Rozdział 43 "Ramandu Wyspą Wyznań"

1.7K 51 74
                                    


POV. EDMUND

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. W zasadzie to z półprzytomności wybudził mnie głos siostry:

-Szybko wstawajcie! Błękitna gwiazda! - otrząsnąłem się gotowy do całkowitego przebudzenia. Dopiero gdy chciałem się podnieść poczułem jak ktoś prawie niewyczuwany leży na mnie, dokładnie to głowa najśliczniejszej kobiety na całym świecie spoczywała na mojej klatce piersiowej. Nie chcąc jej gwałtownie budzić delikatnie przysunąłem twarz bliżej jej uszu.

-Kochanie, pora wstać.- pogłaskałem ją po głowie, na co mruknęła jakieś niezrozumiałe słowa i zaczęła się powoli podnosić. Jej zaspana twarz wydawała się prościej mówiąc jak zawsze idealna.

-Błękitna gwiazda.-zachichotałem cicho na jej opóźniony proces przetwarzania informacji dookoła. Gdy tylko otworzyła swoje piękne, hebanowe oczęta po raz kolejny świadomość jak bardzo ją kocham i jak wiele potrafiłbym dla niej zrobić uderzyła we mnie niezwykle mocno. Westchnąłem na tą myśl gdy już siedziała wpatrzona w morze, usadowiona tyłem do mnie.

-Jesteśmy już coraz bliżej...- chyba nie zrozumiałem zbytnio jej przekazu bowiem mówiąc to wydawała się smutna. Lekko zmartwiony przybliżyłem się do niej i szczelnie zamknąłem w ramionach. Nagle jak grom z jasnego nieba uderzyły we mnie wspomnienia tego co wyrabiałem zeszłej nocy na pół świadomy sytuacji. Wstyd przed samym sobą odnalazła każdy, nawet najbezczelniej schowany skrawek mego umysłu i zaczął powoli rozkruszać złudnie wieczną dumę. Ubiegając faktów chciałem przecież poczuć Sophie na plaży przy wszystkich, sprawiałem jej ból i prawie się oświadczyłem. Takie zachowanie nie przystoi królowi, nawet pod względem jego poddanych. Zachowałem się jak egoistyczny, narcystyczny książę, który traktuje swoją tak zwaną ukochaną jak zabawkę do zaspokajania potrzeb. Nie ma granic tego jak bardzo siebie w ty momencie nienawidziłem. 

Ten czas mogłem wykorzystać jakkolwiek, choćby powiedzieć jej co naprawdę czuję. Jak bardzo ją kocham. Jej oczy, niby tak proste, a chwilami widzę w nich więcej niż jestem w stanie śnić. Jej uśmiech, kiedy to dodatkowo ukazuje równe białe zęby, a kąciki jej ust idą w górę. Same jej usta również kocham, ich smak, miękkość niczym u płatka róży czy innego pięknego kwiecia. Jej włosy o odcieniu którego nigdy nie potrafiłem rozgryźć, były jasne, bardzo jasne, to wiem na pewno. Kocham jej charakter, jej przenikliwość i nadzwyczajny spryt. Jej mądrość życiową i doświadczenie w tym co od wieków robi. Miłość jaką otacza Narnie i tych na których jej zależy. Dłonie które wyciągnie do leżącego i chęć pomocy wszystkim. Jej zaciętość w walce, samą umiejętność walki. Jej momentami nierozumiane przeze mnie humorki i nastrojami.

Dni by mi nie starczyło gdybym chciał wymienić to wszystko za co kocham Generał Ottis.

-Coraz bliżej by uratować ludzi.-mruknąłem czując potrzebę ponownego usłyszenia jej głosu. Chciałem przegonić cały smutek który niestety musiał w niej teraz tkwić, raz na zawsze zabić jego przyczynę...

-I o raz bliżej końca.- i już wiedziałem. Nie dam rady zabić przyczyny, bez względu na to jak bardzo się staram i jak bardzo ją kocham. Po tym wszystkim wraz z Łucją będziemy musieli wrócić do naszego świata i już nie przybędziemy z powrotem do Narni po raz czwarty. Mieliśmy zakończyć swoją przygodę z tą krainą wracając do "domu". Tyle, że dla mnie prawdziwym domem była teraz Narnia, to tutaj osiedliło się moje serce, przy  Sophii. Nie chciałem odchodzić, nie po raz kolejny, nie chciałem jej opuszczać, ale przegrałem ze swoim przeznaczeniem i muszę to zrobić.

-Nie myśl teraz  tym.- przycisnąłem wargi do jej czoła, niemal równie szybko je z powrotem odsuwając. Odwróciła głowę w moją stronę, otwierała usta, już chciała coś powiedzieć, ale ktoś uprzedził ją wystarczająco szybko:

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz