Rozdział 12 "Nadzieja to za mało"

1.6K 57 30
                                    

POV. SOPHIA

No i stało się...

Tymczasowe zaspokojenie ludzkich pragnień ruszyło. Mieliśmy zginąć marnie, ale udawaliśmy, że tak nie jest. Kłamaliśmy sami siebie, przyszywaliśmy fałszywe uśmiechy do twarzy. Wszystko byle nie siać paniki. Możemy ją rozpocząć, gdy Telmarski Pan wyrzuci nas na bruk.

Dopiero wtedy będziemy mogli się obawiać.

Król Sprawiedliwy jako cel wyznaczył sobie zaproponować Mirazowi pojedynek władców. Ostateczność by zachować honor. By walczyć z koroną na głowie bądź jej brakiem o koronę bądź jej brak. Oczywiście wzięliśmy również pod uwagę fakt, że damie "król" nie odmówi. Tak więc ja jako generał odważyłam się wyrazić mą chęć do pójścia tam wraz z młodszym królem Narni. Jako obstawa, jako pomocna dłoń, jako prawa ręka. Jako kobieta której Miraz się boi.

Gotowa na to interesujące wyzwanie wyruszyłam z kamiennej komnaty. Przed kopiec, korytarzami do miejsca gdzie miałam się spotkać z Królem Edmundem. Królowa Łucja i Książę Kaspian postanowili mi towarzyszyć.

-Pasujecie do siebie.-zagadała mnie szatynka uśmiechając się niewinnie i dziecinnie. Przez moment musiałam rozmyślać, nie do końca rozumiałam o co chodzi.- Ty i Edmund.

I tu już rozumiałam.

-Wybacz, ale ja tego nie widzę. Nie widzę między nami niego co nie uwzględnia władzy, korony, królewskości i walki.- przyznałam brzmiąc tak oschle i obojętnie, że w duchu bałam się iż młoda władczyni może odebrać to jako odrazę. Szorstki naszyjniku, czekam na ciebie.

-To nie zmienia faktu, że kieruje wobec panny generał swe zainteresowanie.- do rozmowy dołączył książę. Spojrzałam na niego z politowaniem.

-Podobnie jak ty kierujesz je w stronę Królowej Zuzanny.- niepohamowany śmiech który wydobył się ze mnie sprawił, że on na chwilę przystanął.

-Tak nie wolno.- udał złego mając na myśli moje słowa przez co nadal głupio się śmiałam. Do niegodnego w czasach wojny śmiechu dołączyła jednak królowa co sprawiło, że poczułam się bardziej luźniej niż powinnam. Poczułam jak me serce atakuje dziecięca beztroska. Sama radość. Zupełnie jakby nagle, zupełnie nagle cała wojna zniknęła.

Wyszliśmy przed kopiec. Szanowny książę podszedł prosto do króla Edmunda. Utkwiłam na moment na nim swe spojrzenie, ale następnie przerzuciłam je na Królową Łucję. Dwóch młodzieńców zamieniło parę zdań, znacznie ograniczających moją swobodę beztroskich ruchów. Przymrużyłam oczy chcąc rozkoszować się ostatnią chwilą spokoju.

Czarnowłosy odszedł w swoją stronę. Nadszedł mój czas. 

Skłoniłam się królowej, z uśmiechem oddała ukłon. Odeszła w stronę Zuchona, natomiast ja zakłamanie pewnymi krokami ruszyłam przed oblicza cudownego władcy. Znów krótko się skłoniłam. Jednak nie przyjacielsko, jednak nie swobodnie jak przed Łucją, Zuzanną czy Piotrem. Przed Królem Edmundem kłaniałam się jak przed prawdziwym władcom.

-Miło, że zechciałaś mi towarzyszyć piękna pani.- powiedział sucho i spokojnie lustrując całą mnie czujnym, badawczym wzrokiem. Iskierki światła szalały w jego idealnych oczach zupełnie jak spadające gwiazdy które już nie sto razy podziwiałam na zamkowych balkonach.

-Cała przyjemność po mojej stronie, mój królu.- widoczny rumieniec na mych policzkach sprawił, że jego uśmiech się powiększył i ukazał równe białe zęby.

-Idziemy?- spytał wskazując drogę przez wysuszone, częściowo obmarłe trawy niegdyś perfekcyjnej polany. Po należy wspomnieć, że kopiec Aslana otaczały dwie drogi. Jedna jest tą którą tu przybyliśmy. Jest żywa, urodzajna, piękna i kwiecista. Biegają tam białe zające, driady i nimfy sadowią się wśród kwiatów i moczą nogi w miejscowych niewielkich strumieniach. Ta część jest jak nasza idealnie wieczna narnijska nadzieja. Jest jak spokojna oaza pośród huku.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz