POV. SOPHIA
-Zgodził się...-po raz dziesiąty usłyszałam drżący głos Piotra. Krążył po naszej komnacie powtarzając to co parę sekund tak jakby jeszcze do niego nie dotarło.
-Na czym stanęło.-Kaspian wszedł do pokoju po ustaleniu ostatnich szczegółów dotyczących pojedynku i wyjazdu królowych.
-Denerwujesz się?- Edmund wyraźnie czuł strach brata który ten starał się ukryć sztucznym, złudnym uśmiechem.
-Nie.-opowiedział szybko blondyn siadając na fotelu.
-Będziemy tam z tobą.-położyłam swoją dłoń na jego kolanie.- Jesteś wielkim królem Narni, a Miraz intruzem. Pokonasz go, ja to wiem. - dodałam, a on uśmiechnął się niespokojnie. Wstał i mnie przytulił.
-Dzięki.-wyszeptał.
-Dobra, dość tych czułości.-zdenerwował się Ed, a ja omal nie zemdlałam ze zdziwienia.
-A co zazdrosny?-zaśmiał się książę. Powiedz nie, powiedz nie, powiedz nie, powiedz...
-Tak.-jak gdyby nic. Jedno słowo wypowiedziane jak gdyby nigdy nic zmienia moje nastawienie i sposób widzenia na wiele spraw. Idioto, miałeś powiedzieć nie i wszystko było by prostsze. Tak trudno mi zrozumieć dlaczego on jest o mnie zazdrosny.
-Przepraszam na chwilę.- zrobiło mi się okropnie gorąco. Wyszłam z komnaty. Nie, to nie tak miało wyglądać. Król Edmund Sprawiedliwy jeden z Czterech Władców Sprzed Wieków nie ma być o mnie zazdrosny... On jest królem. To się nie mieści mi teraz w głowie. Wybiegłam na świeże powietrze nie zważając na krzyki chłopaka za mną. Usiadłam na skale i wgapiłam się w oddziały wroga. Tego jest za dużo. Wojna, uczucia, pojedynek, Edmund... Nie radzę sobie.
-Sophie.-usłyszałam za sobą jego głos. Przepełniony niezrozumianą przeze mnie troską... Ten niezauważalny promyk złota w jego oczach błyszczał teraz jasno. Podszedł bliżej mnie.
-Tak.-szepnęłam nadal patrząc jak zahipnotyzowana w jego śliczne tęczówki. Nie, no jak można być tak łatwym do oczarowania jak ja?! W sumie to jedynie temu brunetowi to się udało, ale to nie zmienia faktu,że mi się to nie podoba. Jak już mówiłam, nie radzę sobie. Czy tak powinno być? Ja naprawdę nie wiem co czuję.
-Coś się stało?-zapytał czule. Nie wcale, tak po prostu sobie wybiegłam z komnaty sekundę po twoim zaskakującym wyznaniu.
-Potrzebowałam świeżego powietrza.- nie do końca kłamałam. Nadal było mi gorąco.
-Źle się czujesz?- zaniepokojenie samo o sobie powiedziało. Jedną ręką złapał moje biodro, a drugą przyłożył mi do czoła. Kiedyś przez niego zwariuję.
-Ależ skąd.- uśmiechnęłam się zapewniając,że wszystko ze mną w porządku, jednak go nie odepchnęłam.
-To dziwne...-zaczął przybliżając się do mnie. Jego ręce teraz wylądowały na mojej tali, a wzrok nadal pochłaniał moje oczy. Nic nie mów, błagam. Nic nie mów, nic nie mów, nic nie...
-Ale czuję,że chce być przy tobie.- no i powiedział. Powiedział na głos to co oboje myśleliśmy i czuliśmy. Jedyne czego mogłam być pewna to to,że chcę być tu i teraz. Z nim. Mimo wszystko. Wyraźnie czekał na moją odpowiedź, a ja zamiast oddawać się chwili walczyłam sama ze sobą. Może jednak wiem co czuję, ale i tak tego nie przyznam. Nie. Nie przyznam. Jestem silna. Mam za dużo obowiązków. On jest królem. NIEWYKONALNE. Nie mów mu, nie odpowiadaj, nie...
