POV. SOPHIA
Do naszego ataku na twierdzę Miraza została niecała godzina. Wszyscy chodzili jacyś poddenerwowani, poprawiali zbroje i ostrzyli miecze. Ja byłam tak zwaną Oazą Spokoju w tym tłumie nerwów. Ubrałam pełną zbroje oprócz hełmu. Nigdy go nie noszę. Wzięłam do ręki dwa miecze i zawiesiłam je przy pasie. Byłam gotowa.
Podczas mniejszej narady ustaliliśmy,że ja i Król Sprawiedliwy polecimy na gryfie by dać naszym oddziałom znak. Król Piotr, Kaspian i Królowa Zuzanna mieli również lecieć na tych fascynujących stworzeniach podobnie jak dowódcy poszczególnych oddziałów oprócz Filiasa i Gromojara którzy kierowali tymi co mają ukrywać się w lesie do czasu aż brama zostanie otwarta by mogli wbiec i nam pomóc.
Postanowiłam wyjść już z kopca i na polanie poszukać któregoś z władców by omówić ostatnie szczegóły. Niemal od razu natknęłam się na Króla Wielkiego.
-Słuchaj, idź do Edmunda i przygotujcie się, przypominam,że lecicie jako pierwsi.- powiedział nerwowo poprawiając pas.
-Dobrze. Niech wasza wysokość powie gryfom by się szykowały i znajdzie takiego co uniesie naszą dwójkę. - odpowiedziałam.
-O kwestię ciężaru się akurat nie martwię.- zmierzył mnie wzrokiem na co się zaśmiałam i ukłoniłam odchodząc. Kiedy szukałam Sprawiedliwego wiele stworzeń które zostawały w kopcu podchodziły do mnie życząc powodzenia. Wśród nich była sama Królowa Łucja. Do wyjazdu, a w moim przypadku wylotu pozostało dwadzieścia minut. Nagle zauważyłam tak dobrze znaną i uwielbianą przeze mnie postać. Mimo mroku i ciemności jakie panowały poznałabym go wszędzie.
-Filias- objęłam przyjaciela, a on odwzajemnił uścisk. Czułam się przy tym centaurze taka maleńka.
-Obiecaj,że będziesz na siebie uważać.- powiedział ciepło patrząc mi w oczy. Czy ja mam mu to przyrzec?
-Tylko jeśli obiecasz mi to samo.- rzekłam i oboje się uśmiechnęliśmy.
-Obiecuję.-pocałował mnie po przyjacielsku w czoło.
-Obiecuję.
-Hej, Sophie!- obróciłam się i ujrzałam wysokiego bruneta o czekoladowych z lekkim odcieniem złota, tak niezauważalnym,że tylko ja go chyba dostrzegam. W skrócie stał za mną mój król. Przytuliłam Filiasa mam nadzieje,że nie po raz ostatni, a on ruszył w swoja stronę.
-Jesteś gotowa?- zapytał gdy podszedł do nas jakiś gryf.
-Jak zawsze.- moja szybka reakcja miała pokazać,że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Ej, wszystko będzie dobrze.- on jednak najwidoczniej wyczuł mój przecież tak dobrze ukryty lęk.
-Mam taką nadzieję, wasza wysokość.-zmarszczył brwi.
-Przecież prosiłem byś zwracała się do mnie po imieniu.- złapał mnie za rękę patrząc głęboko w oczy. Poddałam się chwili. Gapiłam się jak głupia w hipnotyzujące oczy króla które pochłaniały mnie całą . Wierciły dziurę w moich czarnych tęczówkach. Przybliżył się do mnie tak,że nasze twarze dzieliły centymetry i wtedy.... poczułam coś dziwnego.Coś jakby rozpychało się u mnie w środku, tylko co to jest i co do cholery we mnie robi?! Spuściłam wzrok i wyrwałam królowi moja dłoń.
-Najwyraźniej cię nie posłuchałam.
POV. EDMUND
Lecieliśmy trzymani przez gryfa... Ja i Sophia przytuleni do siebie gdy wielkie łapy stworzenia trzymały nas za boki. Dziewczyna cały czas unikała mojego wzroku i wyrywała mi się gdy próbowałem ją objąć, omal przy tym nie spadając. W końcu dostrzegliśmy zamek. Popatrzyłem na nią, a ona na moment spojrzała też na mnie i wyszeptała:
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasíaW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...