Rozdział 24 "Legenda"

1.5K 47 46
                                    

POV. EDMUND

Co mam powiedzieć?

W zasadzie to teraz nie mam żadnych myśli które mogłyby złożyć się w sensowne słowa, stworzyć opowieść  która dokładnie opiszę dwa lata, które w wielkim skrócie były... cóż, puste. Życie wywróciło się do góry nogami, a ja nieudolnie próbuję stanąć twardo na ziemi i już nie zmieniać pozycji. Skoro nie mogę być tam to czemuż nawet w Anglii nie potrafię żyć normalnie. Codziennie przed snem, a właściwie to w każdej wolnej chwili zastanawiam się o u niej słychać... Jak się dziś czuje, jak jej minął dzień, co ciekawego robiła, kto uległ jej urokowi, kto chce by była jego, jak ona sobie z tym radzi, czy też o tym myśli, czy myśli o mnie, czy mnie PAMIĘTA...

Jakoś gdy o tym myślę pustkę wypełnia tęsknota i smutek, lecz to lepsze od nicości. Jakoś wolę już się smucić niż nie czuć nic. Jestem też świetnym aktorem, codziennie udaję przed rodziną w miarę zadowolonego z życia realistę który myśli o przyszłości i próbuje osiągnąć swe REALNE cele. Prawda jest jednak nieco inna. Zagubiony, zakochany marzyciel z jednym wielkim marzeniem, który pragnie ponad wszystko znów ujrzeć ukochaną. To prawdziwy ja.

Myślałem, że do tej pory moje życie w naszym świecie było już wystarczająco niezrozumiałe i trudne. Jednak jak się okazało to co miałem tu do tej pory to ideał w porównaniu z tym co miało nadejść.

-Nie! Nie! I jeszcze raz nie!- moja matka chyba spodziewała się po mnie takiej reakcji, więc jej zaskoczenie mogło być dość spore gdy te słowa wyszły z ust Łucji. Wykrzyczała to bowiem zanim ja zdążyłem choćby otworzyć buzię. Moja siostra przez te lata nabrała charakteru, choć nadal jest niewinna, ufna i wrażliwa to utworzyła sobie własne zdanie i potrafi go zażarcie bronić. Czasem ma ataki złości, zazdrości czy nieoczekiwanego płaczu. Ah, te nastolatki.

-Nie ma takiej opcji!- rodzicielka spojrzała na mnie błagalnym spojrzeniem mając nadzieję, że się z nią zgodzę. Niedoczekanie. Moja odpowiedź chyba załatwiła sprawę.

-Och, proszę was. Nie będzie aż tak źle...- cóż ta kobieta może wiedzieć o tym co nas tam czeka?! Sama wyjeżdża sobie z ukochaną Zuzanną i mężulkiem do Ameryki, a nas postanawia oddać w ręce wariatów.

-Mamo proszę.- Łusi oczy się zeszkliły.- Nie chcę cię znów opuszczać.- Muszę przyznać, że moja siostrzyczka całkiem dobrze wymyśliła ten szantaż emocjonalny. No, ale cóż ma poradzić jak uczyła się od najlepszych.

-Kochanie ja też chciałabym zabrać ze sobą was wszystkich, lecz na to...

-Tu nie chodzi o Amerykę!- przerwałem matce czując coraz większe poirytowanie. Tu chodzi jedynie o nasz zdrowie psychiczne, a kto wie nawet może fizyczne!

-Edziu...- skrzywiłem się na wspomniane zdrobnienie. Jestem do cholery królem, kto by tak do mnie mówił!- Wierzę, że wytrzymacie tam parę miesięcy.- opuściłem ręce w geście desperacji i chcąc skończyć tą niedorzeczną rozmowę ruszyłem w kierunku swojego pokoju. Od jakiegoś roku jest tylko mój, Piotrek wyprowadził się do pracy. Usiadłem na łóżku chowając twarz w dłoniach. Mam nadzieję, że ona jest w lepszym stanie psychicznym niż ja i nikt nie zmusza jej do miesięcy tortur i poniżania w jakimś zamku. E tam, ona ma Kaspiana, a król nie pozwoliłby by mojej królowej się coś stało. Na to przynajmniej liczę...

-Mogę?- skinąłem głową, a Łucja przeszła odległość dzielącą łóżko od drzwi, usiadła obok.

-Co o tym sądzisz?

-A co mam?- nerwowo pokręciła głową, zdołała się na chichot który prawdopodobnie miał dodać nam otuchy.

-Że skazują nas na cierpienie, krzywdy...- chciałem to wszystko wyliczyć lecz mi przerwała.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz