POV. EDMUND
Walczyliśmy.
O to wszystko co lata temu jako władcy dostaliśmy pod opiekę, o Narnię i o jej wolność. Telmarowie to ciężcy przeciwnicy bowiem znali mnóstwo sposobów narnijczyków, a jedyna osoba która znała ich jak własną kieszeń nie była tu niestety obecna. Niestety?
Nawet przez moment nie sądziłem, że Sophia zdradziła, a potem uciekła. Jednak trzeba przyznać, że jej zachowania czasem naprawdę nie da się zrozumieć. Nie myślałem jednak teraz o tym, mimo, że w środku dalej miałem wyrzuty sumienia. Wiem, że moje rodzeństwo i książę boją się o nią prawie tak bardzo jak ja. Jedyne czego pragnąłem teraz to mieć pewność, że nic jej nie jest.
Kolejny żołnierz padł na ziemię martwy z moich rąk. Ścisnąłem mocniej rękojeść miecza i pobiegłem ku kolejnemu śmiałkowi który uważał się za godnego walczyć z królem. Pot ściekam z czoła, a niepokój rósł w siłę. Katapulty wroga zmiażdżyły kopiec. Zaskoczyli nas bardziej niż my gdy podcięliśmy im grunt pod nogami. Nasz atak był idealny lecz nie zatrzymał ich wojsk. Teraz nawet nie mieliśmy dokąd się wycofać. Mimo wszystko walczyliśmy...
-Edmund! Patrz!- krzyk Zuzanny był przepełniony radością. Spojrzałem w kierunku który wskazywała, a moje serce gwałtownie przyśpieszyło. Skakało i radowało się bowiem widziałem moją ukochaną gnającą samotnie na koniu do naszego najbliższego oddziału. Ten widok od razu dodał mi sił. Rozpocząłem walkę dwoma mieczami, tak jak uczyła mnie Sophie. Ręce wysoko w górze i cięcie raz za razem, nie wychodź z pozycji, zamachy precyzyjne i nigdy się nie wahaj.
Poczułem nagły przypływ energii.
Czy to sama obecność jasnowłosej czy uczucia które kieruję w jej stronę. Jedno i drugie.
Nigdy nie zapomnę tej bitwy. Walczyliśmy jak nigdy wcześniej. Precyzyjniej, pewniej i szczerzej. Już nie byliśmy przyszłymi władcami którzy starają się naśladować swoich rycerzy. Teraz jesteśmy królami którzy mają nadawać przykład niezłomnych i niepokonanych. Być może staliśmy się tacy po naszej koronacji, a może dopiero z powrotem do Narni....
A byliśmy tacy od zawsze... Tylko musieliśmy to odkryć.
Dokładnie wiem, że odkryłem siebie gdy pierwszy raz poczułem, że nie mogę kogoś stracić.
Król przecież troszczy się o swoich poddanych, zwłaszcza gdy jest SPRAWIEDLIWY.
Czyli mnie tak naprawdę odkryła moja ukochana. Wyjątkowa dziewczyna o wielkim sercu które było skute lodem, a ja starałem się ten lód roztopić. Starałem się o kogoś. Czułem, że mi zależy.
Odkryła mnie Sophia Ottis, generał Armi Aslana, Wojsk Narni, MOJA przyszła królowa.
POV. SOPHIA
Walczyłam o wszystko i za wszystko. Po prostu walczyłam i wygrywaliśmy.
-Ku Berunie!- wydarł się ktoś, a Telmarowie zaczęli uciekać w stronę swego mostu który ośmielili się postawić na naszych ziemiach. Narnijczykom nie potrzebna była komenda, pognaliśmy za nimi. Zeskoczyłam z konia i wpadłam prosto w ramiona Kaspiana.
-Przez chwilę naprawdę myślałem, że nas opuściłaś.- widziałam pojedynczą łezkę spływającą po jego zaczerwienionych policzku.
-Musiałam wrócić, takie już mam przeznaczenie.- szczery uśmiech wdarł się na moją twarz. Gdy wydostałam się z uścisku księcia oboje pobiegliśmy równo w stronę uciekających wrogów.
I nagle zamarłam.
Po przeciwnej stronie mostu stał on. Nadzieja, najjaśniejszy jej promyk który w ty momencie zaraził mnie swoim wrodzonym spokojem. Obok niego stała urocza jak zwykle Łucja uśmiechnięta szeroko i chyba nie zdająca sobie sprawy z tego, że armia Telmarska idzie prosto na nich. Musieli pokonać jedynie most, a my byliśmy za daleko by zrobić cokolwiek. Mimo wszystko czułam spokój.
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasíaW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...