POV. EDMUND
Przelatywałem na gryfie nad twierdzą. Widok był smutny lecz chwytał za serce. Nasi narnijscy bracia uwięzieni na dziedzińcu dzielnie walczący lub umierający w upragnionym spokoju. Kiedy straciłem widok na twierdzę ujrzałem Piotra z Sophią kłusujących przez kamienną ścieżkę z zamku. Kiedy wylądowałem obok nich dotarło do mnie,że dziewczyna płacze.
I to nie tak po prostu...
Ona była istną produkcją gorzko słonych łez żalu i udręki, a jaj czarne kiedyś błyszczące oczy zdradzały największe cierpienie. Nie mogłem patrzeć na jej smutek, wzniosłem się znowu w górę.
POV. SOPHIA
Po pewnym czasie król chyba zrozumiał,że muszę pobyć teraz sama...
Bez słowa słowa czy uprzedzenia zsiadła z konia i pobiegł na przód naszego oddziału. Przesunęłam się do przodu i chwyciłam wodze, nie popędzałam konia. Wolny stęp odpowiadał mojemu nastrojowi i krwawiącemu sercu. widziałam już kopiec. Wszyscy szliśmy powoli, a ja na końcu po prostu się wlokłam mimo,że miałam rumaka.
Wszystko już do mnie dotarło, ale mimo to nic nie rozumiałam.
Mój nieskończony smutek był w pewnym sensie odpowiedzią na kłębiące się w mojej głowie pytanie...
Dlaczego?
Kiedy znalazłam się już ze wszystkimi przed wejściem do naszej niby twierdzy co druga osoba spoglądała na mnie współczująco. Chcąc uniknąć tych spojrzeń dołączyłam do Króla Piotra na przód. To nie był dobry pomysł...
-Oh, Sophie...- zatrzymałam konia i posłałam Królowej Zuzannie smutne wszystko mówiące spojrzenie. Mojego nastroju nie poprawią kondolencje i współczucia. Poprawi go tylko śmierć tych którzy są odpowiedzialni za śmierć Filiasa. Tyle,że było ich wielu.
Król Piotr mógł odwołać atak gdy był na to czas... Był winien.
Kaspian mógł trzymać się planu... Był winien.
Oczywiście to wszystko przez Miraza i Telmarów... Byli winni.
Dwóch pierwszych winnych nie zabiję, ale co do reszty to jeszcze zobaczymy...
Szkoda tylko,że to nie zwróci mi przyjaciela.
Jakby było tego mało podszedł do mnie Król Edmund. Z niepewnym wyrazem twarzy podał mi rękę chcąc pomoc mi zejść z konia. Ujęłam ją i przyjęłam, jednak posyłając królowi spojrzenie które mówiło: Dziękuję, ale nawet nie myśl,że bawiąc się w dżentelmena poprawisz mi humor... Zaraz, zaraz, moment! On nie wie o śmierci mojego przyjaciela. Czyli on tak z własnej woli?
-Nie udało się?- moje chore rozkminy przerwała Królowa Łucja wychodząc z resztą by nas powitać.
-Gadaj z nim.-burknął jej brat wskazując na Kaspiana. No to teraz dopiero się zacznie...
-Ze mną? Mogłeś odwołać atak, gdy był jeszcze czas.
-Przez ciebie już go nie było. Gdybyś trzymał się planu nasi żołnierze by tam nie zginęli!
-A gdybyśmy zostali tutaj to w ogóle nie groziłaby im śmierć.
-Sam nas wezwałeś, pamiętasz?
-To był mój pierwszy błąd.
-Nie, była nim myśl,że nadajesz się na króla.
-Ale to wy nie ja porzuciliście Narnie.
-Nie ty ją najechałeś, masz do niej tyle samo praw co Miraz. Ty, on , twój ojciec!- krzyczał na księciem blondyn. O matko, co się dzieje,że ja tak myślę o moim królu. Ostatnie słowa poruszyły Kaspiana do głębi i ruszył na króla z mieczem.
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasíaW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...