Prolog

22.7K 738 321
                                    


Męską, spowitą cieniem postać otaczały czarne, ciemne, ślepe uliczki układające się w nieskończenie długi labirynt, z którego ciężko wyjść. Jedynie stali klienci i okoliczni gangsterzy znali dokładne położenie piwnicy, w której odbywały się nielegalne wyprzedaże i handle. Jednak aby tam dotrzeć trzeba było mieć zarówno odwagę jak i gruby portfel. Nie wpuszczano tam byle kogo, co to, to nie. W tamtym miejscu odbywają się interesy, zależące od losów, a czasem nawet i życia towaru. Były nim głównie młode, „nieużywane” jeszcze kobiety, jednak dla tych o odmiennym guście zawsze znalazł się jakiś przystojny chłopak. To przerażające do czego są zdolni ludzie w dzisiejszych czasach...

Zakapturzony mężczyzna przeszedł przez dobrze znaną mu bramę i zszedł powoli po stromych schodach w dół. Od razu uderzył go nieprzyjemny zapach zgnilizny i pleśni, charakterystyczny dla takich miejsc. Nałożył specjalną, czarną maseczkę, która w części zasłaniała jego twarz. Teraz nikt nie był w stanie zidentyfikować jego osobowości. No i dobrze, tak ma pozostać.

Ból, cierpienie i łzy. Tutaj ten widok był niemalże codziennością, ale z niewiadomych powodów lubił tu przychodzić. Bohaterowie nie widzieli o istnieniu placówki, z resztą tak jak większość złoczyńców amatorów. Jedynie ci najbardziej brutalni i niewrażliwi na męki innych mieli wstęp do tych rejonów.

Całkiem sporych rozmiarów, pełna krzesełek sala przeznaczona do licytacji rozpostarła się przed nim, gdy przekroczył próg wąskich drzwi obitych w czarną, zapewne zwierzęcą skórę. Tak jak za każdym razem, udał się na sam jej koniec i stanął w rogu, opierając się nonszalancko o ścianę. Wsadził ręce do kieszeni i utkwił swój nieobecny, przyprawiający o ciarki wzrok w podeście, na którym zazwyczaj przedstawiano więźniów.

Znajdował się w nieoświetlonej części pomieszczenia, przez co mrok całkowicie pokrywał jego ciało. Stojąc z boku można było dostrzec jedynie świecące, zielone jak u kota oczy, które wpatrywały się w ciebie z pożądaniem. Takiego widoku doświadczali wszyscy, którzy tak jak on przychodzili tutaj, aby kupić sobie nową zabawkę. Chociaż tak naprawdę, jakby nie patrzeć, każda osoba była przerażająca na swój sposób.

Z czasem sala się zapełniła, a światła zostały przyciemnione dla klimatu. Rozmowy i szeptanie ucichły, było słychać jedynie ciężkie oddechy i bicie własnego serca. Nie trwało to jednak długo, bo do ich uszu dotarły dźwięki ciągnących się po ziemi grubych, zapewne ciężkich i wbijających się w skórę łańcuchów. Każdemu, kto był tu pierwszy raz, włos jeżył się na głowie, a po ciele przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Nostalgiczna atmosfera tego miejsca dawała o sobie znać, wprawiając w popłoch coraz to kolejnych kupców.

Jednak on stał niewzruszony, wypatrując znudzonym wzrokiem swojej ofiary. Wodził oczyma od jednej osoby do drugiej, gdy te znalazły się już na scenie. Wcale nie zdziwił go widok płaczących dzieci i przerażonych kobiet, które wręcz kuliły się na lodowatej, brudnej posadzce, aby ukryć jak najbardziej swoje ciało przed napalonymi zboczeńcami, którzy ilustrowali je zachłannym wzrokiem, oblizując się co chwila i uśmiechając do swoich myśli. Często widywał takie rzeczy, w końcu przychodzi tutaj co miesiąc już od sześciu lat. Ale w ciągu całego tego czasu nigdy nie widział jeszcze, aby ktoś był tak bardzo obojętny na swój los jak ten o dwa lata młodszy od niego młodzieniec...

Zaintrygowany niespotykanym zjawiskiem, piegowaty mężczyzna wyostrzył wzrok i podszedł trochę bliżej z zaciekawieniem. Kiedy znalazł się w odpowiedniej odległości przyjrzał się zgarbionemu chłopakowi, stojącemu w rogu sceny. Czerwone, wyblakłe i pozbawione koloru tęczówki skierowane były w nikomu nieznany punkt przed sobą, a mina nie wyrażała żadnych uczuć. Lekko przydługawe blond włosy sterczały niesfornie na wszystkie strony, zupełnie jakby codziennie rano zamiast czesania się, wysadzał sobie przed twarzą bombę. Przez podarte, zakrwawione i całkowicie brudne ubrania można było dostrzec jego ciało, niczym przez dziurkę od klucza. Był szczupły, można by rzec, że wręcz wychudzony, ale pomimo tego, jego umięśniona klatka piersiowa sprawiała, że zebrani odczuwali do niego respekt. Zielonowłosy doskonale odczytał przekaz z jego mimiki twarzy. Choć był spokojny, w środku wyrażał chęć mordu i najchętniej zabiłby wszystkich w tym pomieszczeniu, nawet tego dzieciaka, który panicznie uczepił się jego nogawki. Chłopak jedną dłoń miał wsadzoną do kieszeni, drugą zaś trzymał niechętnie białą, marmurową tabliczkę, na której wyryty był numer 8. Jeśli by przyjrzeć się dokładniej, na samym dole widoczne też było jego imię i nazwisko.

– Katsuki Bakugo... – mruknął Deku, w zamyśleniu pocierając brodę.

Aukcja rozpoczęła się już chwilę temu, a on z zażenowaniem słuchał jak tamci wykłócają się o owego blondyna, z resztą za i tak niskie ceny. Pięćset, sześćset, tysiąc... Pff, biedaki!

– Po raz pierwszy... – zaczął prowadzący, gdy zapanowało milczenie. – Po raz drugi... – dalej cisza. – Po raz trze-

– Sto tysięcy! – krzyknął z ubawem zielonooki i klasnął w dłonie, wyłaniając się z cienia.

Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Nikt normalny nie dałby tyle forsy za zaniedbanego, no, może trochę uroczego chłopaka. Tamten tylko uśmiechnął się zwycięsko i ruszył zadowolony na zaplecze, aby zapłacić.

Teraz jesteś już tylko mój.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Chłopak za 100tysięcy║DekubakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz