POV. SOPHIA
-Sophie coś się stało?- głos Łucji odbijał się w mojej głowie gdy siedzieliśmy w naszej komnacie. Zuzanna i Kaspian wyszli na spacer, Piotr poszedł potrenować, a ja i pozostałe rodzeństwo siedzieliśmy w pokoju. Minął już tydzień odkąd zaatakowaliśmy twierdzę i dwa dni od mojego cudownego spaceru z Edmundem. Przemyślałam to wszystko co się wtedy działo i doszłam do wniosku,że tak być musiało. Że nie mogę polecieć. Może Aslan zobaczył to i uznał,że za mało uwagi poświęcam wojnie i król mnie rozkojarza dlatego zesłał tam tego Telmara by nam przerwać. Tak być musiało. Dlatego przez te dwa dni unikałam takich sytuacji z brunetem, choć trudno mi oderwać wzrok od jego cudnych oczu.
-Nie nic.-opowiedziałam najmłodszej, a ona spojrzała na brata. Nie potrafiłam odczytać z jej twarzy żadnych emocji czy zamiarów. Wydawało się,że piorunują wzrokiem mapy i pergaminy które przeglądałam. Świetnie, jeszcze tylko brakuje tego by uznali mnie za przepracowaną.
-Jesteś głodna?-szatynka najwyraźniej nigdy nie odpuszcza.
-Nie.- znów na siebie spojrzeli co mnie powoli zaczynało wkurzać.
-Może zmęczona?- dziewczyna spojrzała na mnie jak na największe biedactwo które nie potrafi o siebie zadbać.
-NIC MI NIE JEST!-krzyknęłam. Wymieniła spojrzenia z chłopakiem, a ja dostałam szału. Jednym ruchem ręki zepchnęłam wszystkie zwoje i mapy ze stołu na kamienną podłogę. Rozpuściłam moje jasne niemal białe włosy z kucyka, chwyciłam do ręki mój miecz i wybiegłam z komnaty. Usłyszałam za sobą krzyki Edmunda przez co przystanęłam na moment i obróciłam się w jego stronę.
-Przecież widzę,że coś stało. Kaspian był niemiły?-podszedł do mnie.
-Wszystko jest w porządku.-zapewniłam uparcie broniąc swojego zdania. Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy próbując odczytać mój nastrój. Niedoczekanie...
-Pani generał.-głos z tyłu przerwał tą chwile. Odskoczyłam od bruneta i skierowałam, wzrok na dowódce faunów.
-Tak?
-Kogo mamy wysłać na zwiady?
-Nie musicie nikogo. Miałam akurat ochotę się przewietrzyć więc sama chętnie pojadę.-oznajmiłam na co on tylko skinął głową dodając,że przygotuje konia i gdzieś poszedł. Kiedy już miałam pójść za nim król złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
-Jadę z tobą.-powiedział stanowczo.-Nie puszczę cię samej.
-Jak wasza wysokość chce.-wzruszyłam ramionami i razem wyszliśmy z kopca. Przed nim stał już owy faun z wielkim narnijskim rumakiem. Edmund wziął od niego wodze i gestem pokazał by zostawił nas samych. Wiedziałam o co mu chodzi, ale i tak uparcie próbowałam sama wsiąść na konia. Oczywiście musiało to skończyć się tak,że wylądowałam na ziemi obok rozbawionego króla. Muszę pożyczyć te schodki od Miraza.
-I z czego się król tak śmieję?- zapytałam ironicznie i wstałam, a on skrzywił się na wymieniony przeze mnie tytuł.
-Może ci pomóc?-wyszczerzył się do mnie.
-Byłoby miło.-chłopak położył swoje dłonie na mojej tali przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Podniósł mnie i już po chwili byłam na koniu. On usiadł za mną i chwycił wodze. Na widok mojego niezadowolonego spojrzenia uśmiechnął się triumfalnie. Objął mnie ramieniem i popędził konia.
***
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasíaW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...