POV. EDMUND
Świat przede mną leniwie otwierał się i zamykał. Nie chciałem by znikał, po prostu oczy same mi się zamykały. Delikatne promienie muskały moją twarz, zupełnie jakby chciały bym wreszcie wstał. Umysł jednak płata figle najczęściej ludziom błogim i szczęśliwym, więc to chyba oczywiste, że uparcie trzymał mnie w swoich granicach. Otwierał świat wiecznych marzeń i próbował omamić iluzją wiecznej radości. Zupełnie jakby troski, zmartwienia nigdy nie istniały, a przynajmniej nie w tym kawałku świata co się wytwarzał w moim spragnionym chwały umyśle.
Czują nagłą potrzebę miłości moje dłonie zaczęły powoli przesuwać się w stronę jej ciała. Całego mnie opanowała niesłychana zachłanność, nigdy wcześniej nie doznałem aż tak mocnego pożądania jej bliskości. I znów umysł chciał bym stracił kontrolę. Zaczął przywoływać w pamięci jej cudne, niemal porcelanowe dłonie, których dotyku w tym momencie pragnąłem ponad wszelkie granice. Jej włosy o odcieniu nie umiał by chyba określić nawet najzdolniejszy artysta, w wielkim i haniebnym skrócie śmiem zwać go po prostu idealnym. Przede wszystkim ukazywały mi się jej ciemne oczy. Nigdy nie wiedziałem za dużo o miłości, ale jeśli tylko można chcieć tak bardzo ujrzeć coś jak ja szczęście w jej tęczówkach to to chyba jest właśnie to.
Jednak najgorsze zawsze nadchodzi gdy człowiek nastawi się już na najlepsze.
Moje ręce przesuwały się po całej długości hamaku szukając jej drobnego ciała, wieczorem przecież zasypiała wtulona we mnie. Nie mogąc znaleźć jej dotykiem tworzyłem oczy. Nie życzę nikomu by kiedykolwiek czuł się tak jak ja gdy zobaczyłem, że jestem sam.
Panika ogarnęła mnie zupełnie nagle. W mojej głowie tworzyły same najgorsze scenariusze, ale na szczęście lub nieszczęście żaden z nich nie był do końca skazany na zbytnią realistyczność. Jednak tym co przerażało mnie najbardziej był fakt, że to wszystko mógł być jedynie sen.
Sen czy nie, dał mi wiele do myślenia. Wystarczająco dużo bym mógł teraz szukać jej po całym statku, choćby był najgorszy i najstraszniejszy sztorm. Wciąż czułem, że pragnę jej teraz bardziej i z każdą chwilą to pragnienie się tylko powiększało. I to nie tylko na jej usta które za każdym razem wydawały się miękkie jak płatek róży, chciałem po prostu ją zobaczyć.
Ta dziwna potrzeba jej obecności nieraz doprowadzała mnie już do szaleństwa, i wszystko zazwyczaj kończyło się nieprzespaną nocą spędzoną przy alkoholu. Przyznaję się, podczas trzech lat rozłąki nieosiągalne pragnienie jej osoby doprowadziło mnie do tak rychłego stanu. Krócej mówiąc, topiłem problemy w whisky, ewentualnie w rumie.
I choć myślałem, o tym już wiele razy, to nie sądzę, że moje postępowanie mimo nawet najsilniejszej woli miałoby się kierować ku zmianie. Niestety żyję teraz ze świadomością, że po wszystkim opuścimy Narnię, i raczej tu nie wrócimy. Kontaktu między mną a ukochaną nie zapewnią nam myśli i odmawianie sobie szczęścia w dalszej miłości. Oczywiście, jeżeli jeszcze kiedyś jej doznamy. Dobrze wiem, że to będzie trudne.
Trzy lata były niezwykle bolesne, a przed nami przecież całe życie i niestety musze pogodzić się z tym, że nie spędzę go w Narni z ukochaną. Jestem przecież wystarczająco dorosły by pogodzić się z losem. Nawet jeśli Aslan miał co do nas inne plany, może nawet chciał dać nam szansę to oboje musimy pogodzić się z tym, że pewnego dnia będziemy dla siebie jedynie wspomnieniem. Dawną, piękną, nieszczęśliwą i nieudaną miłością, której przeznaczenia za nic nie potrafiliśmy rozgryźć.
Zerwałem się z posłania omal przez tą gwałtowność nie lądując na twardych deskach.
-Dzień dobry Edmundzie. - odwróciłem się w stronę przyjaciela. Król Narni leżał w najlepsze na hamaku i na pierwszy rzut oka nie wskazywało na to by miał chętnie wstać.
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasyW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...