Kimmetzka *+18!!!!

324 8 36
                                    

* ZNAJDUJĄ SIĘ TUTAJ TREŚCI NIEDOZWOLONE DLA OSÓB PONIŻEJ 18 ROKU ŻYCIA, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.



To był kolejny nudny dzień w szkole, dziesięć godzin lekcyjnych czyli dwie matematyki, dwa angielskie, niemiecki, chemia, historia, religia i dwie godziny treningu. Na dworze było ciepło, więc gdy tylko zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec 5 lekcji dzieciaki wybiegły na plac zabaw, a liceum wraz z tobą usiadło na schodkach za szkołą i odpaliło papierosy. Przysiadłeś z dala od reszty towarzystwa zaciągając się fajką. Obok ciebie spoczął Leon, przyjaciel a także zauroczenie.

- Nie pal mały, bo to niezdrowe - uśmiechnął się ciepło Goretzka.

- Wiem, ale nie palę często i dużo, nie jest źle - zaśmiałeś się, ułożyłeś głowę na jego ramieniu i zaciągnąłeś się ponownie.

- Przyjdziesz do mnie dzisiaj? Rodziców nie ma- szepnął starszy do twojego ucha by nikt nie usłyszał, poczułeś dreszcz przyjemnie przechodzący wzdłuż kręgosłupa.

- Taaaak, co będziemy robić? - Wtuliłeś się w niego delikatnie czerwieniąc.

- Pouczymy się - uśmiechnął się zadziornie, a w tle zabrzmiał dzwonek. Zgasiłeś peta, trzepnąłeś kumpla lekko w potylicę i uciekłeś do szkoły. Reszta lekcji minęła w przyjemnej atmosferze. Załapałeś szóstkę z religii za oddychanie oraz 6 z historii za aktywność. Chemia, czyli ostatnia lekcja dłużyła Ci się niemiłosiernie, czekałeś na upragniony dzwonek, a gdy on zabrzmiał wybiegłeś z klasy bez słowa pożegnania, wybiegając zza zakrętu na schody z impetem na kogoś wpadłeś, lądując w jego silnych ramionach. Spojrzały na ciebie oczy śniące ci się po nocach od 2 lat, wtuliłeś się w Leona.

- Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz - uśmiechnął się szeroko, gdy się od niego odkleiłeś spłonąłeś rumieńcem.

- Pierdol się Goretzka - zaśmiał się głośniej i zabrał twój plecak na ramię.

- No to idziemy do mnie przecież - poczochrał ci włosy, poszliście przebrać buty i ruszyliście w stronę sklepu.

- Co kupujemy? - zapytałeś gdy weszliście do sklepu, twoje 164 centymetry zapragnęły wejść do wózka, więc to zrobiłeś.

- Piwo, chipsy i czekolada? Co ty robisz? - spojrzał na ciebie zdezorientowany.

- Sedzię -spojrzałeś na niego wzrokiem numer trzy, zaśmiał się tylko i zabrał wózek z tobą. Sunął nim między alejkami i wrzucał coraz to nowsze rzeczy.

- Kasa? Mamy już wszystko - posłał ci firmowy uśmiech, gdyby nie to, że siedziałeś w wózku, zmiękłyby ci kolana. Zabrał jeszcze jakieś pudełko z półki przy kasie, nie wiedziałeś, jakie, ale nie chciałeś pytać, może jakieś leki.

- Kasa - wyszedłeś z wózka i podjechaliście do stanowiska, starsza kobieta skanowała produkty, za które Leon postanowił sam zapłacić, zapakowałeś je do jego plecaka.

- Leć - powiedział patrząc na ciebie, wyszedłeś ze sklepu, zauważyłeś tylko jak zza siebie wyciąga dziwne pudełko, już wtedy domyślałeś się co to mogło być, a nie były to leki, nie chciałeś jednak myśleć na jaką okazję, bo serce by ci pękło. Po chwili wyszedł zadowolony z budynku i zabrał od ciebie plecak. Nie rozmawiając spacerem kierowaliście się w stronę jego domu. Cisza, która wam towarzyszyła nie była krępująca, a przyjemna, co jakiś czas zerkałeś na muskaną promieniami słonecznymi twarz pomocnika.

- Jesteśmy- wyrwał cię z zamyślenia zatrzymując się przed drzwiami domu.

- Na długo odpłynąłem? - zapytałeś zażenowany.

Sport Łączy v2/One-ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz