POV. SOPHIA
Ukochany podał mi dłoń chcąc pomóc wsiąść do łodzi.
-Wiesz królu, jeszcze mam rączki.- przewrócił oczami. Nie to ,że nie lubiłam takich gestów, wręcz przeciwnie kochałam je i podziwiałam mężczyzn za to, że potrafią coś takiego od siebie dać. Jednak mimo wszystko to był Edmund Pevensie czyli chłopak którego przyrzekłam denerwować już do śmierci. Nie to, że nie chciałam by mi pomógł. Trochę to zagmatwane. Pi prostu wciąż gram w tej dziwacznej grze pod tytułem "Król i rycerz", a zasady nakazują oszczędzać króla gdy tylko jest na to okazji i traktować go jednym słowem jak władcę.
-Król nakazuje ci przyjąć jego pomoc.- uśmiechnął się szarmancko, ale jednocześnie w ten konkretny sposób którym zawsze mnie ujmował. Krótko mówiąc uwielbiałam ten jego uśmiech.
-Nie chcę by się przemęczył...- pokręcił głową z wyraźnego rozbawienia i desperacji w jednym.
-Po prostu podaj mi rękę.- i podałam. Wyraźnie z siebie zadowolony usiadł koło mnie gdy już skończył bawić się w rycerza. Nie to, że nie lubiłam gdy tak robił.
Łucja cały czas nam się przyglądała kręcąc głową tak jakby sama chciała zaprzeczyć temu co widzi, a wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Muszę przyznać, że wyrosła. Tak, wyrosła i to bardzo, a jej charakter najwyraźniej się przez te trzy lata ukształtował. Kto wie... Może stała się drugim Piotrkiem, a może drugą Zuzą? Być może jest też mieszanką ich zagmatwanych charakterów i przy okazji zachowała godność będąc sobą czyli Dzielną.
-Czy wy musicie sprzeczać się nawet o takie drobnostki?- była wyraźnie zrezygnowana, ale dobrze słyszałam to dobrze chowane rozbawienie.
-Ależ my się wcale nie sprzeczamy.- brunet pocałował mnie w policzek, puścił oczko do siostry po wykonanej czułości. Muszę to przyznać sama przed sobą, okropnie tęskniłam za rodzeństwem Pevensie.
Ciszę w której płynęliśmy na statek przerywały raz co raz narzekania Eustachego lub mój stłumiony śmiech. No, ewentualnie pomruk niezadowolony pomruk Sprawiedliwego gdy wyrywałam mu się z nieznanych przyczyn.
***
-To może olśnicie mnie i wyjaśnicie co właściwie planujcie.- dobrze wiedziałam dlaczego znaleźli się w Archipelagu, ale dalsze powody wyprawy również chciałabym poznać. Szczerze mówiąc spodziewałam się po Kaspianie wszystkiego.
-Mam obowiązek wyjaśnić sprawę siedmiu lordów Telmaru...- czarnowłosy oparł dłonie na mapie leżącej na biurku. Szybkim krokiem podeszłam bliżej by móc towarzyszyć mu w wpatrywaniu się w punkty oznaczające samotne wyspy. Byliśmy sami w jego gabinecie bowiem gdy tylko wróciliśmy na statek Łucja i Edmund zajęli się ogarnianiem Eustachego. Swoją drogą moim zdaniem niepotrzebnie wszyscy pałają do niego taką niechęcią. Cóż, chyba tylko ja i Ryczypisk dostrzegamy potencjał w tym chłopcu. Może jeszcze przecież wyjść na ludzi.
-Szukając ciebie i lordów natknęliśmy się na sprawę niewolników i ludzi znikających z przyczyn tajemniczej mgły.
-Prawda, kiedy ukrywałam się w Archipelagu co jakiś czas wysyłano zniewolonych na morze gdzie pochłaniała ich taka zzieleniała mgła, a następnie znikała wraz z nimi.
-Oho, widzę, że ktoś tu jest w temacie.- uśmiechnął się przyjaźnie ukazując równe białe zęby.