-Zatem jest nas dwoje.- no i powiedziałaś. I co wydarzyło się potem? Pocałował mnie. Edmund Pevensie Król Narni pocałował mnie, a co gorsza ja to oddałam. Liczył się tylko on...
I wtedy zrozumiałam.
Że ja to czuję i tego nie zmienię. Chcę być przy nim jako ktoś kto jest, nic nie znaczy, ale jest i chcę tak tylko dlatego, że nie będę nigdy nikim więcej niż generałem który będzie przy swoim władcy do samego końca. Chcę być przy nim, bo to właśnie czuję.
Tak być nie może. Musisz się skupić na wojnie Sophie. Zwyczajnie sobie nie radzę, a on sprawia,że mam ochotę rzucić to wszystko i po prostu być przy nim. Nigdy jeszcze nikogo tak bardzo nie pragnęłam. Najważniejszy jest pojedynek, a ja muszę się wreszcie otrząsnąć. Zacząć żyć wojną.
Chłopak dalej zachłannie mnie całował mimo, że przestałam to oddawać. W końcu nie wytrzymałam i odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie zdziwiony z wyraźnym smutkiem i żalem. Mu zależy, mi zależy, ale muszę to skończyć dla własnej wygody. Co jest ze mną nie tak? Znów się do mnie przybliżył, ale tym razem mocno go popchnęłam i zrzuciłam jego ręce z mojej tali.
-Przestań.-ledwie tłumiłam płacz.
-Czemu?
-Mam teraz dużo na głowie, nie mogę się rozpraszać.- nie chciałam kłamać i nie będę.
-Czyli aż tak na ciebie działam?-uśmiechnął się łobuzersko.
-Kto tak powiedział?- prychnęłam, nie pozwalałam mu się ani trochę zbliżyć.
-Chyba mi nie powiesz,że nic nie czułaś. Teraz czy tam w rzece...-pokręcił głowa jakby sam chciał zaprzeczyć swoim słowom.
-Ed, zrozum.-złapałam jego policzki w dłonie.-Nie jesteś mi obojętny, ale ja nigdy się tak nie czułam. Muszę to zrozumieć, przemyśleć i oswoić się z tym. To jest naprawdę dla mnie ciężkie, a co dopiero w tych czasach. Teraz najważniejsza jest walka, pojedynek i wygrana. Nie radzę sobie z tym wszystkim.
-Pomogę ci.
-Nie.- wytarłam łzy i spoważniałam.-To nie jest konieczne wasza wysokość.-skrzywił się.
-Mam czekać?-wydawał się lekko zirytowany.-Kiedy łaskawie wielka pani generał będzie gotowa powiedzieć mi co czuje?! - jest taki.
-To nie jest takie proste!-wrzasnęłam.
-A może ty po prostu tego nie chcesz.-teraz to on krzyczał.
-Królu chyba nie twierdzisz...
-Jako twój król rozkazuję powiedzieć mi prawdę! - jak on śmie?! Rozpłakałam się.
-Prawda jest taka,że nie radzę sobie z tym wszystkim, a uczucia jakimi być może cie darze wcale nie pomagają. Potrzebuję czasu!
-No bo wcale już go nie miałaś?!
-Słyszysz sam siebie?
-Uwierz mi,że tak.
-Nie wiem jak jest w królestwie w którym dorastałeś panie, ale tu w Narni uczuć się nie pogania.- na te słowa widocznie się uspokoił. We mnie jednak emocje cały czas latały i nie miały zamiaru opaść.
-Po co teraz za tobą pobiegłem?- zadał pytanie jakby sam do siebie.-Nic by się nie wydarzyło.
-Wiesz wszystko to co między nami było naprawdę nie powinno się wydarzyć.
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasyW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...