżały wszystkie długopisy strącone z biurka, rozbita lampka nocna, połamana ramka od zdjęcia i roztrzaskany budzik. Pokój wyglądał jak po przejściu tornada, jak po szalonej burzy i sztormie.
Bakugou rozejrzał się wokół siebie i doszedł do wniosku bardziej bolesnego niż płytkie rozcięcia na jego dłoniach i zaciśnięte serce.
Naprawdę potrzebował pomocy.
CZYTASZ
Zajebani w akcji || BNHA highschool AU! ZAWIESZONE
Fanfic"- Macie pomysł co powinniśmy zrobić? - Kirishima popatrzył po zebranych, lecz nikt nie zabrał głosu. W mroku sali chemicznej błysnęły białe zęby, a od ścian odbił się wesoły śmiech. Opierający się o ścianę Katsuki Bakugou zmierzył blondyna wściekł...