-Uwierz lub nie, ale również badam tę sprawę.- mruknęłam ponownie zatrzymując wzrok na wysepkach. Przejechałam opuszkiem palca po artystycznie naszkicowanym na mapie ciele węża morskiego. Trzeba przyznać, że takie stworzenia wzbudzały we mnie zarazem strach co i fascynację, ale nie potrafię określić jak bym się zachowała gdybym takiego spotkała.
-Miecz który dałem Edmundowi jest prawdopodobnie zaklęty.- kontynuował król po chwili ciszy którą osobiście spędziłam na rozmyślaniu o wężach i innych tajemniczych stworzeniach które mogą się czaić pod powierzchnią oceanu.
-To nawet bardziej niż prawdopodobne.
-Dał nam go Lord Berl, przyjaciel mego ojca i jego sprzymierzeniec.
-Sądzisz, że możemy mu ufać?- zawahałam się widząc tą niepochamowaną pewność Kaspiana. Zwykłam uwielbiać ją w ni, lecz teraz gdy przyszły niespokojne czasy musieliśmy uważać na to co mówimy, robimy i komu powierzamy tajemnice, zdrowie, życie.
-Naturalnie.- w jego ślicznych oczach dostrzegłam urazę.- Służył memu ojcu i dał nam przecież miecz który podobno ściągnie złe czary.- nie chciałam być niemiła i nie byłam. Doskonale rozumiałam czemuż to król Narni ufa jakiemuś dawno niegolonemu zaginionemu przed laty lordowi. Zresztą to był Kaspian, a on charakteryzował się dwoma cechami które już nieraz go zawiodły... Mianowicie zbytnią pewnością i naiwnością. Niby tak śmiesznie o siebie zgrzytają, a on jednak łączy to w sobie co nieraz powodowało kłopoty, ale też nie raz okazywało się niezastąpione.
-Dobrze, skoro więc ty podejmujesz to ryzyko poszukiwać i gonitwę za mgłą, to wiedz, że ja również.- skłoniłam się leciutko by pokazać mu, że mimo wszelkich niebezpieczeństw i wątpliwości ma moje pełne poparcie. Choć ja byłam pełna niepewności to wiedziałam, że muszę mu zaufać. w tych czasach jeśli miałeś jakieś zaufane osoby to stałeś przez wyborem:
Odsunąć je od siebie lub przyciągnąć jeszcze biżej.
I niby to wszystko jest od rzeczy bo przecież w Narni panuje pokój, ale to tylko złudna iluzja. Czuję, że wojna niedługo znów wybuchnie. Może nawet w takim momencie gdy nie będziemy na to zupełnie gotowi. Może z morza powrócimy do ruin Narni. Może będziemy zupełnie sami...
Odkąd Sacreti wystawił propozycję kupna moich rycerzy wszystko się zmieniło. Zrozumiałam, że nie każdy generał prowadzi się honorem, niektórym chodzi tylko o władzę. Temu namiastkowemu dowódcy niegodnego tytułu wyższego też chodziło tylko o nią. A do osiągnięcia celu potrzebował Armii Aslana.
I właśnie tak zrozumiałam, że nikomu nie chodzi tak naprawdę o to co z Kaspianem próbujemy stworzyć w Narni. Pokój jest iluzją, taką ciszą przed najgorszą z możliwych burz. I pewnego dnia ta burza się przebudzi, pokona ciszę i uśmierci nas wszystkich. I będzie za późno na próbę ujarzmienia jej... Będzie za późno na pokój. Będzie za późno na lepsze intencje.
Rozpocznie się wojna.
.....................................................................................................................................
Hej, hej.
Przepraszam, że rozdział taki króciutki. Po prostu dawno nic nie pisałam i chciałam już wstawić, ale za to postaram się napisać dziś lub jutr jeszcze jeden lub nawet dwa.
Jak widać dzisiejsza część zaczyna się dość spokojnie, aż przechodzi do wojennego klimatu który towarzyszy Sophie jak Edmundowi urok. Jest cały czas.
Onryo0
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasíaW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...