POV. SOPHIA
Nie czułam teraz radości, lecz ulgę.
Ulgę ze świadomości, że przed śmiercią powiedziałam te proste, pozornie nic nie znaczące słowa. Przed śmiercią która niechybnie miała nadejść, zawsze odchodzą ci najszczęśliwsi. Nie miałam nawet skrytych zamiarów by oszukać przeznaczenie i udawać smutną niedolę. Puki jeszcze niebezpieczeństwo jakie skrywa mrok jest odległe mogę cieszyć się każdym oddechem który dzielimy. Prostymi słowami, które lekkomyślnie opuszczają nasze usta. Sekundami gdy jeszcze żyjemy razem, puki on jest mój, a ja jego.
Szczerzyłam się jak głupia przytulając się do jego ramienia gdy wracaliśmy w stronę szalup. Niezwykła błogość opanowała mój umysł, a istna burza szalejących w nim wątpliwości ustała i nic nie wskazywało na to, że powróci. Stare zwyczaje łączą ludzi od lat, najstarsze i najmocniejsze słowa jakie znał świat były obietnicą, że będę czuć się dobrze. Bowiem w Narni słowa "Kocham cię" są czymś więcej niż zwykłym wyznaniem uczuć.
Nawet okrutna prawda nie była teraz w stanie osłabić mojego szczęścia, choć w zasadzie nie musiała. Ona już niedługo wygra, mimo wszystko. Wszyscy wiemy, że zbliża się koniec, nie ważne jaki. Nawet świadomość, że niedługo stracę go na zawsze wydawała się tak odległa i nieistotna. Przestałam już przywoływać ją w pamięci.
Miłość jest wielka, nigdy nie śmiałam nawet sądzić inaczej.
-Sophie...- spojrzałam w górę by ujrzeć te niebywale piękne czekoladowe tęczówki, nie wyobrażam sobie pożądać widoku czegokolwiek bardziej. Widząc mój pytający wraz twarzy uśmiechnął się w TEN jedyny i niepowtarzalny sposób. Uśmiech którym rozbrajał mnie za każdym razem powoli zdawał się być jego codziennością. Puścił moją dłoń i łapiąc mnie za biodra ustawił nas tak, że stałam prosto do niego widząc jego klatkę piersiową. Uniosłam głowę a niewinność z jaką to zrobiłam była jedynie przykrywką dla zachłanności z jaką chciałam znów ujrzeć jego młodą, lecz męska twarz.
-Płyniemy na Wyspę Mroku i chcę żebyś wiedziała, że nie pozwolę by stała ci się jakakolwiek krzywda, obiecuję.- przycisnął wargi do mego rozgrzanego czoła po raz kolejny zsyłając na mnie falę rumieńców. Dobrze wiem, że uwielbia tą grę w rycerza na białym koniu, ale naprawdę chciałabym żeby w końcu pogodził się z faktem, że w naszym przypadku to nie działa.
-To ja będę pilnować by Królowi nic się nie stało i jak będzie taka konieczność to przypłacę o to życiem.- stanęłam na palcach i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Gdy tylko te rozgrzane wargi musnęły moje poczułam jakby siła całego wszechświata właśnie zebrała się we mnie. Czułam dziwnie niesamowitą lekkość nie tylko na sercu.
-Chodź.- mruknęłam łapiąc jego dużą dłoń i ciągnąć w stronę statku. Uśmiechnął się szeroko i dał mi się prowadzić choć jestem pewna, że podświadomie twierdził, że powinno być na odwrót.
***
-Co nas tam czeka?- uległam myśli, że nawet tak rosły minotaur którym w końcu był Tavros również boi się wyspy z której nikt podobno jeszcze nie wrócił. Legend o niej słyszałam więcej niż prawdopodobniej ktokolwiek, ale najczęściej powtarzano mi tą o tym jak mrok współpracuje tam ze złymi mocami i całą istniejącą ciemnością. Umrzeć tam przez wody lub potwory morski to zaszczyt i niesamowite szczęście w porównaniu do tego jak można umrzeć tam z szaleństwa. Mrok od zawsze miotał w umysłach, a skoro płyniemy do miejsca gdzie się rodzi to nie przeczuwam szczęśliwego zakończenia, przynajmniej dla wszystkich. Jako osoba z niezwykle słabą wolą, łatwa do omamienia i bez poczucia kontroli nad samą sobą spisałam się dawno na straty tej wyprawy, wprost przeczuwałam, że nie wrócę.
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasíaW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...